W Tychach „nastąpił regres”. Trener Derbin przed wiosną musi rozwiązać kilka problemów

17.01.2022

Pierwszoligowcy rozpoczęli już treningi przed wznowieniem rozgrywek wiosennych i nie inaczej sprawa ma się w przypadku GKS-u Tychy. Okres przygotowawczy dla tego zespołu będzie niezwykle istotny, bo do poprawy jest sporo. I to pomimo względnie wysokiej, szóstej pozycji po rundzie jesiennej.

Łukasz Sobala/PressFocus

Mija półtorej roku, odkąd pieczę nad zespołem objął Artur Derbin. W swoim debiutanckim sezonie na stanowisku pierwszego trenera GKS-u wycisnął on z zespołu niemalże wszystkie soki, ostatecznie plasując się ze swoją drużyną na trzecim miejscu. Tak fantastyczny sezon w Tychach może się przez długi czas nie powtórzyć i choć klub ten zdecydowanie ma potencjał na grę w Ekstraklasie, miniona jesień pokazała, że tyszanie muszą zmagać się z wieloma problemami. Wraz z Szymonem Janczykiem, dziennikarzem portalu Weszło oraz Jerzym Dusikiem z katowickiego „Sportu” rozbijamy ostatnie miesiące w Tychach na czynniki pierwsze.

Wzmocnienie defensywy było priorytetem 

Nie ulega wątpliwości, że po zmianie szkoleniowca styl gry tyszan obrał zupełnie inny kierunek. Obejmując GKS, pochodzący z Sosnowca trener miał za zadanie odmienić oblicze defensywy drużyny z Edukacji. Tego samego lata, w którym Derbin zawitał w Tychach, do klubu trafił Nemanja Nedić, były mistrz Czarnogóry, do dziś pełniący kluczową rolę w klubie. Był to jasny sygnał odnośnie do tego, w którą stronę będą podążać „Trójkolorowi”.

– Wiem, jakie były założenia trenera Derbina. Wcześniej tyszanie nie mieli problemów z przodu, więc naturalnym krokiem było wzmocnienie defensywy. Zresztą w ostatnim czasie przez Tychy przewinęło się kilku dobrych ofensywnych piłkarzy, w tym wybitny, jak na pierwszą ligę, Łukasz Grzeszczyk. Najważniejsze transfery za kadencji trenera to Nemanja Nedić oraz Wiktor Żytek, dwóch piłkarzy mających zaryglować defensywę. Są to przykłady piłkarzy, których trener ceni sobie pod kątem profilu piłkarza. Silni, dobrze grający w powietrzu, wybiegani. Dlatego obecnie przeciwko GKS-owi trudno jest grać górą, za to o wiele łatwiej ziemią – mówi Szymon Janczyk.

Po Wiktora Żytka klub sięgnął pół roku później. Pomocnik również stał się jedną z ważniejszych części całej układanki. – Żytek przychodził do GKS-u w środku rundy, klub bardzo chciał pozyskać defensywnego pomocnika, a w barwach Puszczy był on wyróżniającym się graczem. Myślę, że mógłby mieć trochę więcej zadań ofensywnych, aby być bardziej nowoczesnym pomocnikiem, a jednak ma z tym lekkie problemy. Dobrze odnajduje się przy stałych fragmentach, potrafi uderzyć głową albo oddać mocny strzał z dystansu, bo przecież niejednokrotnie tak zdobywał bramki – opisuje gracza Janczyk.

Wspomnieniami warto wrócić do pierwszych meczów Żytka w barwach GKS-u. W debiucie przeciwko ŁKS-owi zgrywał piłkę głową do Bartosza Biela, zaliczając asystę, a dwie kolejki później jego długie podanie na piękną bramkę zmienił Damian Nowak. Jest to piłkarz, który potrafi zagrozić bramce przeciwnika, ale wiele brakuje mu do bycia wszechstronną „szóstką”. Dlatego też z biegiem czasu trener zdjął z niego zadania ofensywne, wysyłając w pole karne rywali podczas stałych fragmentów gry.

W duecie dawał więcej niż solo

Poprzednie lato okazało się dla GKS-u momentem przełomowym w kontekście obecnego sezonu. Nie ma oczywiście mowy o rewolucji kadrowej, jednak nie był to ten sam zespół, który w barażach walczył o miejsce w Ekstraklasie. A zauważyć trzeba, że kluczowym graczom GKS-u, jak chociażby Łukaszowi Grzeszczykowi, lat nie ubywa. Można by powiedzieć, że tyszanie nie do końca zadbali o utrzymanie jakości w ofensywie. Ich głównym problemem nie jest jednak brak napastników, a klasowych skrzydłowych oraz rezerwowych.

