Żal, frustracja i gniew w toksycznej chmurze, czyli co robi Górnik, aby odepchnąć kibica

27.04.2022

Kibice od lat niepocieszni są panującym w Zabrzu układem. Ostatnie miesiące, pełne wizerunkowych wpadek i niespełnionych obietnic zbudowały gęstą, toksyczną atmosferę wokół czternastokrotnego mistrza kraju.

Adam Starszyński/PressFocus

Zwycięstwo nad Zagłębiem Lubin przerwało passę pięciu meczów bez wygranej w wykonaniu zawodników Górnika Zabrze, choć jeszcze przyzwoita jesień, zakończona na solidnej siódmej pozycji, rozbudzała apetyty wśród fanów. I przyznam, że sam w tym czasie myślami byłem już w maju, gdy klub w ostatnich kolejkach miał walczyć o pozycję w pierwszej czwórce.

Marzenia te ukrócone zostały jednak bardzo szybko, bo jeszcze w styczniu bieżącego roku. Po najlepszego zawodnika Górnika, Jesusa Jimeneza, zgłosili się Kanadyjczycy i nie sposób było zatrzymać Hiszpana w klubie. Mało tego, włodarze klubu sprawę postawili jasno – celem zespołu z Zabrza w obecnym sezonie będzie górna ósemka PKO Ekstraklasy. No cóż, być może jeśli chce się ogrywać młodzież, trzeba iść na kompromisy, wszak nie można mieć wszystkiego. W końcu po raz ostatni do wspomnianej strefy Górnik załapał się jako beniaminek, w 2018 roku.

Podczas spotkania z zarządem, na którym zabrakło ówczesnego p.o. prezesa Pana Młynarczyka (choć pierwotnie miał się pojawić) padło kilka pięknych frazesów. Z pozytywnym nastawieniem można było podchodzić do nadchodzącego okienka transferowego, klub miał również plany wobec Lukasa Podolskiego, którego potencjał marketingowy nie był należycie wykorzystany. Nie skończyło się oczywiście na wspaniałym powitaniu, natomiast statystyczny kibic nie wyda w sklepiku fortuny na coraz to nowsze gadżety z wizerunkiem gwiazdora. Mający fanów na całym świecie zawodnik często sam, prywatnymi działaniami w mediach społecznościowych, robi Górnikowi najlepszą reklamę. Podolski targa za sobą klub, który sam powinien wchodzić mu na plecy w celu promocji w Polsce i na świecie. A to przecież tylko jeden, najprostszy z brzegu przykład, których można mnożyć. Niska aktywność w internecie, brak nowych pomysłów na zaangażowanie kibica, utrzymanie starszego i przyciągnięcie nowego fana. Nawet udział w targach, gdzie klub miał swoje stoisko i można było spotkać zawodników, nie był odpowiednio promowany. Jedyną, dobrą inicjatywą są wyjazdy nowym autokarem w miasto, za co Górnika trzeba pochwalić, ale to wciąż minimum serwowane przez klub.

Atmosfera wokół drużyny z Zabrza w obecnym sezonie to dobry temat na pracę naukową. Zaczęło się z wysokiego „C”. Ze słonecznej Hiszpanii do Górnika powróciła piłkarska legenda, Jan Urban, tym razem w roli szkoleniowca pierwszego zespołu. Pięknie przywitany został Lukas Podolski, który ostatecznie dotrzymał obietnicy gry w trójkolorowych barwach i choć niektórzy starali się kopać dołki i podważać sens tego transferu, jako ruchu o niskiej wartości sportowej i medialnej, mistrz świata udowodnił swoje na boisku i poza nim. Bajka szybko się skończyła, gdy Górnik rozpoczął sezon od dwóch porażek z ekipami, które – jak się dzisiaj okazuje – do końca walczą o mistrzostwo kraju, w jednym z najbardziej zaciętych sezonów Ekstraklasy od wielu lat.

W tym czasie przedstawiciele grupy „Torcida”, według informacji podawanych innych dziennikarzy związanych z Zabrzem, miała naciskać na Urząd Miasta w celu odwołania Dariusza Czernika z funkcji prezesa klubu. Miesiąc później Czernik, nazywany szyderczo przez dużą grupę kibiców „długopisem” Małgorzaty Mańki-Szulik, przestał pełnić swoją funkcję w klubie, choć niedługo później znalazł posadę w… sekcji piłki ręcznej. Wilk syty i owca cała, a realnie w Górniku nie zmieniło się właściwie nic. W kuluarach mówiło się nawet, że w stosunku do byłego prezesa padły oskarżenia o wynoszenie informacji z klubu do prasy, co oczywiście wiązało się z jego dziennikarską przeszłością, a co za tym idzie wieloma kontaktami w świecie mediów.

