Dariusz Stanaszek: "W 1. Lidze łatwo przecenić swoje możliwości"

25.07.2018
W miniony weekend piłkarze GKS-u Jastrzębie zainaugurowali zmagania na zapleczu LOTTO Ekstraklasy. Choć podopieczni Jarosława Skrobacza przegrali pierwszy mecz ligowy, prezes klubu zapewnia, że GKS jest gotowy na grę na zapleczu Ekstraklasy pod względem organizacyjnym i sportowym. 
Tomasz Błaszczyk/Pressfocus
Piotr Porębski (Sport Śląski): Jakie nastroje panowały w klubie tuż przed inauguracją Fortuna 1. Ligi? Ekscytacja czy obawa czy zespół podoła na zapleczu Ekstraklasy?
Dariusz Stanaszek (prezes GKS-u 1962 Jastrzębie):  Pod względem organizacyjnym na pewno był drobny chaos, bo trzeba było przygotować wiele rzeczy, natomiast pod względem sportowym nie ma i nie było żadnych obaw. Zespół jest przygotowany na walkę w pierwszej lidze, gdyż w dość niezmienionym składzie przeżył już sporo – od utrzymania w trzeciej lidze po awans na zaplecze Ekstraklasy. Na pewno nie będzie łatwo, musimy być mocno zdeterminowani by osiągnąć zamierzony cel. 
 
Po tym meczu z Wigrami klub odczuwa pewnie spory niedosyt. W końcu tamto spotkanie wcale nie musiało się skończyć waszą porażką. 
Tak. Przypomina mi się Puchar Polski, wynik taki sam, niewykorzystana sytuacja w ostatnich minutach, walka i piękny gol Damiana Tronta. Pozostaje niedosyt, ale taka jest piłka.
 
Mecz z ekipą z Suwałk był pewnie wyjątkowy pod innym względem – w końcu zawodnicy przez to spotkanie uczcili pamięć ofiar katastrofy w kopalni Zofiówka.
Dzięki współpracy z Jastrzębską Spółką Węglową mogliśmy wspólnie coś takiego zorganizować. Kibice byli bardzo zaangażowani, przygotowali specjalną oprawę i dbali o to, by ta otoczka była jak najbardziej podniosła i chcieli jak najlepiej oddać hołd wszystkim ofiarom. Wszyscy bardzo przeżyliśmy tą katastrofę w naszym regionie. Pokazaliśmy jednak, że pamiętamy o ofiarach i będziemy zawsze pamiętać. W końcu GKS to klub wywodzący się z górnictwa, rzesza kibiców pracuje właśnie na dole, a praca górnika nie tylko jest ciężka, ale również bardzo niebezpieczna. Tym żyją całe rodziny, dlatego powstał ten projekt. Często nasza fundacja organizuje akcje charytatywne dla osób potrzebujących pomocy. Organizowaliśmy bieg charytatywny Piwna Mila i jedną z pierwszych osób, która zapisała się na niego, był kibic naszego klubu i jedna z ofiar wypadku na kopalni. Kiedy myślę o tym i patrzę na naszych kibiców, widząc ich zaangażowanie w organizacje i pomoc dla innych to jestem dumny, że mogę w tym wszystkim uczestniczyć. 
 
