Awans dla Bytomia! "Nie brałem pod uwagę, że się nie uda"

20.06.2019

Mogli wejść do III ligi z buta, zamiast tego do ostatnich minut dwumeczu z LKS-em Czaniec przeciskali się do drzwi rozgrywek na poziomie makroregionu. O tym, że Polonia wydostała się z IV ligi nie wygrywając ani jednego barażu wkrótce wszyscy zapomną. Dla "Niebiesko-Czerwonych" najważniejszym jest fakt, że po dwóch latach na prowincji 2-krotny Mistrz Polski w końcu ruszył w górę!

Rafał Rusek/PressFocus

Jednym zabawa, drugim obowiązek

16 punktów przewagi nad wiceliderem, 24 zwycięstwa i tylko dwie porażki w sezonie zasadniczym. Polonia Bytom w barażu ze zwycięzcą drugiej grupy IV ligi była murowanym faworytem. Tym bardziej, że rywal - LKS Czaniec - w swojej stawce finiszował dość nierówno i niemal do końca nie miał pewności czy wygra zmagania w teoretycznie słabszej stawce. - To był taki trochę wyścig żółwi. Ale od połowy maja na nowo złapaliśmy swój rytm. Nikt nie robił u nas żadnej presji. Dobrze się bawimy i zobaczymy co przyniesie 90 minut w Bytomiu. Chłopaki wyjdą na boisko i powalczą o awans. Każdy w Czańcu, kto widzi w perspektywie możliwość grania z Ruchem Chorzów, czy ROW-em Rybnik bardzo by tego chciał - zapowiadał już po pierwszym spotkaniu Mateusz Waligóra, prezes LKS-u.

Przy okazji obu barażowych spotkań kibice Polonii byli 12 zawodnikiem swojego zespołu (fot. R. Rusek/PressFocus)

W Bytomiu do sprawy podchodzili zgoła inaczej. Tu nikt nie wyobrażał sobie kolejnego sezonu w IV lidze i dlatego teoretycznie korzystny, bo bramkowy remis w Czańcu, poloniści przyjęli z dużą dozą niepokoju. Tym bardziej, że o ile przed przerwą sobotniego starcia podopieczni trenera Marcina Domagały sprawę awansu za sprawą stuprocentowych okazji powinni rozstrzygnąć, to już po zmianie stron im dalej w las, tym więcej do powiedzenia mieli gospodarze. - Pokazaliśmy charakter, a w wielu fragmentach byliśmy stroną dominującą i lepszą. Jedziemy do Bytomia pełni nadziei, bo pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę i strzelać bramki - zauważał Maciej Żak, grający trener Czańca.

Dyktando bez kropki nad "i"

Rewanż od samego początku toczył się jednak pod dyktando gospodarzy. Polonia, przy głośnym dopingu niemal tysięcznej grupy swoich kibiców, zepchnęła rywala na jego połowę i ani myślała go z niej wypuszczać. Cóż jednak z tego, skoro bytomianie marnowali nawet najlepsze okazje na gole. Nie chciało wpaść ani Patrykowi Stefańskiemu, ani Marcinowi Lachowskiemu, choć bramkostrzelna para miejscowych prób miała naprawdę sporo. Wspomniany duet najlepszą okazję na otwarcie wyniku wypracował w 26. minucie - "Stefan" dograł piłkę z lewego skrzydła, a kapitan Polonii z najbliższej odległości pomylił się o centymetry. W innych sytuacjach również piłka lądowała poza światłem bramki, lub na wysokości zadania stawał Michał Majda. - Bramkarz rywala spisywał się świetnie. Po moim uderzeniu z rzutu wolnego wyjął piłkę z okienka, choć ja już zaczynałem się cieszyć. Ale co zrobić, od tego tam jest - komentował już po końcowym gwizdku Lachowski.

Przy piłce Norbert Bębenek z Polonii Bytom (fot. R. Rusek/PressFocus)

Przez większość drugiej odsłony obraz gry się nie zmieniał. Polonia wciąż miała rywala na widelcu i ciągle nie potrafiła tego wykorzystać. Stefański trafił w poprzeczkę po tym gdy na piątym metrze dostał piłkę od... obrońcy LKS-u. Lachowski znowu był bliski trafienia z wolnego, a później przegrał jeszcze pojedynek z Michałem Majdą. W kolejnej sytuacji na bramkę uderzał Norbert Bębenek, jednak na linii strzału stanął kapitan bytomian. Na kwadrans przed końcem fani miejscowych z jednej strony szykowali się do fetowania sukcesu z drugiej mieli świadomość, że wystarczy jeden błąd ich ulubieńców i zamiast radości będzie katastrofa. Serca bytomian niemal stanęły, gdy na kwadrans przed końcem z okolic 25. metra w poprzeczkę trafił Patryk Marczyński. Cała końcówka była zresztą dla gospodarzy nerwowa. Przyjezdni grali coraz odważniej, raz za razem nękali bytomian stałymi fragmentami gry, przy okazji ostatniego pod bramkę Macieja Wierzbickiego powędrował zresztą nawet ich golkiper.

Bytom zasłużył

Rewanż skończył się bez goli. To oznaczało, że po końcowym gwizdku ręce w geście triumfu mogli podnieść gospodarze. Zasłużenie, choć po sporej nerwówce. - Ale z gry byliśmy dziś lepsi. Zagraliśmy zdecydowanie lepiej niż w Czańcu. Tam weszliśmy w mecz zbyt łagodnie, dziś zaczęliśmy wysoko i agresywnie, na dobrą sprawę nie pozwoliliśmy zbliżyć się rywalowi pod naszą bramkę. A że w końcówce zrobiło się nerwowo? Na jakimkolwiek poziomie gdy pojawia się konkretna stawka w takiej sytuacji ostatnie minuty wyglądają w podobny sposób. Nie wiem z czego to wynika - oceniał Lachowski. - Skuteczności nam zabrakło, ale jakości i zaangażowania nie. Z postawy drużyny bardzo się cieszę, takie mecze nigdy nie są łatwe. Presja robiła swoje. Wielu zawodników pamiętało przegrany baraż sprzed roku. Nie chcieliśmy zawieść kibiców i przede wszystkim siebie. Dlatego im bliżej końca meczu, tym bardziej włączała się podświadomość i chęć dowiezienia remisu do końca - analizował trener Domagała.

Piłkarze Polonii świętowali razem z kibicami (fot. R. Rusek/PressFocus)

Awans w Bytomiu przyjęli z ogromną radością i uczuciem ulgi. Fetowano długo - najpierw na stadionie, później już w centrum miasta. - Nawet nie brałem pod uwagę, że się nie uda. Teraz mogę powiedzieć, że od początku roku byłem przekonany, że wejdziemy do tej III ligi. Po prostu musieliśmy awansować - przyznawał Lachowski. - - Bytom zasłużył na to, by cieszyć się z tego sukcesu. Piłkarze oczywiście również, my jako sztab też pewnie dołożyliśmy do tego swoją cegiełkę. Jest radość - podsumowywał szkoleniowiec Polonii, który przy okazji wspólnych śpiewów niemal zupełnie stracił głos. - Kiedy go odzyskam? Wszystko jedno. Najważniejsze, że jesteśmy w miejscu, w którym jesteśmy - cieszył się szkoleniowiec świeżo upieczonego beniaminka III ligi.

 
autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również