Były reprezentant Polski zakończy karierę w Rybniku? „Na razie jest to wróżenie z fusów”

28.08.2019

Latem w kadrze zespołu spadkowicza ze szczebla centralnego, ROW-u 1964 Rybnik, doszło do szeregu zmian. Obecnie zespół trenera Jacka Trzeciaka stanowi mieszankę doświadczenia z młodością, a za jeden z kluczowych elementów drużyny można uznać trzykrotnego reprezentanta Polski, Dawida Plizgę. W rozmowie z naszym portalem pozyskany z LKS-u Goczałkowice-Zdrój pomocnik przyznaje m.in., jak ocenia początek sezonu w wykonaniu ROW-u, czy czuje się mentorem w nowej drużynie oraz jakie ma wstępne plany po zawieszeniu butów na kołek.

Rafał Rusek/PressFocus

Piotr Porębski (SportSlaski.pl): Zacznijmy może od ostatniego spotkania w Żmigrodzie, zakończonego waszą pierwszą porażką w tym sezonie ligowym. Biorąc pod uwagę ilość bramek, kibice nie mieli prawa się nudzić, jednak uzyskany wynik raczej ciężko uznać za satysfakcjonujący.

Dawid Plizga (pomocnik ROW-u 1964 Rybnik): Na pewno, w końcu wyjechaliśmy ze Żmigrodu bez zdobyczy punktowej, mimo że strzeliliśmy dwie bramki na wyjeździe. W Kluczborku aż trzykrotnie udało nam się skierować piłkę do siatki, a mimo to z dwóch dotychczasowych wyjazdów przywieźliśmy tylko jeden punkt. Daje nam to z pewnością dużo materiału do analizy i wyciągnięcia odpowiednich wniosków. W ostatni mecz weszliśmy bardzo źle, a szczególny problem mieliśmy w pierwszych 30 minutach. Na szczęście udało nam się otrząsnąć do przerwy, a wynik 2:1 dawał nadzieje na to, że w drugiej połowie zaatakujemy i uda nam się zdobyć bramkę wyrównującą. Mieliśmy ku temu okazje, bo w drugich 45 minutach byliśmy stroną dominującą, mieliśmy swoje okazje, ale ich nie wykorzystaliśmy. Wszystko się na nas zemściło, bo zawodnik ze Żmigrodu strzelił nam piękną bramkę w samo okienko. 

Analizując aktualną sytuację w trzecioligowej tabeli to można dojść do kilku wniosków. Z jednej strony macie najlepszą ofensywę w obecnych rozgrywkach - z drugiej zaś w grze obronnej jest chyba jeszcze sporo do poprawy. 

Zgadza się i mówiąc pół żartem pół serio, to w tym momencie gramy tzw. futbol „na tak”, zarówno z przodu, jak i z tyłu. Naprawdę musimy nad tym popracować, bo obrona zaczyna się już od najbardziej wysuniętego zawodnika. Z tym elemencie trzeba być bardziej zorganizowanym, by tych bramek nie tracić, bo z przodu zawsze coś uda się strzelić. 

Sporo pracy czeka Was również w kontekście meczów wyjazdowych, skoro w delegacji straciliście aż siedem bramek na wyjeździe, a u siebie tylko dwie.

Szczególnie że wspomniane dwa gole na własnym stadionie strzelono nam tylko z rzutów karnych - zarówno w meczu z rezerwami Górnika, jak i ze Ślęzą. Musimy więc również popracować nad naszym nastawieniem podczas gry na wyjeździe - zawsze chcemy bowiem grać do przodu i atakować, ale w tym wszystkim nie możemy zapominać o tyłach. 

Po tych czterech kolejkach jest jakieś spotkanie, po którym odczuwaliście szczególny niedosyt? Na przykład mecz z MKS-em Kluczbork, gdy cenne zwycięstwo straciliście w ostatnich minutach?

Tak, szczególnie że w tamtym spotkaniu praktycznie mieliśmy wynik pod kontrolą i nie działo się nic takiego, co mogłoby sprawić nam jakieś zagrożenie i spowodować, że stracilibyśmy punkty. Co prawda w pewnym momencie wynik odwrócił się na 2:2 i choć szybko ponownie wyszliśmy na prowadzenie, nie utrzymaliśmy go, bo straciliśmy gola ze stałego fragmentu gry. Tych punktów w Kluczborku faktycznie jest nam bardzo szkoda, ale uważam, że we wspomnianym wcześniej meczu w Żmigrodzie także powinniśmy jakieś zdobyć.