Na taki mecz jak z Wigrami klub z Jastrzębia czekał blisko 9 lat. Klub przez ten czas wykonał naprawdę tytaniczną pracę, biorąc pod uwagę degradację oraz wszystkie problemy organizacyjne, z którymi GKS się zmagał tuż pod koniec ostatniego pobytu w pierwszej lidze.
Tak, przez ten czas zmieniło się w klubie naprawdę sporo. Udało nam się m.in. utworzyć Akademie na bazie Szkółki Piłkarskiej MOSiR, stworzyliśmy Szkołę Mistrzostwa Sportowego, powołaliśmy fundację – ogólnie mówiąc stworzyliśmy wiele rzeczy, które pomagają zwiększyć potencjał klubu. Nie chcemy tworzyć GKS-u z jednorocznym epizodem na poziomie pierwszej ligi bądź Ekstraklasy, dlatego ważnym aspektem dla nas jest SMS i Akademia. W tych tematach musimy inwestować -  to w przyszłości będzie dla GKS-u Jastrzębie jednym z czynników, świadczących o sile i stabilności klubu. Ważnym elementem jest też dział marketingu, który teraz rozwijamy. Klub musi wykorzystać potencjał, dający granie na poziomie pierwszej ligi. Co do meczu z Wigrami, to mieliśmy już okazje się z nimi mierzyć w ćwierćfinale Pucharu Polski. Szkoda tylko, że ten sobotni rewanż niestety nam nie wyszedł.
 
Nawiązując do tej młodzieży, to chyba następnym celem klubu będzie wprowadzenie do niego jak największej ilości młodych zawodników z Jastrzębia. W końcu wielu zawodników z wspomnianego MOSIR-u występowało w wielu klubach, ale nie w GKS-ie.
Wielu zawodników, którzy aktualnie występują na szczeblu centralnym, mają za sobą występy w MOSIR-ze. Teraz wszystkie elementy współpracują ze sobą i powinno przynieść to ze sobą większe profity w elemencie szkolenia. Zawodnicy MOSIR-u wybierali inne kluby, bo nasz grał na poziomie 3. ligi, a organizacja była na fatalnym poziomie. Teraz tendencja się odwraca - młodzież z innych miast i klubów chce spróbować sił w naszej akademii, wiedząc że ma szanse na grę na zapleczu Ekstraklasy. Klub organizacyjnie prezentuje dobry poziom, a to przyciąga młodych piłkarzy.
 
A jak wygląda sprawa z młodzieżowcem w GKS-ie? Wiosną w drugiej lidze trener Jarosław Skrobacz miał już dosyć wąskie pole manewru w tej kwestii, a w tym okienku klub pozyskał jedynego zawodnika z takim mianem – Macieja Spychałę. 
Oprócz pozyskanego z rezerw Zagłębia Lubin Maćka mamy w kadrze kilku młodzieżowców. Cały czas muszą jednak podnosić swój poziom sportowy w naszym klubie – jest np. Piotrek Trąd, który wiosną regularnie występował w trzecioligowej Unii Turza Śląska i właśnie wrócił do nas z wypożyczenia. Trener rozważa jeszcze dokooptowanie kilku młodych piłkarzy z pierwszego składu. 
 
A jak ocenia Pan okienko transferowe w wykonaniu GKS-u?
Jestem z niego zadowolony, ponieważ pozyskaliśmy wyróżniających się zawodników na poziomie drugiej ligi, którzy w minionych rozgrywkach dali nam się we znaki. Na pewno będą mieli tutaj możliwość wypromowania się i pokazania się z jak najlepszej strony. Warto wspomnieć, że do klubu wrócił po półrocznej przerwie Kamil Adamek, który w rundzie jesiennej był naszym dżokerem w talii. Na papierze wszystko wygląda okej, ale wszystko zweryfikują rozgrywki ligowe. 
 
Nie da się ukryć, że polityka transferowa jastrzębian mogła się podobać, gdyż klub nie stawiał na ligowych weteranów, tylko na zawodników, którym naprawdę będzie zależeć na grze w GKS-ie. 
Od trzeciej ligi nasz skład był stosunkowo młody i zawsze w tej kadrze mieliśmy sporo „młodych gniewnych”. Niedawno z wieku młodzieżowca wyszli Oskar Mazurkiewicz, Dominik Szczęch czy Dominik Kulawiak i cały czas stanowią oni o sile zespołu. Zespół faktycznie jest młody i staramy się cały czas utrzymywać tą politykę transferową i pozyskiwać zawodników wyróżniających się na niższych szczeblach, którzy będą chcieli się pokazać i przy okazji wypromować. Oczywiście, mamy również w drużynie kilku zawodników doświadczonych, którzy trzymają szatnię w ryzach, a mogliby sobie poradzić na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce.
 
