Tychy łapią oddech, a na Stadionie Ludowym atmosfera tylko gęstnieje

30.08.2021

Niedzielny mecz GKS-u Tychy z Zagłębiem Sosnowiec był gdzieniegdzie określany mianem pojedynku o 6 punktów, gdyż start obu zespołów w rozgrywkach Fortuna 1. Ligi trzeba było uznać za bardzo daleki od ideału. Większą ilość szczęścia i skuteczności w bezpośrednim pojedynku mieli jednak na swoim koncie podopieczni Artura Derbina, którzy na Stadionie Ludowym odnieśli drugą wygraną z rzędu, a przy okazji awansowali do górnej połowy tabeli.

Tomasz Kudala/PressFocus

Dwunasty kontra piętnasty zespół w tabeli - gdyby ktoś przed startem 6. kolejki powiedział, że tak można by było zapowiedzieć bezpośrednie starcie pomiędzy GKS-em Tychy a Zagłębiem Sosnowiec, na pewno nikt w obu obozach nie odczuwałby z tego powodu względnej satysfakcji. Oba zespoły z naszego województwa mierzyły bowiem przed rozpoczęciem sezonu znacznie wyżej, choć nie można też powiedzieć, by do niedzielnej rywalizacji przystępowały one w identycznych nastrojach. GKS Tychy w minionej kolejce zanotował bowiem upragnione przełamanie, odnosząc u siebie zwycięstwo z dla wielu niewygodną Sandecją Nowy Sącz. 

Z kolei ostatnie dni w Sosnowcu stały pod znakiem nerwowości oraz pewnego „pospolitego ruszenia”. Podopieczni Kazimierza Moskala wypuścili bowiem z rąk dwubramkowe prowadzenie w prestiżowych derbach z GKS-em Katowice, a poniesiona ostatecznie porażka przyniosła daleko idące konsekwencje w postaci roszad w gabinecie prezesa. Planowaną rewolucję niejako zapowiedział Prezydent Miasta Sosnowiec - Arkadiusz Chęciński, zapewniając na swoich mediach społecznościowych, że przy Kresowej nadchodzi czas rozliczeń. „Zagubioną” po ostatnich ligowych wpadkach drużynę opuścił zatem Marcin Jaroszewski, przyznając w opublikowanym oświadczeniu, że nie był on w stanie wyprowadzić Zagłębia z niekończącego się impasu. 

Tajemnicą poliszynela miała być niezbyt pewna sytuacja sztabu szkoleniowego, a na „cenzurowanym” znalazł się także dyrektor działu sportowego Zagłębia Robert Tomczyk, odpowiedzialny za administrację sekcji piłki nożnej i skauting. Można zatem było mieć pewne wrażenie, że w określaniu niedzielnego meczu mianem pojedynku podwyższonego ryzyka, nie ma ani grama przesady. Ewentualna porażka spowodowałaby bowiem ugrzęźniecie w dolnej połowie tabeli, więc sosnowiczanie na samym początku spotkania robili wszystko, by takiego stanu rzeczy uniknąć. 

Gospodarze dość ofiarnie rzucili się do ataku, czego efektem było zdobycie gola przez zawodnika, który lwią część swojej kariery spędził w… GKS-ie Tychy. Mowa oczywiście o Wojciechu Szumilasie, który odnalazł się niepilnowany w polu karnym i pokonał Jałochę płaskim strzałem przy prawym słupku. Gdy wówczas mogło się wydawać, że Zagłębie pójdzie za ciosem i zrobi wymierny użytek z posiadanego prowadzenia, to podopiecznym Kazimierza Moskala podobnie jak w pojedynku przy Bukowej, po prostu odcięło prąd. 

Tym samym jeszcze przed przerwą tyszanie odrobili powstałe straty z nawiązką, pokonując debiutującego w tym sezonie Szymona Frankowskiego za sprawą trafień Oskara Paprzyckiego oraz Tomasa Malca. Szczególną radość po swoim golu mógł odczuć rosły słowacki napastnik, bowiem 28-latek otworzył tym samym swój bramkowy dorobek po transferze na Edukacji.