Latem klub sięgnął po Tomasa Malca. Jeśli rozliczać napastnika tylko ze zdobywanych bramek, transfer Słowaka może się jawić jako kiepska transakcja. Jednak, jak przekonuje Janczyk, nie wszystko w tej sytuacji jest takie proste. – Tomas Malec to przykład dobrze zrobionego transferu, przynajmniej w teorii. Był długo obserwowany, przeprowadzono dogłębny wywiad środowiskowy. Czasami tak już jest, że zawodnik nie odpala. Ale z drugiej strony samym Malcem ligi nie podbijesz, bo potrzeba piłkarzy, którzy w tym mu pomogą – tłumaczy.

– Do klubu trafił najlepszy zawodnik ligi słowackiej, mistrz Danii, Słowacji, zdobywca wielu pucharów. Malec ma dobre CV, ale potwierdziło się, że jeśli grał sam „na szpicy”, dawał od siebie więcej w defensywie. Natomiast w parze napastników to z kolei atak funkcjonował lepiej. Poza nietrafionym karnym w meczu przeciwko Resovii nie miał on stuprocentowych sytuacji, którą by zawalił. To, co wypracowali mu koledzy, wcisnął do bramki. Na pewno były większe oczekiwania co do jego umiejętności gry głową, ale pomimo wzrostu nie jest to zawodnik, który dominuje w powietrzu. Przez ostatnie pół roku klub musiał „rozpoznać” Malca – ocenia z kolei Dusik.

Dziennikarz „Sportu” wskazuje również, że klub sięgnął przecież po piłkarzy ofensywnych. Jaroch czy Kozina to jednak wzmocnienia, które nie stanowią obecnie o sile GKS-u. Dusik zauważa także, jak na przestrzeni czasu kształtowała się formacja zespołu. – Kiedy Jaroch grał w parze z Tomasem Malcem, to zdecydowanie więcej działo się pod bramką przeciwnika, niż wtedy, gry drużyna grała jednym napastnikiem. W trakcie rundy trener Derbin to zauważył i częściej stawiał na parę z przodu. Dlatego o ile w poprzednim sezonie gracz ustawiony na pozycji „10” był odpowiedzialny bardziej za rozegranie, tak wraz z kolejnymi spotkaniami odległość między ofensywnym pomocnikiem a napastnikiem zmniejszała się. I paradoksalnie nie przyniosło to lepszych rezultatów.

Skrzydłowi „na cenzurowanym”

Szkoleniowiec GKS-u mógł sobie pozwolić na kombinacje w środku pola przede wszystkim dlatego, że coraz mniej minut w pierwszym zespole otrzymywał Łukasz Grzeszczyk. Piłkarz, wokół którego kręciła się gra tyszan w ostatnich sezonach i który pociągał za większość sznurków przy okazji kreowania akcji ofensywnych.

– Bardzo słabą rundę rozegrali skrzydłowi, którzy w systemie trenera Derbina są bardzo ważni. Na bokach również brakuje liderów, wielu piłkarzy dzieli się czasem na boisku i w efekcie każdy ma ich po trochu. Brakuje stabilizacji, co pewnie w jakimś stopniu wynika również ze słabszej formy zespołu, zawodników – dodaje Szymon Janczyk. Kargulewicz, Steblecki, Biel, Kacper Piątek – wśród tych piłkarzy, którzy mogliby stanowić o sile ofensywnej, brakuje gracza, który większość spotkań grałby „od deski do deski”. Przesadna rotacja potrafi wybić piłkarzy z rytmu meczowego i zdaje się, że trener Derbin nie znalazł jeszcze optymalnego rozwiązania tego problemu.

O wartości, jaką w zespole GKS-u stanowili skrzydłowi, mówi również Jerzy Dusik. – Przypuszczam, że trener Derbin po rundzie jesiennej również zadaje sobie pytanie, z czego wynika obecna dyspozycja GKS-u. W poprzednim sezonie przestawił on zespół na inny system gry niż za trenera Tarasiewicza. Wówczas tyszanie zdobywali wiele bramek, sporo również tracili. Trener Derbin postawił na mocną defensywę i silne skrzydła. Te drugie znaczyły wtedy bardzo wiele, bo napastnicy nie zdobywali wielu goli i byli w cieniu skrzydłowych.

