Zwycięski marsz Górnika przerwany. Lider zatrzymany przez odmienioną Wisłę

25.09.2020

Spotkanie Górnika Zabrze z Wisłą Kraków, choć kibice nie zobaczyli w nim ani jednego gola, dostarczyło naprawdę sporej ilości emocji. Tym samym zespół z Roosevelta stracił pierwsze punkty w nowym sezonie Ekstraklasy, ale i tak na zakończenie 5. serii gier pozostanie w fotelu lidera tabeli. 

Łukasz Laskowski/PressFocus

Komplet dwunastu możliwych punktów do zdobycia, dwanaście strzelonych goli przy trzech straconych oraz zasłużenie piastowana pozycja lidera - jak widać, podopieczni Marcina Brosza osiągnęli na początku nowego sezonu wręcz zabójczą formę. Głównym kluczem do wygrania przez zabrzan czterech pierwszych meczów rozgrywek (po raz pierwszy od sezonu 1964/1965) okazały się być przede wszystkim modyfikacja ustawienia oraz zmiana stylu gry, opartego na umiejętnym wykorzystywaniu wolnej przestrzeni, wybieganiu oraz dążeniu do jak najszybszego odebrania futbolówki rywalowi. Wysoka dyspozycja zawodników Górnika robiła również o tyle wrażenie, gdyż latem w zespole doszło do sporych zmian personalnych, a włodarze ekstraklasowicza wciąż między innymi szukają następcy dla niedawno sprzedanego do Heerenveen Pawła Bochniewicza.

W ostatnich tygodniach nikt nie był jednak w stanie przeciwstawić się świetnie naoliwionej maszynie, a absolutnym potwierdzeniem sporych możliwości „Trójkolorowych” był ostatni mecz przy ulicy Łazienkowskiej. W końcu Górnik w pewnym momencie prowadził na stadionie aktualnego mistrza Polski aż 3:0, a Legia przez większość czasu była dla swojego przeciwnika jedynie tłem. Mało kto się zatem spodziewał, pomijając nawet ogromną nieprzewidywalność naszej najwyższej klasy rozgrywkowej, że dobrą serię zabrzan zakończy akurat Wisła Kraków, która do meczu 5. kolejki przystępowała jako zaledwie 13. zespół PKO Ekstraklasy. W przeciwieństwie do liderującego Górnika, podopieczni Artura Skowronka weszli bardzo źle w nowy sezon, a fatalne nastroje tylko pogłębiła ostatnia seria gier i trzybramkowa porażka „Białej Gwiazdy” u siebie z imienniczką z Płocka. Tym samym krakowianie do ośmiu powiększyli swoją serię meczów bez zwycięstwa i w ciemno można było obstawiać, że pochodzący z Bytomia trener najprawdopodobniej będzie musiał walczyć przy Roosevelta o utrzymanie swojej posady.

Biorąc pod uwagę wspomniane wcześniej okoliczności, Górnik musiał być uznany za zdecydowanego faworyta piątkowej rywalizacji. Mimo to zabrzanie nie mogli potraktować tego zadania ulgowo, a jak zapowiadał obrońca Przemysław Wiśniewski na łamach oficjalnej strony klubowej, jego zespół zamierzał dziś zaprezentować jeszcze lepszą piłkę niż w meczu z obrońcą tytułu. Motywacja w obozie lidera była również o tyle spora, gdyż kibice „Trójkolorowych” wykupili całą dostępną pulę 12000 biletów i w komplecie (uwzględniając oczywiście obowiązujące obostrzenia) zamierzali ponieść zespół do piątej wygranej z rzędu. 

Paradoksalnie jednak piątkowy mecz rozpoczął się lepiej dla przyjezdnych, którzy prezentowali się tak, jakby umiejętnie rozgryźli sposób rywala na skuteczną grę. To krakowianie znacznie dłużej utrzymywali się przy piłce, dobrze radzili sobie z próbami pressingu zawodników Górnika, a w 7. minucie byli blisko otwarcia wyniku rywalizacji. Refleks Martina Chudego próbował sprawdzić skrzydłowy Yaw Yeboah, ale golkiper zdołał sparować mocne uderzenie Ghańczyka z ostrego kąta.

Co nie udało się 23-latkowi na początku spotkania, zdecydowanie powinno się już powieść blisko 20 minut później, ale i tym razem zawodnik „Białej Gwiazdy” był na bakier ze skutecznością. Młody pomocnik chciał zrobić najlepszy możliwy użytek z dynamicznej akcji Dawida Abramowicza lewą stroną boiska, ale jego próba z okolic 4-5 metra zatrzymała się tylko na słupku. Obramowanie bramki przeszkodziło również w zdobyciu gola Stefanowi Saviciowi, który w 37. minucie oddał techniczne uderzenie z linii pola karnego, ale trafił on w poprzeczkę. 

