To był rok Waldemara Fornalika i śląskich trenerów. Nie popisali się prezydenci miast

29.12.2019

Rok 2019 powoli dobiega końca. Kto zasłużył w nim na pochwały i może żałować, że już wkrótce się on kończy, a kto z kolei przywita z ulgą 2020 licząc, że będzie to nowe rozdanie? Na szczęście pozytywów w naszym podsumowaniu jest odrobinę więcej.

Rafał Rusek/PressFocus

Waldemar Fornalik i jego banda – trudno było zacząć od kogoś innego. Waldemar Fornalik wspólnie z zespołem zrobił wynik, jakiego nikt się w Gliwicach nie spodziewał. Górny Śląsk na mistrzostwo Polski czekał od 1989 roku i chyba to już najlepiej pokazuje skalę wydarzenia. Trener Fornalik, jak chociażby wcześniej w Ruchu Chorzów, pokazał swoją systematyczną i merytoryczną pracę często z zawodników przeciętnych tworząc monolit, który w tyle zostawił Legię i Lechię. A jesienią Piast co prawda już nie był tak skuteczny jak wiosną, ale też nie zapomniał jak się gra w piłkę, jak miało to miejsce w przypadku kilku poprzednich mistrzów.

Trener Marek Papszun – z pewnością z 2019 roku może być zadowolony. Jeszcze rok temu dla niektórych anonimowy, chociaż efekty jego pracy były już dostrzegane, ale ostatnie miesiące to wejście na salony bez zbędnego pukania. Najpierw półfinał Pucharu Polski z jeszcze wtedy pierwszoligowcem, a już jesienią, po nie najlepszym początku, ułożona gra w ekstraklasie. I chociaż dzisiaj Raków jest jedenasty, to raczej kandydatem do spadku nie jest.

Szombierki Bytom i Ruch Radzionków – w czasach, gdy sposobem na pozbycie się balastu finansowego jest odcięcie się od poprzedniej struktury organizacyjnej, takie przykłady wręcz trzeba pokazywać. Kosztem wyników sportowych, kosztem trudnej egzystencji, ale można. Bytomianie pod koniec roku ogłosili, że swoje długi z poprzednich lat spłacili, Ruch Radzionków także redukuje systematycznie zadłużenie. Podobnie walczy z problemami finansowymi Ruch Chorzów, ale tutaj – mimo większego rozmiaru finansowego – gdy się jest czternastokrotnym mistrzem Polski - chyba jest nieco łatwiej, .

Rafał Górak i Łukasz Bereta – trenerzy z innej półki, latem znajdowali się w zupełnie innym położeniu, ale obaj mogli spokojnie spędzać święta i powiedzieć na koniec roku, że sytuacje w wielkich śląskich klubach opanowali. A nie mieli łatwo... W obu miastach presja jest duża, na początku sezonu w misje obu trenerów można było wątpić. Trenerowi Górakowi liczono dni bez wygranej u siebie, Ruch czekał na jakiekolwiek zwycięstwo. Dzisiaj obaj mogą chodzić z podniesioną głową, choć jeżeli nie zakończą sezonu z awansem to zapewne pojawią się tacy, którzy będą chcieli zmian.

Rekord Bielsko-Biała – klub, który zawsze stawiał równie mocno na futsal, co i na piłkę nożną, wyróżniony będzie jednak za halówkę. W tym roku zgarnął wszystko co możliwe: mistrzostwo Polski, Puchar Polski oraz Superpuchar Polski. Dodatkowo wychowanek Rekordu, Michał Kałuża wyjechał grać do Hiszpanii, czyli najlepszej ligi na świecie, a jego młodsi następcy z reprezentacją Polski rywalizowali w Młodzieżowych Mistrzostwach Europy U-19, gdzie Polska zajęła trzecie miejsce. Obecnie Rekord jest liderem po pierwszej rundzie i śmiało zmierza po kolejny tytuł mistrza Polski. Piłkarsko też nie było źle – bielszczanie marzenia o awansie do II ligi muszą odłożyć na przyszły sezon, ale grali w 1/16 Pucharu Polski.

Chcą zapomnieć o 2019 roku:

Władze i kibice Piasta – tak jak trenerzy i zawodnicy mistrza Polski zasłużyli w mijających miesiącach na wielkie brawa, tak nie da się tego powiedzieć o pozostałych filarach tworzących klub. Mamy wrażenie, że historyczny tytuł mistrzowski dla Piasta nie został odpowiednio spożytkowany. No chyba, że jedynym pożytkiem po sukcesie jest sprzedaż najlepszych piłkarzy. Bo to akurat gliwiczanom się udało. A już prawdziwym pokazem był transfer Joela Valencii do Brentford w przeddzień rewanżowego meczu w europejskich pucharach z Riga FC. A kibice? Jesienią na mecze mistrza Polski chodziło czasem po 3-4 tysiące kibiców. Słabo, nawet jak na gliwickie realia. Kibice tłumaczą to faktem, że bilety drastycznie podrożały (to jest fakt, i trzeba dodać, że znamy lepsze metody pozyskania pieniędzy do klubu niż zdzierania ich od kibiców), ale też bumu w Gliwicach po zdobyciu mistrzostwa nie zauważyliśmy.

Prezydenci Chorzowa, Częstochowy i Katowic – wiele wspólnych mianowników łączy zwłaszcza GKS Katowice i Ruch Chorzów, jeden tyczy się infrastruktury. I podejścia do tematu prezydentów obu miast, Andrzeja Kotali i Marcina Krupy, Bo nikt nie ma wątpliwości, że gdyby tylko była odrobina chęci, to nowe obiekty w śląskich miastach już dawno by stały. Przy prezydencie Chorzowa trzeba jeszcze dodać letnią bierność w sytuacji, gdy czternastokrotny mistrz Polski walczył o swoją przyszłość. W sprawie stadionu prezydent Andrzeja Kotala po wielu prośbach zabrał głos – nowego obiektu nie będzie. W Katowicach sytuacja jest dynamiczna, pozwolenie na kredyt jest, ale nie zmienia to faktu, że cała sprawa przypomina raczej przedstawienie niż poważne załatwienie wielkiej inwestycji.

Frekwencja na Bukowej – można w pewien sposób rozumieć przeciwników inwestycji w nowy stadion w Katowicach (a tych nie brakuje), gdy na meczach będącego w czubie tabeli drugiej ligi GKS melduje się niespełna dwa tysiące kibiców. A jesienią kilka takich sytuacji było. Ktoś powie rozczarowanie, ktoś powie kilkuletnia stagnacja... Wszystko się zgadza, ale jeżeli klub ma walczyć o czołowe lokaty, mieć solidne zaplecze infrastrukturalne, to musi posiadać także wsparcie kibiców na trybunach. Nieobecni nie mają racji.

Przeczytaj również