Bez trenera, ale z nadziejami. "Wiemy, że kibice w kraju trzymają za nas kciuki"

24.09.2020

Po środowej wygranej Lecha Poznań na Cyprze wszyscy polscy kibice z wielkimi nadziejami czekają na występy Piasta Gliwice i Legii Warszawa. Trzecia drużyna minionego sezonu w lidze obecnie spisuje się fatalnie, ale na to w obozie Piastunek nikt teraz nie zwraca uwagi, to inna „bajka”. - Wiemy, że ten mecz jest do wygrania – deklaruje jeden z letnich nabytków Piasta Gliwice, Patryk Lipski, dobrze znający smak rywalizacji z duńskimi rywalami, jak również z Kamilem Wilczkiem, który stanie w czwartek po drugiej stronie barykady.

Rafał Rusek/PressFocus

Gliwiczanie do czwartkowego meczu trzeciej rundy kwalifikacji Ligi Europy w Kopenhadze przystąpią niemal w niezmienionym składzie w porównaniu do ostatnich potyczek. Bardziej niż nieobecności może martwić dyspozycja w pierwszych meczach w sezonie ligowym. W czterech spotkaniach gliwiczanie zdobyli tylko jeden punkt, nie strzelając ani jednego gola. - Nie przystoi tak grać trzeciej drużynie ubiegłego sezonu. Dwukrotnego medalisty mistrzostw Polski puchary europejskie nie tłumaczą. Zresztą, my się tak nie chcemy tłumaczyć. Nie strzeliliśmy jeszcze gola, czujemy sportową złość. Sezon jest długi, ale czas się zabierać już teraz do roboty, bo potem może być delikatnie za późno – mówi Patryk Lipski, który ma być odpowiedzialny głównie za kreowanie sytuacji podbramkowych. - Dlaczego pod bramką rywali w lidze nam nie wychodzi? Może to zabrzmi śmiesznie, ale zwłaszcza w dwóch domowych meczach muszę przyznać, że zabrakło nam szczęścia. Najpierw z bramkarza Pogoni Szczecin zrobiliśmy bohatera, później golkiper Jagiellonii Białystok wybronił w końcówce niesamowite sytuacje.

Gliwiczanie w sezon weszli z nowym ustawieniem, z trójką środkowych defensorów. W pewien sposób wpływa to na grę całego zespołu, zarówno w defensywie, jak i w poczynaniach ofensywnych. - Ja pierwszy raz gram tym systemem od dłuższego czasu. W Lechii tylko przez moment graliśmy w takim ustawieniu. W ataku jest dużo rozwiązań, gdy dwóch graczy pierwszej linii czeka na piłki posyłane bezpośrednie za plecy obrońców. Pomagać trzeba również w bocznych sektorach, bo tam może się wiele rozstrzygać – tłumaczy Lipski, który w tym sezonie zdobył jedną bramkę, z rzutu wolnego w Mińsku. Tylko pierwszy mecz ligowy, ze Śląskiem we Wrocławiu nie rozpoczął w podstawowym składzie. - Dobrze się czuje w Gliwicach, sam region znam, więc żadnych problemów z aklimatyzacją nie miałem.

Patryk Lipski ze szczególną niecierpliwością może wyczekiwać meczu z FC Kopenhaga. Rok temu rywalizował z zespołem z tego miasta, na dodatek w barwach którego grał wówczas Kamil Wilczek. - Pamiętam te mecze przeciwko Broendby. W pierwszym zdobyłem bramkę, był to chyba jeden z lepszych moich występów w Lechii. Niestety, w rewanżu odpadliśmy po dogrywce. Mam nadzieję, że tym razem ja będę górą – mówi pomocnik, który latem podpisał 2,5 letni kontrakt z Piastem. Jego ubiegłoroczny rywal także zmienił barwy klubowe. Teraz wszyscy w Gliwicach mają nadzieję, że zmieni się także wynik końcowy ich rywalizacji. - Jest to dla nas normalny mecz, ale jednak wiemy jaka jest jego waga. Wiemy, że w tym sezonie Piast po raz pierwszy przeszedł rundę, po raz pierwszy tak skutecznie walczy w Lidze Europy. Na pewno nie jest to odskocznia. Wiemy, że kibice w kraju trzymają za nas kciuki, bo pracujemy także na krajowy ranking. Liczę, że fakt że mecz będzie rozgrywany na pustym stadionie zneutralizuje atut rywali, czyli wsparcie kibiców. Jeden błąd może decydować o końcowym sukcesie – dodaje na koniec pochodzący ze Szczecina pomocnik. Piast w czwartkowym meczu ponownie będzie musiał sobie radzić bez Waldemara Fornalika – trener Piasta ze względu na kwarantannę musiał pozostać jeszcze w domu.

autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również