Wisła robiła absolutnie wszystko, by przerwać doskonałą passę „Trójkolorowych” i wykorzystać fakt, że gospodarze nie znajdowali się w tak dobrej dyspozycji jak w poprzednich meczach. W poczynaniach Górnika dominował przede wszystkim chaos oraz duża ilość popełnianych błędów we wszystkich formacjach, ale nie było też tak, że gospodarze byli przed zmianą stron całkowicie bezzębni. Szanse na szóstego gola w obecnym sezonie Ekstraklasy miał Jesus Jimenez, ale jego efektowne uderzenie z powietrza zostało wybronione przez Mateusza Lisa. Sporo problemów defensywie Wisły sprawił również jeden ze stałych fragmentów gry, jednak Roman Prochazka nie zdołał zakończyć go celnym strzałem.

- W wielu sytuacjach powinniśmy się lepiej zachować. Nie realizowaliśmy tego, co planowaliśmy. Wisła miała lepsze okazje na zdobycie bramki, ale mamy nadzieję, że po zmianie stron to my zdołamy coś strzelić - tak w skrócie pierwszą połowę opisał obrońca Michał Koj, dodając przy okazji, że trener Brosz z pewnością przygotuje nowe założenia taktyczne na drugą połowę. Czy zatem gospodarzom udało się w przerwie wyciągnąć wnioski i wnieść do swojej gry więcej ofensywnych konkretów? W porównaniu do bardzo interesującej pierwszej części gry, po zmianie stron komplet kibiców musiał trochę poczekać na emocje podobnego kalibru, ale wraz z biegiem czasu spotkanie zaczęło wracać na swoje odpowiednie tory. 

W przypadku podopiecznych Marcina Brosza wciąż dawała jednak o sobie znać szwankująca skuteczność, co potwierdziła chociażby sytuacja z 63. minuty. Wówczas jeden z zawodników Górnika zagrał dobrą piłkę wzdłuż linii pola karnego i choć Daniel Ściślak znajdował się w dobrej pozycji do oddania strzału, rezerwowy pomocnik nie zdołał dołożyć nogi i nie wpakował futbolówki do siatki. Chwilę później jeszcze bliżej pokonania Lisa był wprowadzony po przerwie Piotr Krawczyk, ale po przebiegnięciu kilkunastu metrów i doprowadzeniu do sytuacji sam na sam, napastnik posłał piłkę obok prawego słupka.

Przewaga „Trójkolorowych” rosła z każdą kolejną minutą, a w ostatnim kwadransie goście byli już przede wszystkim skupieni na grze na własnej połowie oraz neutralizowaniu ataków rywala. Dodatkowo w przypadku przyjezdnych coraz częściej zaczęły dawać o sobie znać skurcze, ale co ciekawe, mimo tego to właśnie „Biała Gwiazda” miała piłkę meczową na swojej nodze. Martina Chudego w ostatniej akcji meczu mógł pokonać rezerwowy Fatos Beciraj, ale w dogodnej okazji przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. 

Ostatecznie bardzo żywy mecz przy Roosevelta zakończył się zasłużonym podziałem punktów, ale w obozie obu zespołów po ostatnim gwizdku dominował przede wszystkim spory niedosyt. Tym samym Górnik po raz pierwszy w tym sezonie nie zdołał odnieść zwycięstwa, ale i tak może mieć pewność, że po tej kolejce nie straci pozycji lidera Ekstraklasy. 

Górnik Zabrze - Wisła Kraków 0:0

Składy:

Górnik: Chudy - Gryszkiewicz, Koj, Wiśniewski - Janza, Prochazka (59’ Ściślak), Manneh (81’ Bainović), Nowak (81’ Kubica), Massouras (90+2’ Ryczkowski) - Jimenez, Sobczyk (59’ Krawczyk). Trener: Marcin Brosz

Wisła: Lis - Abramowicz, Mehremić (87’ Klemenz), Frydrych, Burliga - Savić (87’ Sadlok), Plewka, Kuveljić, Żukow (46’ Basha), Yeboah (76’ Boguski) - Jean Carlos (70’ Beqiraj). Trener: Artur Skowronek

Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)

Żółte kartki: Janza, Manneh (Górnik) - Frydrych, Mehremić, Burliga (Wisła)

Widzów: 12492

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również