Kibiców ucieszył powrót do klubu wspomnianego  Kamila Adamka. Wobec jego nieudanej przygody w Bytovii można się zastanawiać, czemu nie udało się utrzymać „Adamsa” przez te pół roku, kiedy zapewnialiście sobie awans?
To było głównie spowodowane kwestiami finansowymi. Nie chcieliśmy w drugiej lidze wprowadzać żadnych kominów płacowych i działaliśmy i działamy cały czas racjonalnie. Nie chcieliśmy przesadzać z płacami dla niektórych zawodników, mających nieco większe doświadczenie. Teraz jesteśmy już poziom wyżej i mogliśmy do tych kwestii wrócić i zapewnić już mu nieco lepsze warunki finansowe. 
 
Zadowolonym można być również z faktu, że właściwie oprócz Daniela Szczepana, żaden kluczowy zawodnik nie opuścił GKS-u.
Naszym pierwszym celem było utrzymanie naszej kadry, a oprócz tego jesteśmy zadowoleni z faktu, że wielu zawodników zrezygnowało z pracy w kopalni tuż po awansie. Łączyli ją oni z grą w drugiej czy trzeciej lidze, dlatego ich całkowite skupienie na piłce traktujemy jako ogromne wzmocnienie. 
 
Skoro kadra jest już właściwie zamknięta, to chyba można wspomnieć, czy zawodnicy z waszego klubu mieli oferty z Ekstraklasy bądź innych klubów pierwszej ligi?
Mieli oferty, ale trzeba zwrócić uwagę na to, że nieważne gdzie się idzie, to nigdy nie można być pewnym pierwszego miejsca w składzie. Jeżeli ma zagwarantowany pierwszy plac w swojej drużynie na poziomie pierwszej ligi, to czasami lepiej nie ryzykować i nie wiedzieć, jak to będzie wyglądać w Ekstraklasie. U nas trener Skrobacz stara się dawać szanse każdemu, a w dodatku wielu chłopaków od nas z drużyny pochodzi z tego regionu. Inaczej też to wygląda w przypadku zespołu, gdy każdy każdego zna, kibice utożsamiają się z drużyną, a na mecze przychodzą całe rodziny.
 
W przypadku Daniela Szczepana transfer do Śląska Wrocław to dla niego życiowa szansa, ale z drugiej czeka go piekielna trudna walka o miejsce w składzie z Arkadiuszem Piechem czy Marcinem Robakiem. 
To jest na pewno piłkarz, który zażarcie będzie walczył o miejsce w składzie. Pamiętajmy, że on jeszcze kilka miesięcy temu pracował na kopalni i mimo tego stawiał się na treningi i był w naszej drużynie wyróżniającym się zawodnikiem. Na pewno będzie potrzebował we Wrocławiu trochę czasu, by powalczyć o skład, ale liczę na to, że w najbliższym czasie otrzyma swoją szansę na grę. 
 
Wracając do przeszłości – o ile runda jesienna była w waszym wykonaniu fenomenalna, to wiosną klubowi przydarzyła się niespodziewana passa czterech porażek z rzędu. Wówczas w GKS-ie zaczęto się obawiać, że tego awansu może nie być?
Takiej passy niestety trzeba było się spodziewać, bo ciężko jest grać na tym samym, dobrym poziomie przez cały sezon. Dodatkowo ten okres przygotowawczy nie przypominał zgrupowania trzeciej czy np. piętnastej drużyny w tabeli. Na pewno mogliśmy mieć w głowie już myśl, że przecież jesienią nie było na nas mocnych (oprócz Garbarni i Warty), to wiosną powinno być podobnie. Nad piątą ekipą w stawce mieliśmy już sporą przewagę, więc to rozprężenie mogło się wkraść do drużyny. Podobną sytuację mieliśmy w momencie, gdy uzyskiwaliśmy awans na szczebel centralny. Wówczas wiosna też nie była w naszym wykonaniu świetna i będziemy nad tym pracować, żeby taka passa już się nam nie przytrafiała. Na poziomie pierwszej ligi wszystko powinno wyglądać inaczej. 
 
