Święto zamienione w stypę. Rozwój dostał lanie od ligowej legendy

29.07.2018
Mijająca druga kolejka była wręcz fatalna dla drugoligowców z naszego regionu. Wszystkie śląskie drużyny zgodnie przegrały swoje spotkania, nie strzelając w nich nawet jednego gola. Najbardziej bolesną porażkę odniósł jednak katowicki Rozwój, który uległ czteroma bramkami Widzewowi Łódź – ligowemu beniaminkowi oraz jednocześnie jednej z najbardziej utytułowanych drużyn w całej stawce. 
Krzysztof Porębski/PressFocus
Na stadionie przy ulicy Zgody dawno nie pojawiła się taka marka jak łódzki Widzew. Co prawda czterokrotny mistrz Polski dopiero wraca na prostą i do drugoligowych rozgrywek przystępuje jako beniaminek, ale jego nazwa wciąż działa na wyobraźnię kibiców. Nic więc dziwnego, że na katowickim obiekcie pojawił się komplet publiczności, a mecz był zapowiadany jako wielkie piłkarskie święto. 
 
Samo spotkanie udowodniło jednak, że obie drużyny będą walczyć w tym sezonie o zupełnie coś innego. Łodzianie rozgromili wręcz zespół gospodarzy, a szczególnie dobre wrażenie pozostawili po sobie w drugich 45 minutach. Do przerwy goście prowadzili „tylko” 1:0, a wynik meczu otworzył młody Konrad Gutowski. Pomocnik, który trafił do Widzewa z Podbeskidzia Bielsko-Biała, popisał się w 31. minucie mierzonym uderzeniem z linii szesnastego metra. Golik, który do tej sytuacji spisywał się bardzo dobrze i poradził sobie ze strzałami Demjana i Michalskiego, tym razem musiał wyciągnąć piłkę z siatki. 
 
Katowiczanie byli przede wszystkim nastawieni na grę z kontry, a groźni byli również przy stałych fragmentach gry. Po dwóch wrzutkach z rzutu wolnego bliski zdobycia gola był Damian Niedojad, ale w obu sytuacjach napastnikowi zabrakło niewiele, by dojść do zagranej piłki. Katowiczanie długo spisywali się tak, jakby wynik był sprawą otwartą. Druga część gry rozpoczęła się jednak dla Rozwoju fatalnie, gdyż prowadzenie gości podwyższył Mateusz Michalski. Jeden z liderów ofensywy łódzkiej drużyny został sfaulowany w polu karnym przez Kamila Łączka i pewnie wykorzystał podyktowaną „jedenastkę”.

Wówczas sytuacja Rozwoju była bardzo zła, ale fatalnie zrobiło się dopiero po 67. minucie. Gdy wydawało się, że Widzew nie zarzuci rywalom wysokiego tempa i nie będzie dążył do ich dobicia, gola na 3:0 zdobył były król strzelców Ekstraklasy, Robert Demjan. W bramkowej sytuacji doświadczonemu Słowakowi pomógł jednak rykoszet. Wynik spotkania ustalił inny zawodnik zza naszej południowej granicy, Marek Zuziak. Pomocnik, który tak jak Demjan trafił do Łodzi z klubu Iskra Borcice, popisał się efektownym uderzeniem z rzutu wolnego.
 
Co prawda katowiczanie mieli swoje okazje na zniwelowanie strat (szczególnie aktywni w zespole gospodarzy byli Michał Płonka i Tomasz Wróbel), ale wynik 4:0 nie uległ już zmianie do końca spotkania. Rozwój otrzymał wczoraj naprawdę solidną lekcję futbolu, a słynnych mocnych słów nie zabrakło tuż po zakończeniu spotkania. – Mam ogromny żal do siebie i zespołu. Wygrywamy i przegrywamy razem, ale żal, że nie potrafimy przegrać w normalny sposób. Nie ma na boisku kogoś, kto trzymałby to wszystko w ryzach. Jest 0:2, a się sypiemy. Przegrywać też trzeba umieć i to się nam dziś nie udało. Widzew jest doświadczony, wypunktował nas, mogło skończyć się absolutną tragedią, chociaż ona i tak jest, skoro wynik brzmi 0:4 – przyznał na konferencji prasowej jeden z trenerów drugoligowca, Rafał Bosowski.
 
