Tyszanie poza podium. Błąd sędziego zdecydował o wyniku

08.11.2020

Nie udało się podopiecznym trenera Artura Derbina wskoczyć na ligowe podium w Fortuna 1. Lidze. W perspektywie walki o awans do Ekstraklasy trzecia czy piąta pozycja aktualnie nie ma większego znaczenia, jednak zaledwie jeden punkt zdobyty w domowym meczu z Puszczą Niepołomice na pewno traktowany jest w obozie gospodarzy z niedosytem.

Łukasz Sobala/ PressFocus

Tyszanie przystępowali do niedzielnego meczu ze świadomością, że drużyny znajdujące się tuż nad GKS-em w sobotę pogubiły punkty, ale również z przekonaniem, że mecz z Puszczą spacerkiem nie będzie. - Jeżeli zagramy dobrze taktycznie, to będzie szansa na punkty – mówił przed meczem trener gości.

Niepokój u gospodarzy wzmagał fakt, że nie mogli skorzystać chociażby z Krzysztofa Wołkowicza, czy Damiana Nowaka. Do podstawowego składu wrócił natomiast Szymon Lewicki. Na ławce rezerwowych usiadł po raz kolejny Sebastian Steblecki czy Łukasz Norkowski. Oprócz nich także dwaj... bramkarze. - Jak w Lidze Mistrzów – uśmiechał się przed meczem trener Artur Derbin mając na myśli zarówno Adriana Odyjewskiego, jak i Kacpra Danę. - Młodzi nie grają w drugiej drużynie, więc chociaż poznają smak dnia meczowego – dodawał już całkiem poważnie.

Dobry humor trenerowi gospodarzy mógł towarzyszyć przez większą cześć spotkania. Bo chociaż GKS nie dominował w meczu z Puszczą, to jednak od pierwszych minut prowadził. Dośrodkowanie z rzutu rożnego Łukasza Monety na bramkę zamienił Lewicki. Był to zresztą, jak się później okazało, jedyny celny strzał w pierwszej połowie spotkania. Najgroźniej pod bramką rywali było po dośrodkowaniach Łukasza Grzeszczyka, który bądź to szukał partnerów – najbliżej precyzji przy tych próbach był Kamil Szymura - bądź też sam się starał niepokoić Gabriela Kobylaka.

Lepiej z celnością wyglądało w drugiej połowie. Ten najgroźniejszy strzał miał miejsce jednak po błędzie arbitra, który zagranie ręką Bartosza Szeligi umiejscowił w polu karnym. Jak pokazały telewizyjne powtórki, miało to miejsce kilkadziesiąt centymetrów przed „szesnastką”. Goście takiej okazji na niespełna dwadzieścia minut przed końcem spotkania nie zaprzepaścili.

Tyszanie w dwóch ostatnich domowych meczach zainkasowali komplet punktów, tym razem jednak się nie udało. Co prawda już w doliczonym czasie gry gospodarze cieszyli się z trafienia Lewickiego, ale tym razem słusznie sędzia zareagował - bramki nie uznał, odgwizdując po dośrodkowaniu spalonego. Tyszanie nadal w tabeli zajmują więc piąte miejsce, a w następnej serii spotkań czeka ich wyjazd do trzeciego w tabeli Górnika Łęczna. Gospodarze również myślą o rehabilitacji, a tyskim kibicom będzie się chciał zapewne przypomnieć trener Kamil Kiereś.

autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również