W wiosennej rozmowie z Kamilem Jadachem pomocnik wspomniał, że w klubie jest biednie, ale stabilnie i też nawoływał o większe wsparcie ze strony Urzędu Miasta i Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Czy przez te kilka miesięcy coś się w materii zmieniło?
Jeżeli chodzi o naszą współpracę z JSW, to nie mamy podstaw do narzekania. Co do miasta, to nie mamy takiego finansowego wsparcia jak inne kluby z Fortuna 1. Ligi – przykładowo Podbeskidzie, GKS Tychy czy GKS Katowice. Na tą rundę jesienną dostaliśmy dotację w wysokości 500 tysięcy złotych, a jednak wydatków mamy dużo, dużo więcej. Dążymy do tego, żeby zrobić tutaj coś fajnego – nie tylko pod względem szkółki czy fundacji, ale również samego zespołu. By spokojnie utrzymywać się na tym drugim poziomie rozgrywkowym, potrzebne jest to wsparcie finansowe. Miasto może dzięki temu zyskać wizerunkowo na grze klubu w m.in. w Pucharze Polski czy w pierwszej lidze i dla niego jest to znakomita promocja. Obecna wartość marketingowa drużyny, występującej na drugim szczeblu rozgrywkowym wynosi 2,5 miliona złotych miesięcznie. Fajnie, że stowarzyszenie 1. Ligi dysponuje pełnym zbiorem statystyk i analiz pod kątem marketingowym, np. Deloitte'a. Dzięki temu możemy te materiały wykorzystać w późniejszych rozmowach ze sponsorami. Chcielibyśmy, by nasze miasto stworzyło spółkę na wzór innych miast np. Tychów, Katowic, Sosnowca po to, by móc wykorzystać potencjał sportu w rozwoju miasta i jego promocji. Wiem z jakimi problemami spotykają się mniejsze kluby w naszym mieście i trzeba to rozwiązać. Musimy bardziej wykorzystać prace klubów, rodziców i samych zawodników. 
 
Przez awans do wyższej ligi JSW powiększył swoje nakłady finansowe w pierwszoligowcu?
Tak i rozmawiamy już o warunkach wsparcia na kolejny sezon. Wszystko jest na dobrej drodze. Po awansie możemy więcej zaoferować naszym partnerom, którzy mogą to wykorzystać pod wieloma względami. Jeżeli chodzi o sytuację z miastem to cieszymy się, że to wsparcie jest większe, ale nie ukrywam, że niektóre zespoły, nawet które dopiero próbują awansować na szczebel centralny, mogą liczyć na więcej. Ten awans uzyskaliśmy naprawdę niskim nakładem finansowym. My musimy przede wszystkim patrzeć, jaki cel możemy wykonać za dane pieniądze. Budujemy zespół na lata, a nie klub, który po pierwszym niepowodzeniu może popaść w kłopoty finansowe. Na tym poziomie można bardzo szybko przecenić swoje możliwości. Wiemy jakim składem dysponujemy, co możemy zrobić i wszystkie aspekty budowania klubu traktujemy rozważnie.
 