Nie minęło kilka tygodni, a z klubem pożegnał się Artur Płatek, doradca zarządu i nieformalny dyrektor sportowy Górnika. I choć oficjalnie, według narracji klubu, okoliczności wokół odwołania osoby Płatka (między innymi baner wywieszony na jednym z meczów) były czystym zbiegiem okoliczności, tak wiemy, że „Torcida” ma swoje kilka słów do wtrącenia w wielu tematach. W tym przypadku można jednak uwierzyć, choć jest to trudne (bo przecież zwolnienie mogło, a logicznie myśląc nawet powinno nastąpić wcześniej), że decyzja o zakończeniu współpracy miała swoje sportowe podstawy. I choć w Zabrzu o dyrektorze, nawet wśród piłkarzy, krążą różne opinie, pracę Płatka na rzecz Górnika trzeba traktować z szacunkiem. Tym bardziej, że jego możliwości były właściwie ograniczone do minimum. Już jako wolny strzelec podzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat Górnika w rozmowie dla „Przeglądu Sportowego” i nie są to uwagi, w których doszukać się można czegoś dobrego.

I tu wracamy do przełomu stycznia i lutego bieżącego roku. Gdy sytuacja nieco się uspokoiła klub, zamiast chociażby podjąć próby utrzymania tego pozytywnego trendu, dostarczył wszystkim wokół jeszcze więcej powodów do frustracji. Minione okienko transferowe – patrząc na całą sytuację najbardziej obiektywnie, jak tylko się da – było najgorszym w najświeższej historii zabrzańskiego zespołu, tak na płaszczyźnie sportowej, jak i wizerunkowej. Fatalne wizerunkowo oświadczenie, rozmowy z Romanem Kaczorkiem, w których klub szczycił się zbudowaniem marki i sprzedażą Jimeneza za atrakcyjne pieniądze, to tylko przykłady, nie wspominając o pozostałych wywiadach szefa skautingu Górnika, z których, jak wiemy z perspektywy czasu, zbyt wiele nie wyniknęło. Nie mam wątpliwości, że dla Górnika wpierw sprowadzenie, a później spieniężenie Hiszpana było dużym sukcesem, natomiast w obliczu braku jakiejkolwiek aktywności na rynku klub postanowił zbudować pozytywną narrację na odejściu najlepszego piłkarza po erze Igora Angulo. Pomysł, lekko mówiąc, nietrafiony, a wykonanie jeszcze gorsze.

Gdzieś w tym wszystkim pojawił się także nowy prezes, który – mam wrażenie – z początku powiedział i zadeklarował nieco za dużo, a gdy odbiło się to rykoszetem w jego stronę (sprawiedliwie czy nie, nie mnie oceniać), w mediach zaczął narzekać na i tak mocno poirytowanych kibiców Górnika. Cóż, choć Arkadiusz Szymanek nie rozpoczął swojej kadencji w sposób idealny, a u fanów nie zapunktował, nadal wierzę, że jest to człowiek z głową na karku i jak każdy potrzebuje nieco czasu, aby dobrze rozeznać się w sytuacji ekstraklasowicza. Szymankowi mocno oberwało się za słowa w stosunku do byłego dyrektora sportowego, Pana Artura Płatka. Do Zabrza trafił jednak prezes, który nie najlepiej orientuje się nawet w najświeższej przeszłości klubu, a spotkania w Urzędzie Miasta czy rozmowy z przedstawicielami grupy kibicowskiej mogły mieć spory wpływ na opinie, jakie wyrobił sobie Szymanek.

Przede wszystkim należy także pamiętać, że nowy prezes nigdy nie miał styczności z piłką nożną na takim poziomie, zaś z informacji, które docierały przy okazji zatrudnienia jego osoby na stanowisko prezesa klubu wynika, że ma on zadbać przede wszystkim o aspekty finansowe i poszukać odpowiednich sponsorów dla Górnika.