Do przerwy wynik nie uległ już zmianie, natomiast już po zmianie stron Zagłębie podejmowało starania, by nie zakończyć spotkania z zerowym dorobkiem punktowym. Gospodarze co prawda chcieli postawić wszystko na jedną kartę (co potwierdziło chociażby przeprowadzenie czterech ofensywnych zmian), jednak dużo większe posiadanie piłki nie przyniosło efektu w postaci celnych strzałów. W atakach sosnowiczan brakowało odpowiednich konkretów, a w dodatku trzeba przyznać, że defensywa zespołu trenera Derbina stawała we wszystkich sytuacjach na wysokości zadania. 

Sam GKS szukał jeszcze okazji do zaskoczenia Zagłębia przez kontry, ale i w tym przypadku bramkarz zespołu gospodarzy pozostawał w większości czasu bezrobotny. Tym samym przyjezdni z Tychów odnieśli wręcz bezcenne wyjazdowe zwycięstwo, dzięki któremu udało im się odskoczyć od niedzielnego rywala i awansować przy okazji do górnej połowy tabeli. Obecnie podopieczni Artura Derbina plasują się na dziewiątym miejscu, tracąc obecnie tylko dwa oczka do strefy barażowej.

- Był to dla nas bardzo wymagający mecz, biorąc jeszcze pod uwagę, że nie weszliśmy w niego najlepiej. Na szczęście szybko odpowiedzieliśmy na straconego gola. Dzięki temu meczowi zrobiliśmy kolejny krok do przodu i drużynie należy się na niego szacunek. Było dużo charakteru i poświęcenia, szczególnie w ostatnich minutach - przyznał zadowolony po końcowym gwizdku Artur Derbin i można się tylko zastanowić, czy ostatnie dwa spotkania zwiastują całkowite wyjście GKS-u z kryzysu. 

Co ciekawe, na pomeczowej konferencji prasowej, urodzony w Sosnowcu Derbin zaapelował także do kibiców Zagłębia, którzy już w samej końcówce nie ukrywali swojej irytacji i kwitowali postawę swoich ulubieńców gwizdami oraz inwektywami. - Jestem wychowankiem tego klubu i śledzę jego losy. W tym wszystkim chciałbym zaapelować do fanów o wsparcie zespołu oraz trenera w trudnym okresie. My tez przed chwilą byliśmy w podobnej sytuacji, ale jestem przekonany, że i zespół Zagłębia się podniesie - dodał obecny trener GKS-u. 

Znacznie mniej powodów do optymizmu miał, co chyba oczywiste, rozgoryczony Kazimierz Moskal. Mając bowiem w pamięci utracone punkty w Katowicach, a także przebieg dzisiejszej rywalizacji, 54-latek nie był w stanie racjonalnie wyjaśnić tak nagłego spadku koncentracji oraz przyczyn niestabilnej dyspozycji jego podopiecznych. - Po raz kolejny mecz układa się dla nas dobrze, strzelamy bramkę i później tracimy gola po stałym fragmencie. Ostatecznie tracimy punkty i musimy się szybko otrząsnąć. Nie możemy sobie pozwolić na takie porażki i nie ma co owijać w bawełnę - po strzelonym golu na 1:0 zaczęliśmy grać słabo. Trudno mi to wszystko zrozumieć, że tak to się potoczyło - przyznał opiekun Zagłębia, które po trzeciej z rzędu ligowej porażce osiadło na piętnastym miejscu w tabeli. 

I tak jak spotkanie z GKS-em było określane mianem spotkania o 6 punktów, jak zatem określić zbliżającą się rywalizację w ramach 7. kolejki? Do Sosnowca przyjedzie bowiem otwierająca strefę spadkową Skra Częstochowa, mająca jednak na swoim koncie jedno spotkanie rozegrane mniej. Kolejna strata punktów może spowodować, że przy Kresowej może zrobić się już naprawdę bardzo nerwowo.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również