– Wtedy skrzydła były bardzo mocne. Bartosz Biel, który z GKS-u Bełchatów przyszedł razem z Arturem Derbinem, dał mocny impuls w ofensywie. To samo można powiedzieć o Kamilu Kargulewiczu, który dołączył do zespołu zeszłej zimy. Zresztą wszedł do tej ekipy zdobywając bramkę przeciwko ŁKS-owi, w dodatku pełnił funkcję młodzieżowca. Jesienią trener starał się zmieniać coś w stylu gry, ponieważ skrzydłowi przestali stanowić o sile GKS-u. Również młodzieżowcy nie byli takim motorem, jak Kacper Piątek i Kamil Kargulewicz rok wcześniej – mówi Dusik, analizując problemy, z jakimi GKS zmierzał się jesienią. – Napastnicy tak naprawdę robią to, co robili w poprzednim sezonie. Strzelają mało, ale dokładają swoją małą cegiełkę do dorobku drużyny. Natomiast sam trener Derbin mówił o tym, podsumowując rundę jesienną, że jemu nie brakowało goli strzelanych przez napastników, a właśnie bramek skrzydłowych – dodaje.

Kłopotem jest również brak głębi składu na pozycjach ofensywnych. – Tyszanie mieli wielu zawodników, którzy może nie byli liderami zespołu, ale potrafili zdziałać coś na przykład po wejściu z ławki, jak chociażby Łukasz Moneta. A teraz mam wrażenie, że klub stracił całą tę moc. Trener nie bardzo ma miejsce na roszady, także w trakcie spotkania, brakuje walki o pierwszy skład. GKS zostawił sobie tak niewielkie pole manewru, że kiedy potrzeba impulsu w postaci dobrego zmiennika, wówczas nie ma się do kogo odezwać – mówi Janczyk.

Pragmatyzm przedłożony nad efektowność

Wszystkie te czynniki poprowadziły GKS do sytuacji, w której znalazł się na początku 2022 roku. Tyszanie w lidze, choć plasują się względnie wysoko, wcale nie są faworytami w walce o miejsce w pierwszej szóstce Fortuna 1. Ligi. Zespół obniżył loty, zdobywając zaledwie 21 bramek. To jeden z najgorszych wyników w lidze, równy osiągnięciom Stomilu Olsztyn i Puszczy Niepołomice, które obecnie desperacko walczą o utrzymanie. A przecież potencjał tych ekip jest nieporównywalny do ekipy z Tychów.

Skąd bierze się mniejsza liczba bramek? Aby odpowiedzieć na to pytanie najlepiej będzie spojrzeć w statystyki. A te, w porównaniu do poprzedniego sezonu, wypadają blado. Mniejsza ilość kontaktów z piłką w polu karnym przeciwników, mniejsza ilość stwarzanych sytuacji. Wg portalu footystats.org tyszanie powinni zdobywać średnio 1.5 gola na mecz, podczas, gdy w rzeczywistości strzelali oni 1.05 bramki na spotkanie. I to w sytuacji, w której oddają oni średnio więcej uderzeń, niż rok wcześniej. Uderzenia te są jednak kiepskiej jakości.

Inną ciekawą statystyką, dotyczącą tym razem defensywy, jest spodziewana ilość bramek straconych przez GKS. Według liczb, tyszanie powinni tej jesieni stracić około 35 bramek, co jest najgorszym wynikiem w lidze. 21 wpuszczonych przez nich goli można zatem uznać za znaczne przekroczenie oczekiwań. Ogromna w tym zasługa Konrada Jałochy, który jesienią wspinał się na wyżyny swoich możliwości.

Liczby te pokazują jednak, że defensywa tyszan nie jest wcale tak szczelna, jak mogłoby się wydawać. A jednak, GKS zdołał tej jesieni wygrać osiem spotkań, z czego aż siedem tylko jedną bramką. – Trener Derbin preferuje taką pragmatyczną piłkę, dla niego najważniejsze jest, żeby nie stracić bramki, ewentualnie wygrać minimalną różnicą. I widać było to już w poprzednim sezonie, kiedy tyszanom przydarzały się właśnie takie spotkania. Zresztą trener jeszcze w GKS-ie Bełchatów, po awansie do pierwszej ligi, w taki sposób ustawiał swój zespół – mówi Janczyk. – Nastąpił regres, jeśli porównać grę zespołu w poprzednim oraz obecnym sezonie – dodaje Jerzy Dusik.

