Wyjątkowy debiutant, przełamanie Podolskiego i prestiżowe zwycięstwo

22.11.2021

Komplet kibiców – 23103 osoby – na stadionie w Zabrzu obejrzał fenomenalne widowisko. Fani od całkowitej euforii przeszli przez stan załamania nerwowego, aby później, w dosłownie ostatnich sekundach spotkania, z ogromną radością paść sobie w ramiona.

Tomasz Kudala/PressFocus

Nie ma wątpliwości, że niedzielne starcie przeciwko Legii było pod wieloma względami historyczne. Pierwsze trafienie w zespole odnotował Lukas Podolski, na boisku zadebiutował młodziutki Darek Stalmach, który pobił jeden z klubowych rekordów. – To był rollercoaster, zaczęliśmy fajnie, wyprowadzaliśmy szybkie kontry. Wyszliśmy na drugą połowę i nas nie było – podsumowywał swoje pierwsze spotkanie rekordzista. – Wygraliśmy mecz z mistrzem Polski i zagraliśmy dobre spotkanie. Kto by pomyślał, że zdobędziemy dziś trzy bramki – oceniał z kolei trener Jan Urban.

Fani powitali zawodników Górnika wspaniałą oprawą złożoną z serpentyn, ponad 23 tysięcy gardeł zagrzało piłkarzy do walki o trzy punkty. Jednak z biegiem czasu kolejne serpentyny padały na murawę, a porządkowi nie radzili sobie z ich uprzątnięciem. Dochodziło nawet do sytuacji, w których Górnicy konstruowali akcję pod bramką Legii, a tuż obok jeden ze stewardów uciekał przed nadciągającymi graczami ciągnąć za sobą białą taśmę.Reszta oprawy stała na bardzo wysokim poziomie, a trybuna Torcidy pokryła się w bialo-niebiesko-czerwonych barwach. W ruch poszły setki flag, którymi fani wymachiwali dopingując piłkarzy. Pojawili się również przedstawiciele GKS-u Katowice czy Wisłoki Dębica. 

W przepięknym stylu wynik mógł otworzyć Lukas Podolski. Do historycznego, pierwszego gola byłego mistrza świata na zabrzańskiej arenie zabrakło centymetrów. Piękny wolej w wykonaniu Podolskiego wylądował na poprzeczce bramki bronionej przez Cezarego Misztę. Nie była to jedyna świetna sytuacja zabrzan w pierwszej połowie. Brakowało tylko nieco szczęścia, bo wcześniej przyjezdni wybijali piłkę głową niemalże z linii bramkowej. Niemniej jednak grę Górnika oglądało się z przyjemnością. Zabrzanie zdecydowanie odrobili swoje lekcje podczas reprezentacyjnej przerwy i świetnie przygotowali się do tego starcia, dominując – zajmującą siedemnastą pozycję w tabeli ekstraklasy – Legię Warszawa. – Widzieliśmy, że Legia będzie miała większe posiadanie piłki, bo jest w tej drużynie mnóstwo jakości. Nie było łatwo odebrać Legii piłkę, stąd pressing nie był tak wysoki, jak tego byśmy chcieli. Wtedy, kiedy jesteśmy skumulowani na własnej połowie, łatwiej jest odebrać piłkę i wyjść z szybkim atakiem, co nam się udawało – mówił trener Urban.

Miłym akcentem był również debiut zaledwie 15-letniego Dariusza Stalmacha w zespole Górnika Zabrze. Urodzony w 2005 roku zawodnik rozegrał w tym sezonie kilka spotkań w trzecioligowych rezerwach, w których zdobył nawet bramkę. W ostatnim czasie spełniał się raczej w drużynie juniorów, a tym razem, dość niespodziewanie, Jan Urban dał młodemu graczowi szansę w pierwszym zespole. Jak się okazało słusznie, bo do przerwy Stalmach grał tak, jakby na ekstraklasie zjadł zęby. – Myślę, że miałem kilka dobrych odbiorów między innymi na Josue. Debiut w Górniku był moim marzeniem od dziecka, mieszkam 500 metrów od stadionu. 2 lata temu postawiłem sobie taki cel, aby zadebiutować przed szesnastym rokiem życia, ale nie sądziłem, że to się uda. I to jeszcze w meczu z Legią. Nie sądziłem nawet, że będę powołany, dopiero wczoraj (tj. w sobotę przed spotkaniem) dowiedziałem się, że może wystąpię…  – mówił debiutant, który po ostatnim gwizdku, jak to najmłodszy zawodnik w drużynie, pakował piłkarski sprzęt, przy okazji rozdając autografy. Występu długo świętować nie będzie, bo w poniedziałek czekają go obowiązki szkolne.

