Co za goście! Jeżdżą jak po swoje

10.11.2020

7 zwycięstw, 21 zdobytych punktów, 21 zdobytych goli - taki dorobek Polonii Bytom w meczach wyjazdowych musi robić wrażenie. Pod względem liczby punktów ugranych na obcych boiskach "Niebiesko-Czerwoni" nie mają sobie równych wśród ligowej konkurencji. W minioną sobotę - mimo nieobecności lidera klasyfikacji strzelców, Adama Żaka - po raz kolejny sięgnęli poza domem po pełną pulę.

Norbert Barczyk/PressFocus

Wpadają jak do siebie, od razu przejmują kontrolę nad imprezą i grają po prostu swoje, a gospodarz tańczy tak, jak mu zagrają. Polonia Bytom w tym sezonie tylko raz wracała do domów bez kompletu punktów. Podopieczni trenera Kamila Rakoczego na wyjazdach zwyciężali aż siedmiokrotnie. Potknęli się tylko raz, przegrywając w Lubinie z rezerwami Zagłębia.

Polonia ma styl

W czym szukać przyczyny tak owocnych wypadów poza Bytom? - Przeważnie boiska rywali były bardzo dobre. A my na takich nawierzchniach możemy w pełni sprzedać swoją jakość. Tam gdzie, te nawierzchnie były słabsze - jak w Gaci, czy Legnicy, decydowały po prostu piłkarskie umiejętności - tłumaczy powody dobrej dyspozycji na obcych terenach szkoleniowiec "Niebiesko-Czerwonych". - Zawsze staramy się kreować swój, ofensywny styl gry. Na początku rundy na pewno mieliśmy spore problemy z grą na Szombierkach. Trzeba było się zaadaptować do zastanych warunków. Na wyjazdach przeważnie graliśmy zaś na fajnych boiskach, które pomagały w prowadzeni gry.- potwierdza słowa swojego trenera Patryk Stefański.

Od niedawnego meczu z Lechią Zielona Góra bytomianie grają u siebie, przy Olimpijskiej. Długo wyczekiwany powrót "do domu" cieszy, ale okazuje się, że i tutaj niemal doskonałej jeszcze latem nawierzchni teraz do ideału brakuje naprawdę sporo. - To wiąże się z tym, że trenujemy na tym boisku cały rok. Zajęcia mają tutaj również grupy młodzieżowe. Dopiero, kiedy okazało się, że będziemy tutaj rozgrywać mecze ligowe, zaczęliśmy oszczędzać płytę. Na to jest już jednak trochę za późno, jest okres wegetacji i niewiele da się z tą trawą zrobić. Czekamy na wiosenną renowację płyty. Jeśli będzie możliwość, będziemy chcieli tam zostać bo to po prostu nasz dom - tłumaczy Rakoczy. - Przyzwyczailiśmy się do tych Szombierek, ale powrót na Olimpijską cieszy. Organizacja meczów przy Frycza-Modrzewskiego wyglądała tak, że przebieraliśmy się u siebie, jechaliśmy autobusem na obiekt, spędzaliśmy w szatni kilkanaście minut i wychodziliśmy na mecz. Przy Olimpijskiej trenujemy na co dzień, czujemy się u siebie, choć... jakość boiska też pozostawia tu obecnie trochę do życzenia - opowiada Stefański.

Jak na play-station

Ostatni skalp wicelidera III-ligowej tabeli pochodzi jednak z - a jakże - wyjazdu. "Niebiesko-Czerwoni" pokonali na Rekord w Bielsku-Białej 2:1, zaliczając jednocześnie test z gry bez swojego najskuteczniejszego napastnika, Adama Żaka. Kolegę z zespołu "na szpicy" godnie zastąpił Patryk Stefański, który otworzył rezultat gry w "Cygańskim Lesie". - Moja skuteczność mogła być zdecydowanie lepsza. Jakiś czas nie grałem na "dziewiątce". Miałem niezłe sytuacje, mogłem zdobyć więcej goli, Spodziewałem się, że będę miał te okazje. Cieszę się, że wykorzystałem przynajmniej jedną, nie ma co się zadręczać pozostałymi - mówi 30-latek, którego występ pochlebnie recenzuje trener Rakoczy. - Świetnie dał sobie radę. Wywiązał się ze swojej roli, zdobył gola. Brakowało skuteczności, ale pozytywnie oceniam jego postawę.

Mimo, że to bytomianie sięgnęli w sobotę po pełną pulę, w mediach głośno zrobiło się na temat jedynego gola zdobytego przez gospodarzy. Kapitalnie rozegrali stały fragment, po którym piłka - zanim wpadła do siatki Dominika Brzozowskiego - krążyła jak po sznurku między graczami Rekordu. - W czasie meczu zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Stały fragment rozegrany z dokładnością co do centymetra. Wielki szacunek dla przeciwnika. To wyglądało jak na playstation - nie szczędzi komplementów "Rekordzistom" trener Rakoczy. - Trzeba przyznać, że Rekord zagrał to perfekcyjnie. Bardzo fajnie ogląda się tą akcję, ale możemy mieć pretensje do siebie, że słabo zareagowaliśmy na to co się działo. Popełniliśmy błąd w ustawieniu zanim ten rożny został rozegrany, zaspaliśmy, nie utrudniliśmy rywalowi zagranie całej akcji - analizuje Stefański.

Gonić "Niebieskich"

W najbliższą sobotę bytomianie zmierzą się na swoim boisku z imienniczką z Nysy. W pełnym zestawieniu, bo urazy Brzozowskiego i Norberta Radkiewicza, odniesione w spotkaniu z Rekordem, okazały się niezbyt groźne, a karę za cztery żółte kartki odpokutował Adam Żak. To oznacza, że na swoje miejsce - za plecy bardziej bramkostrzelnego kolegi - wróci Stefański. - W sezonie, w którym awansowaliśmy z IV ligi zdobyłem 15 bramek w jednej rundzie. Wtedy nastawiałem się, że będę tym wysuniętym napastnikiem, ale dostałem sygnał, że trenerzy będą szukać "dziewiątki" o innej charakterystyce piłkarskiej i fizycznej. Nie chcę wchodzić w buty szkoleniowców ale myślę, że teraz pozycja numer "dziesięć" jest mi już bliższa, a wyżej będę wystawiany tylko w awaryjnych sytuacjach - analizuje zawodnik.

W Bytomiu wciąż mają nadzieję na skuteczna pogoń za chorzowskim Ruchem. Strata do lidera z Chorzowa jest dziś spora, ale - jak przekonują "Niebiesko-Czerwoni" - do odrobienia. - Jeśli ten dystans pięciu punktów utrzyma się do końca rundy, nikt nie będzie jeszcze rozpaczał. To dystans, który da się odrobić wiosną. Jeśli jednak ta przewaga jeszcze się zwiększy, to myślę że Ruch będzie już murowanym kandydatem do awansu. Jest jeszcze sporo do ugrania - zapowiada Kamil Rakoczy.

autor: ŁM

Przeczytaj również