– Oczywiście, GKS Bełchatów miał gorszych zawodników i słabszy potencjał od obecnego zespołu z Tychów. Ale bełchatowianie realnie nie walczyli o cele, które trener Derbin z nimi zrealizował – mam na myśli awans do pierwszej ligi. Teraz cel jest jasny, GKS Tychy ma być coraz lepszy, walczyć o baraże. Choć nie wydaje mi się, aby klub ten miał aż taki potencjał, by być uznawany za faworyta w tej walce. Trener ma tego świadomość, dostał ambitny cel i chce go zrealizować, ale nie ma do tego świetnych środków. Nie mógłbym szczerze stwierdzić, że GKS jest w tym momencie drużyną wyraźnie lepszą od Sandecji, Arki czy Podbeskidzia, które również biją się o miejsca barażowe. Nie jest to klub tak dobry, jak wskazywałby na to jego budżet czy zaplecze – kontynuuje dziennikarz, na co dzień śledzący rozgrywki pierwszej ligi.

Jerzy Dusik podobnie ocenia obecne możliwości tyszan. – Drużyna walczy o miejsce w pierwszej szóstce i ma realne szanse, aby ten cel osiągnąć. W obecnym sezonie możemy także zauważyć pewną zależność: im lepszy rywal, tym GKS radzi sobie lepiej. Przykładem tego są chociażby remisy ze Skrą, Puszczą, porażka ze Stomilem… Drużyna walcząca o takie cele powinna wygrywać mecze takie jak te.

Brak awansu spowodowało wypalenie?

Spoglądając w raporty finansowe to właśnie GKS Tychy osiąga najlepsze wyniki spośród drużyn z Górnego Śląska, rokrocznie plasuje się również w czołówce Fortuna 1. Ligi pod kątem wartości medialnej, dostępnego budżetu. – GKS Tychy to jedna z najbogatszych drużyn Fortuna 1. Ligi. Klub dostaje ogromne dotacje z miasta, dzieli je oczywiście pomiędzy hokej i piłkę nożną, ale w każdym razie środki są. A w Tychach często jest takie wytłumaczenie, że klub wcale nie jest tak bogaty, jak mogłoby się wydawać. Tylko jeśli otworzyć raporty, porozmawiać z zawodnikami, tak okazuje się, że nie jest to prawda. Że GKS ma dobre podstawy, aby zbudować bardzo mocny zespół i obarczanie trenera za to, że nie do końca jest tak, jak powinno być, nie jest w stu procentach sprawiedliwe – tłumaczy Janczyk.

Jerzy Dusik ma na uwadze poprzedni sezon, w którym GKS spisał się wyśmienicie. I właśnie końcówka poprzedniej kampanii mogła być dla tyszan ciosem, po którym trudno było im się otrzepać. – W poprzednim sezonie trener dobrze wyważył proporcje, zespół dobrze bronił, nieźle strzelał, a w efekcie drużyna do końca walczyła o ekstraklasę. Niestety, starcie barażowe przyszło kilka dni po meczu z ŁKS-em, w którym zwycięstwo dawało awans bezpośredni. Sztab zaryzykował, a przed pojedynkiem z Górnikiem Łęczna nie było momentu, w którym drużyna mogła złapać oddech i świeżość – wspomina dziennikarz „Sportu”.

– Poprzedni, dobry sezon GKS-u, ale zakończony niepowodzeniem – brakiem awansu – pozostawił po sobie dwa ślady. Myślę, że w pewnym sensie nastąpiło wypalenie. I o ile wcześniej trener Derbin swoim entuzjazmem zaraził drużynę i pociągnął ją do walki, tak jesienią, według mnie, brakowało optymizmu w drużynie. Szczególnie, że pierwsze spotkanie nie były udane. – komentuje Dusik, wskazując, że na ogólnie nieco słabszą postawę zespołu względem poprzedniego sezonu mogły mieć wpływ również aspekty psychologiczne.

GKS potrzebuje zmian, a dobrą okazją ku temu jest otwarte obecnie okienko transferowe. Do klubu, na pozycję napastnika, miał trafić Polak. Jakiś czas temu klub ogłosił, że nowym graczem GKS-u został Daniel Rumin, wcześniej reprezentujący zespół z Jastrzębia. W obecnym sezonie, w klubie bijącym się o utrzymanie, zdobył on 6 bramek. W czerwcu ubiegłego roku zakończył kampanię ligową z dwunastoma trafieniami, zostając drugim najskuteczniejszym Polakiem w rozgrywkach.

autor: Antoni Majewski

Przeczytaj również