Stalmach został również najmłodszym debiutantem w historii Górnika Zabrze. Poprzedni rekordzista, Joachim Hutka, miał 15 lat i 357 dni, gdy w 1975 roku meldował się na murawie w barwach klubu. Stalmach pobił ten wynik o 9 dni – za 2 tygodnie zawodnik będzie świętował szesnaste urodziny.

Młody pomocnik wspominał o tym, że swojego występu nie był pewny właściwie do ostatnich godzin przed starciem. – Trener wziął mnie do siebie przed odprawą i porozmawialiśmy o tym, jak to będzie, czy przy pełnym stadionie będzie stres. Gdy usłyszałem dziś od trenera, że może wyjdę w pierwszym składzie, to pojawił się pierwszy raz. Ale to szybko przeszło. Dziękuje trenerom za zaufanie, wszystkim zawodnikom za wsparcie, bo wszyscy cały czas mnie wspierają. Warto również wspomnieć o trenerze Żurku, który prowadził mnie w zeszłym sezonie wraz z trenerem Osadnikiem, bo to on dał mi szansę gry ze starszymi. Chciałbym również podziękować dyrektorowi Płatkowi, bo to także jego zasługa. Dziękuję również kibicom, niech pamiętają, że są najlepsi w Polsce – mówił Stalmach.

W pierwszej połowie było widać, że Stalmach stara się mocno współpracować z Lukasem Podolskim, a ten starał się go podbudowywać przybijając piątki i chwaląc młodego gracza za dobre zagrania. – Lukas to kawał piłkarza, ale także dobrego człowieka. Cały czas mnie wspierał, tak przed debiutem, na boisku, jak i w szatni. Mam z nim dobry kontakt.

Decyzję o powołaniu piętnastolatka tłumaczył również trener Urban. – W kadrze na ten mecz mieliśmy trzech młodzieżowców. Jeśli chciałbym wprowadzić Jakuba Szymańskiego do linii obrony, to mogłoby spowodować zamieszanie. Krzysiek Kubica był na reprezentacji. W tygodniu przyglądałem się obu zawodnikom, Darek wyglądał naprawdę dobrze. Gdyby stało się tak, że od początku zacząłby Krzysiek, ale nie byłby to dobry jego mecz, wpuściłbym Darka… I co, gdyby się spalił? To młody chłopak. Przed meczem rozmawialiśmy, jak może zareagować na pełne trybuny, odpowiedzialność w takim spotkaniu. Chociaż wiem, że to zawodnik z charakterem, ma warunki fizyczne. Zaczął od początku, mógł się zestresować, dostać „wędkę”, o czym też rozmawialiśmy. Miał w zasadzie wszystko do wygrania i myślę, że wykorzystał swoją szansę. To była dobra decyzja – chwalił zawodnika szkoleniowiec.

Ostatni kwadrans przed przerwą okazał się zabójczy dla piłkarzy Legii. Wpierw fantastycznie dośrodkowanie Jesusa Jimeneza wykorzystał Erik Janża, dla którego była to nie tylko pierwsza bramka w obecnym sezonie, ale również jego premierowy gol w barwach zabrzańskiego Górnika. Legia wznowiła grę, ale po chwili piłkę w środku pola wyłuskał Bartosz Nowak. Sprowadzony ze Stali Mielec piłkarz zagrał świetną piłkę na głowę Jesusa Jimeneza. Strzał Hiszpana obronił Miszta, ale futbolówkę do pustej bramki wprowadził Lukas Podolski.

Po przerwie Legia musiała rzucić się do ataku. Przewinienie Roberta Dadoka w newralgicznym miejscu dało przyjezdnym rzut wolny, a ten na bramkę – po dośrodkowaniu – zamienił akcent łączący Górnika z Legią, były gracz drużyny gospodarzy, Mateusz Wieteska. Goście momentalnie doprowadzili do remisu, po zamieszaniu w polu karnym silny strzał z dwunastu metrów oddał Ernest Muci. Grzegorz Sandomierski niedokładnie sparował piłkę, która wtoczyła się do bramki między nogami golkipera.

Powtórzył się scenariusz z meczu z Cracovią, gdzie Górnik prowadził 2:0, aby zremisować 2:2. – Mówiliśmy sobie o tym, aby nie powtórzyć błędów z Krakowa. Legia zmieniła ustawienie i robiła przewagę w bocznych sektorach boiska i trochę byliśmy tym zdezorientowani, źle przesuwaliśmy, źle podchodziliśmy do zawodników. Walczyliśmy do końca i Krzysiek Kubica został bohaterem tego spotkania – komentował sprawę po meczu Przemysław Wiśniewski, wspominając o tym, że zawodnicy między sobą przypominali wydarzenia z meczu przeciwko Cracovii.