Po Waszym ostatnim sparingu z Unią Książenice trafiłem na wypowiedź trenera Trzeciaka, że przede wszystkim zależy Wam na dobrym rozpoczęciu sezonu, a jakiekolwiek cele będziecie sobie zakładać dopiero po kilku spotkaniach. Zatem odbyliście już w tej kwestii pewne rozmowy, czy jednak wciąż na razie staracie się myśleć z meczu na mecz?

To może jest częsty slogan, ale jest on jak najbardziej prawdziwy. W każdym meczu chcemy grać o trzy punkty, ale jak widać, mecze w tych rozgrywkach często się od siebie różnią i inaczej się układają - nie zawsze tak jak my chcemy. Wiadomo że jesteśmy spadkowiczem, czyli jesteśmy właściwie z automatu powiązani ze schematem, że drużyna która spada zawsze chce się odbudować i awansować. To jest chyba naturalna rzecz dla każdego zespołu. Niemniej w Rybniku doszło do sporej przebudowy drużyny, a dużo zawodników odeszło. Tak więc jeszcze zobaczymy, na co nas będzie stać. 

Ale te pierwsze kolejki dobitnie potwierdzają wiele słów ekspertów, że obecny skład trzecioligowej grupy wydaje się być najbardziej wyrównany od lat.

Na pewno jest bardzo wyrównany, a czy jest silny to już zależy od subiektywnej oceny każdego obserwatora. Większość zespołów, które w tej trzeciej lidze znajdują się już nieco dłuższy okres, jest w pewnym sensie ustabilizowana i jeszcze raz podkreślę, że z pewnością całą ligową stawkę można uznać za wyrównaną. 

Widać również, że sprawdzają się słowa Marcina Wodeckiego w rozmowie z naszym portalem, który przyznał, że drużyna ROW-u będzie mieszanką młodości z doświadczeniem. W końcu w składzie na mecz z Piastem pojawił się nie tylko Pan czy obrońca Piotr Pacholski, ale również 16-letni Jakub Kuczera.

Zgadza się. Taka jest polityka klubu, że chce wprowadzić młodych zawodników z akademii, a oni są od tego, żeby pokazać się wszystkim na tle silnej trzeciej ligi. To na pewno im pomoże w dalszym rozwoju, a gra w bardzo młodym wieku już na poziomie seniorskim może tylko zadziałać na plus. Kwestią pozostaje m.in. przeskok z rozgrywek juniorskich, by 18,19-letni zawodnik był już mniej chaotyczny niż piłkarz jeszcze młodszy. Wtedy na nich można dobrze zarobić, bo o to pewnie chodzi. Młodzież, która na pewno zna się z ciut starszymi kolegami widzi, że taka polityka klubu ma sens i przynosi odpowiednie skutki. Dodatkowo trener już stara się na nich stawiać w meczach, co jest bardzo ważne i daje im odpowiednie informacje, co mają robić. Wszystko później zależy już tylko od nich.  

Do tej pory rozegrał Pan w zespole ROW-u komplet minut, biorąc pod uwagę zarówno rozgrywki ligowe, jak i Totolotek Puchar Polski. Zapewne właśnie regularne występy przed trafieniem do Rybnika były uznawane za podstawowy cel?

Przed tym transferem dużo rozmawiałem z sztabem szkoleniowym, a trener nakreślił mi cele jakie ma wobec mnie. Tym wszystkim przekonał mnie do tego ruchu i mam nadzieję, że z każdym kolejnym meczem wszystko będzie wyglądało jeszcze lepiej. 

A ma Pan poczucie, że przy Gliwickiej spełnia się nie tylko w roli zawodnika, ale również mentora dla sporej grupy zawodników, która dopiero wchodzi na seniorski poziom?

Jest takie coś, że młodzi piłkarze słuchają starszych zawodników i pytają się co i jak, jeśli chodzi o niektóre piłkarskie aspekty. Są też takie momenty, że boją się jeszcze o coś zapytać trenera, bo wiadomo że inaczej wygląda relacja na linii szkoleniowiec-piłkarz niż zawodnik z zawodnikiem. Tak więc zawsze staramy się im doradzać kiedy możemy. 

I właśnie, w związku z byciem tzw. mentorem postanowił zapisać się Pan na kurs UEFA A? Czy właśnie trenerka jest tym, czym chce zająć się Pan po zawieszeniu butów na kołek?

Chciałbym, ale jeszcze zobaczymy jak wszystko w moim przypadku się potoczy. Na razie jestem na kursie UEFA A, tak więc trochę drogi jest jeszcze przede mną. 

A jak wyglądają przygotowania do odebrania tych trenerskich uprawnień? 

Mamy dużo zajęć teoretycznych i praktycznych na boisku z trenerami, zarówno ligowymi jak i reprezentacyjnymi. Musimy przygotowywać własne konspekty, prowadzić treningi na razie między sobą i również na grupach młodzieżowych. Wszystko kończy się egzaminem, a kurs na którym ja się znajduje kończy się bodajże w lutym. Aktualnie odbywa się trzeci zjazd uczestników, a łącznie ma odbyć się dziewięć takich spotkań.