Oczywiście, bo można zrobić klub w stylu jednofalowego projektu, który w razie niepowodzenia może spowodować jego bankructwo. 
Poświęciliśmy sporo czasu na analizę tego tematu. Trzeba brać pod uwagę fakt, że zawsze możemy z tej ligi spaść i wtedy musimy pamiętać, że całą pracę wykonuje ta otoczka, którą wytworzyliśmy. Ta akademia, fundacja buduje stabilizację klubu pod względem wizerunkowym i sportowym. Trzeba kształcić zawodników stąd i będziemy na to zwracać uwagę, by stanowili oni o sile klubu i później ich wypromować do lepszych klubów. Zabezpieczamy każdą rzecz pod względem organizacyjnym i nie będziemy dążyć do tego, by stworzyć projekt, który po spadku spada w otchłań i popada w ogromny kryzys – tak jak np. Polonia Bytom. Później taki klub jest ciężko odbudować, bo długi narastają. Zagrożenie jest duże, ale trzeba wszystko kalkulować i trzeba budować zespół tak, żeby nawet po spadku to wsparcie było jeszcze większe.
 
Mówiąc o stabilizacji sportowej, to w drugiej lidze jak ognia unikaliście zapewnień, że walczycie o awans. Można to było uznać za drobną kurtuazję, ale teraz w pierwszej lidze to utrzymanie będzie faktycznie podstawowym celem. 
Nie można mówić, że chce się nie wiadomo co osiągnąć i zrobić. Oczywiście, każdy uprawia sport po to, by osiągać jak najwięcej i fajnie, jak w klubie są wysokie ambicje. Chłopaki zawsze powtarzają, że w każdym meczu walczą o wygraną i niech tak będzie. Niech pokazują się z najlepszej strony i skoro udowodnili, że są godni gry na poziomie drugiej i pierwszej ligi, to nikt im tego nie zabierze.  
 
Dopiero 10 dni temu klub przedłużył wygasający kontrakt z trenerem Skrobaczem – istniała obawa, że szkoleniowiec może opuścić GKS?
Trener miał klauzulę przedłużenia we wcześniejszym kontrakcie i wystarczyło po prostu aneksować tą umowę. Chcieliśmy się jednak zachować fair i w porządku, dlatego chcieliśmy wszystko sobie przemyśleć i spokojnie ułożyć sobie cele na ten sezon. Nie było obaw o to, że trener Skrobacz nas opuści. Nie chcemy podejmować żadnych gwałtownych ruchów, szczególnie w momencie, gdy trener zrobił dwa awanse w ciągu dwóch lat. Jeżeli ktoś się sprawdza, a wielokrotnie słyszy się o tym, że kluby rezygnują z trenerów i zatrudniają kolejnych, to po co z niego rezygnować. Szkoda byłoby stracić dobrego pracownika i chcemy stworzyć warunki, żeby mógł wiązać się z naszym projektem na dłużej. Może nie chodzi tylko o pierwszy zespół, ale nie chcielibyśmy utracić takiego szkoleniowca, dlatego w razie ewentualnego odejścia rozmawialibyśmy o możliwie innych posadach dla niego w naszym zespole. 
 
Taką postawę można traktować za wzór, bo przecież np. w Odrze Opole trenera po dwóch awansach wymieniono i jak wiadomo, zatrudnionego wówczas Mirosława Smyły już w klubie nie ma.
Ogólnie w naszej piłce jest tak, że trener podchodzi do swoich obowiązków jak do zwykłej pracy, żeby coś zrobić. Trudno jest wykonywać mu określone cele w momencie, gdy on sam nie wie, czy popracuje w klubie miesiąc, pół roku czy pięć lat. Słyszy się tylko, że po 5 nieudanych kolejkach klub zwalnia trenera i szuka innych rozwiązań. Ja powiem tak – lubię pracować z osobami, które są profesjonalistami i starają się jeszcze poszerzać swoją wiedzę. W dodatku gdy widzą swój cel to już mają pomysły na to, jak go wykonać. Jesteśmy klubem, który może nie od razu wprowadzi pewne nowinki, ale będzie starał się je realizować w miarę możliwości i umożliwiamy naszym pracownikom wykonywanie swoich zadań w dogodnych warunkach – by mogli rozwijać się na wielu płaszczyznach.
źródło: własne/sportslaski.pl
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również