Nie spodobało się to trenerowi Urbanowi, który wyciąganie dawnych błędów nazwał „wywoływaniem wilka z lasu”. – Nie lubię takich sytuacji, gdy nagle w szatni słyszę przypomnienie meczu, który mogliśmy wygrać, a zremisowaliśmy. Czasami dla mnie to takie wywoływanie wilka z lasu, nie chcesz, żeby coś się stało, a jednak to się dzieje. Na szczęście dobrze się skończyło, nie tak jak na Cracovii, także jest to już rozdział zamknięty.

Niewiele brakowało, a Legia w kolejnej akcji wyszłaby na prowadzenie. Tym razem Mahir Emreli wpakował piłkę do siatki zabrzan, jednak dogrywający do niego Luquinhas złapany został na pozycji spalonej. Nie po raz pierwszy w tym sezonie Górnik wyszedł na drugą połowę jakby sparaliżowany. Ponadto zabrzanie wygrali tylko 3 z 6. pojedynków, w którym otwierali wyniki meczów. Po przerwie – nie licząc spotkania z Legią – Górnik stracił aż 13 bramek w samych drugich połowach, co stanowi zdecydowaną większość, bo 68% wszystkich goli, jakie zabrzanie dali sobie strzelić do tej pory.

– Będziemy szukać przyczyny tego, co stało się w drugiej połowie. Ja też byłem w szoku. Na szczęście później to wszystko się uspokoiło, obie drużyny stworzyły świetne widowisko. Na takie mecze kibice chcą chodzić: dużo bramek, mnóstwo emocji. Cieszę się, że nasi fani mieli – tak mi się wydaje – przyjemność z oglądania Górnika – komentował wydarzenia z drugiej połowy szkoleniowiec Górnika Zabrze. Szkoleniowcowi warszawskiej Legii oddać trzeba, że w przerwie przeprowadził dobre zmiany. Roszady były dość spore, bo postanowił on dać szansę aż trzem nowym graczom. To jednak oni stwarzali największe zagrożenie pod bramką zabrzan. Ostatni cios miał jednak zadać zespół Górnika.

Krzysztof Kubica, który na boisku zameldował się za Darka Stalmacha, popisał się świetnym uderzeniem głową, jednak sędziowie dopatrzyli się w tej sytuacji pozycji spalonej, na której znalazł się Jesus Jimenez, dogrywający piłkę do młodzieżowca. W 96. minucie gry Legioniści nie mieli już jednak tyle szczęścia – znów Kubica, tym razem po dograniu Janży, głową skierował piłkę do siatki Miszty. To czwarty gol 21-latka w obecnym sezonie, trzeci po uderzeniu głową. – On lubi to robić, jednym z jego atutów jest dobra gra głową. Pod bramką przeciwnika jest efektywny i niebezpieczny – mówił trener Urban.

Na murawie w drugiej części spotkania zameldował się również między innymi Piotr Krawczyk, natomiast z ławki nie podnieśli się Vamara Sanogo i David Toshevski – para napastników sprowadzona tego lata do Górnika Zabrze. Ich nieobecność w meczach ligowych dziwi. Tym bardziej, że na Krawczyka spada spora krytyka za jego grę. – Ci zawodnicy są niżej w hierarchii i muszą czekać na swoją szansę. To nie jest towarzystwo wzajemnej adoracji, że dajemy minuty komuś tylko po to, aby się lepiej czuł. Muszą walczyć o swoje, a ja nie mam podstaw ku temu, żeby robić zmiany na siłę, by ktoś był zadowolony z tego, że partycypował w meczu. Na dzień dzisiejszy po prostu wytworzyła się hierarchia i niektórzy muszą czekać. Do grudnia czeka nas jeszcze wiele meczów – mówił szkoleniowiec. 

Trener Górnika narzeka również na ułożenie kalendarza. – Już teraz mówię, że dla mnie to jest niezrozumiałe i nienormalne. Gramy mecze co 2-3 dni po to, żeby czekać później 8 czy 9. Dla mnie jest to kabaret. To niepoważne – wspominał Urban. Do końca listopada Górnik zagra jeszcze dwa spotkania, w Łęcznej przeciwko Górnikowi oraz w Gliwicach przeciwko Piastowi, w ramach Pucharu Polski. Przerwa między tymi meczami wyniesie 3 dni. Po starciu w Gliwicach zabrzanie za kolejne 3 dni rozegrają pojedynek ligowy przeciwko Śląskowi Wrocław, natomiast później czeka ich długie oczekiwanie na kolejne spotkanie. W końcu mecz z Pogonią czeka ich aż 9 dni po starciu ze Śląskiem. Przed ostatnim w tym roku pojedynkiem w Poznaniu wypada także zaległy mecz przeciwko Rakowowi. Łącznie w 2021 Górnik ma jeszcze do rozegrania 6 spotkań, a średnia przerwa pomiędzy nimi wyniesie 3,5 dnia. Zbliża się zatem bardzo intensywny dla drużyny okres.

autor: Antoni Majewski

Przeczytaj również