A w kwestii dzielenia uczestnictwa w kursie z treningami?

Akurat uczestniczę w zajęciach wraz z moim kolegą z drużyny, Markiem Krotofilem. W poniedziałek otrzymaliśmy od trenera dzień wolny, więc nam to pasowało, a we wtorek musieliśmy zrobić trening indywidualny - albo rano przed zajęciami, albo po ich zakończeniu. Wszystko da się ze sobą pogodzić, tylko to jest kwestia dogadania się ze szkoleniowcem. 

W związku z chęcią zdania wspomnianego kursu, już myśli Pan o końcu kariery? Czy na razie wszystko jest odwlekane na zasadzie „dopóki będę zdrowy, będę grał”?

Na razie zdrowie mi dopisuje, a ze stawami nie dzieje się nic nieprzewidzianego. Więc póki jest wszystko okej, a młodzież chce się dalej uczyć i sam będę czuł się potrzebny, to będę dalej grał w piłkę. A czy ROW będzie moim ostatnim klubem w karierze? Nie mam pojęcia, bo na razie jest to tzw. wróżenie z fusów. Ale może tak być, nie miałbym nic przeciwko. 

O Pana pobytach w klubach Ekstraklasy powiedziano już wiele, a ja chciałbym na chwilę skupić się na ostatnim sezonie, spędzonym w Goczałkowicach-Zdroju. Jak z perspektywy czasu będzie Pan wspominać pobyt na poziomie czwartej ligi?

Tak samo jak inne, bo na wszystkich poziomach robimy to samo, czyli gramy w piłkę. Zarówno na poziomie Ekstraklasy - przy większej publiczności oraz kamerach telewizyjnych, jak i w czwartej lidze, gdzie jednak takich rzeczy po prostu nie ma. W LKS-ie zawodnicy podchodzili do wszystkiego trochę inaczej, bo oprócz grania w piłkę praktycznie wszyscy pracowali w innych zawodach. Jednak czwarta liga to jest wciąż amatorski poziom. 

Do ROW-u Dawid Plizga trafił po roku spędzonym na szczeblu czwartej ligi. W 2018 roku jego transfer do klubu z Goczałkowic wywołał sporo zamieszania (fot: facebook.com/LKS Goczałkowice-Zdrój)

To z pewnością był też dla Was trudny sezon, szczególnie że obiekty sportowe w Goczałkowicach były modernizowane, a Wy rozgrywaliście spotkania właściwie cały czas na wyjazdach.

Tak, praktycznie przez całą pierwszą rundę rozgrywaliśmy spotkania na wyjeździe, a w drugiej graliśmy „u siebie” w Czechowicach-Dziedzicach na boisku ze sztuczną murawą. Początkowo nie było to dla nas zbyt korzystne rozwiązanie, ale później już tak, bo my byliśmy już przyzwyczajeni do tej nawierzchni, natomiast nasi rywale nie.

Pomimo wspomnianych problemów nie da się ukryć, że w Goczałkowicach powstaje ciekawy projekt, który już przynosi pewne efekty, np. w postaci wypożyczenia Zbigniewa Wojciechowskiego do katowickiej „GieKSy”. 

Zgadza się i to jest jednym z głównym celów rozwijającej się akademii Łukasza Piszczka. Oby najbardziej utalentowani zawodnicy rozwijali się i przechodzili do klubów z wyższych klas rozgrywkowych, które mają drużyny seniorskie ustawiane już pod grę zawodową, czyli od drugiej bądź nawet od trzeciej ligi w górę.

A obrońca kontaktował się z Panem w sprawie tego ruchu transferowego? W końcu spędził Pan przy Bukowej pewien okres swojej kariery. 

Rozmawiałem ze Zbyszkiem przed tym transferem. W ogóle dużo ze sobą rozmawialiśmy, bo jest to fajny i inteligentny chłopak, który słuchał z uwagą wszystkich rad i chce ciężko trenować. Ma on duży talent i potencjał, a do przejścia do Katowic z pewnością przekonało go to, że GKS chce grać młodzieżowcem na prawej stronie defensywy. Co prawda może on również zagrać na lewej obronie, ale otrzymał on sygnał, że trener chce go w drużynie na tej pozycji i ma on szanse na grę. Już w ostatnim spotkaniu z Górnikiem w Łęcznej wystąpił od pierwszej minuty, a w kilku wcześniejszych meczach zaliczył kilka epizodów. Teraz już wszystko zależy od niego, czy wykorzysta daną mu szansę. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również