I zbierając cały ten sezon i ogólnie ostatnie kilka miesięcy do kupy, nie może dziwić, że cierpliwość traci już każdy. Zaczynając od piłkarzy, Lukasa Podolskiego, przez trenera Urbana, a na zwykłych kibicach czy dziennikarzach kończąc. Bo każdy z wyżej wymienionych dziś, na finiszu rozgrywek ligowych, może czuć się w jakiś sposób oszukany.

Apogeum – które również pchnęło mnie do klawiatury – osiągnięte zostało podczas przegranego, domowego spotkania przeciwko Lechii Gdańsk. „Krawczyk super snajper” – tak część kibiców z Zabrza, w sposób zorganizowany i zaplanowany, przywitała wchodzącego na boisko piłkarza własnej drużyny, oczywiście kpiąc z formy zawodnika, co nie powinno zdarzyć się nigdy. Starych jak świat przyśpiewek o tym, kto klub tworzy, a kto nie, szkoda komentować.

Kto mnie zna, lub śledzi w mediach społecznościowych ten wie, że Piotra Krawczyka darzę sporą sympatią. Co nie oznacza, że nie potrafię go ocenić krytycznie. W prawidłowo funkcjonującym zespole z Ekstraklasy zawodnik jego pokroju byłby co najwyżej trzecim w hierarchii napastnikiem. Ale czy to jego wina, że osoby odpowiedzialne za sprowadzenie nowego napastnika zawiodły? Że jeden z nowych nabytków najpierw przez długi czas leczył kontuzje, a gdy przyszło co do czego, nie trafił do pustej bramki? W końcu, czy to wina Krawczyka, że trener Urban, widząc dyspozycję pozostałych graczy na treningach, decyduje się stawiać właśnie na niego?

Nie. I przyznam szczerze, że mocno się uśmiechnąłem, gdy zobaczyłem bramkę Piotra w meczu z Zagłębiem Lubin. Choć liczby mówią same za siebie, Krawczyk zdobywa gola średni raz na 313 minut w najwyższej klasie rozgrywkowej, akurat w tym meczu trafił, zamykając usta, przynajmniej na kolejny tydzień. Jeszcze większa była moja radość, gdy w klubowych mediach pojawiło się nagranie z szatni Górnika. Głośne „Krawczyk super snajper”, jako wspaniały gest wsparcia ze strony klubowych kolegów. Nie wątpię, że spotkanie z Lechią mocno odbiło się w głowie zawodnika. To jeden z tych momentów, w którym wielu piłkarzy może stracić wiarę we własne umiejętności. Dlatego ta bramka – jedna z zaledwie pięciu w całym sezonie – może być dla niego najważniejszą w ostatnich miesiącach.

Najbardziej zastanawia jednak fakt, że od jakiegoś czasu nie pojawiają się żadne wieści odnośnie nowych umów dla piłkarzy, którym kończą się kontrakty. Zimą Przemysławem Wiśniewskim było zainteresowanych kilka zespołów, a Piotr Koźmiński na łamach portalu WP Sportowe Fakty informował o tym, że na celownik Niemców trafił Adrian Gryszkiewicz. Klub zdaje się być również dość pewny siebie, jeśli chodzi o kontrakty trenera Urbana czy Lukasa Podolskiego. I o ile w umowie tego pierwszego pojawiła się klauzula, dzięki której klub mógłby przedłużyć okres obowiązywania o rok, tak nie wiem, czy jest ona jedno czy dwustronna. Przyszłość Podolskiego – który w niedawnych wywiadach również wskazywał na wiele problemów Górnika, nie epatując optymizmem – również stoi pod znakiem zapytania. Klub od początku roku rozmawia z zawodnikiem na temat kolejnego sezonu, jednak tak Urban, jak i on, zdają się mówić jednym głosem: Górnik Zabrze potrzebuje ogromnych zmian w organizacji i podejściu do budowania drużyny.

A podejście to, od dawna sprawiające wrażenie chaotycznego, pełnego zaniedbań i bez wyraźnej wizji, w najbliższych latach może z ogromną siłą odbić się na sportowym obliczu Górnika. Bardziej, niż moglibyśmy się tego spodziewać. Jest to jednak historia na inny dzień – wiele zależeć będzie od następnego lata, które klub powinien precyzyjnie zaplanować, aby nie obudzić się w strefie spadkowej.

autor: Antoni Majewski

Przeczytaj również