Niezadowolenia nie ukrywał również jeden z najbardziej doświadczonych zawodników w katowickim klubie, Przemysław Gałecki. – Nie wiem, co mam powiedzieć. Myślę, że w pierwszej połowie nawet dobrze to wyglądało. Siedzieliśmy agresywnie na drużynie Widzewa, nie dawaliśmy rozgrywać piłki, mieliśmy swoje sytuacje. Rywale… Jeden zawodnik minął trzech czy czterech naszych, załadował „taś-tasia” po długim rogu i do przerwy przegrywaliśmy 0:1. W drugiej połowie byliśmy dla Widzewa już tylko tłem. Nie wiem, czego zabrakło. Chyba wszystkiego – przyznał rozgoryczony obrońca w wywiadzie, opublikowanym na oficjalnej stronie Rozwoju. 
 
Katowiczanie muszą szybko powrócić na odpowiednie tory, gdyż już w przyszły weekend czeka na nich jeden z najdłuższych wyjazdów w tym sezonie. Rywalem podopiecznych trenerów Koniarka i Bosowskiego będzie drużyna Błękitnych Stargard, która dzisiejszym starciem z Olimpią Elbląg zakończy zmagania w drugiej ligowej kolejce. 
 
Rozwój Katowice – Widzew Łódź 0:4 (0:1)
0:1 – Konrad Gutowski 31’
0:2 – Mateusz Michalski 50’
0:3 – Robert Demjan 67’
0:4 – Marek Zuziak 85’
 
Rozwój: Golik – Mońka (64’ Marchewka), Kunka, Gałecki, Gancarczyk, Łączek – Wróbel, Baranowicz (46’ Płonka), Kuliński, Paszek (71’ Kamiński) – Niedojad (71’ Kaletka). Trenerzy: Marek Koniarek i Rafał Bosowski
Widzew: Wolański – Kamiński, Zieleniecki, Sylwestrzak, Pigiel – Falon (55’ Miller), Gutowski, Paulius, Kazimierowicz (84’ Pięczek), Michalski (73’ Zuziak) – Demjan (68’ Świderski). Trener: Radosław Mroczkowski.
 
Żółte kartki: Paszek, Kuliński, Wróbel (Rozwój) – Kazimierowicz (Widzew)
Sędzia: Damian Sylwestrzak (Wrocław)
Widzów: 760

 
Sporo żalu do siebie mogli mieć również wczoraj zawodnicy rybnickiego ROW-u. Podopieczni trenerów Sieklińskiego i Buchały przegrali bowiem drugie spotkanie z rzędu w stosunku 1:0, a ich pogromcą okazał się być Gryf Wejherowo. Drużyna, która na wiosnę była prawdziwą rewelacją i szybko zapewniła sobie utrzymanie na szczeblu centralnym, w obecne rozgrywki również weszła bez zarzutu. Po remisie ze spadkowiczem z 1. Ligi – Górnikiem Łęczna, zawodnicy z Pomorza odnieśli pierwsze zwycięstwo w sezonie, a wynik spotkania ustalili już w pierwszym kwadransie. Już w 5. minucie gola na 1:0 zdobył były pomocnik Ruchu Chorzów i Polonii Bytom, Kamil Włodyka, wykorzystując złe zachowanie rybnickiej obrony.
 
Wspomniany Włodyka nie był jedynym śląskim akcentem w wejherowskiej ekipie – w wyjściowym składzie mecz rozpoczął chorzowianin Robert Chwastek (spędził na placu gry blisko 80. minut), całe spotkanie rozegrał były piłkarz Ruchu, Adrian Liberacki, a z ławki rezerwowych na boisko weszli Dawid Rogalski (napastnik, wypożyczony z GKS-u Tychy) oraz Michał Bury. Młodziutki pomocnik przez ostatnie trzy sezony występował w młodzieżowych drużynach Podbeskidzia Bielsko-Biała i miał wymierny udział w awansie „Górali” do Centralnej Ligi Juniorów. W pierwszym zespole nie udało mu się jednak zadebiutować.
 
Rybniczanie mogli po wczorajszym meczu pluć sobie w brodę, gdyż wcale nie musiał się on zakończyć ich porażką. ROW bowiem prowadził długimi momentami grę i często zmuszał golkipera Gryfa do podjęcia interwencji. Szymon Więckowicz szczególnie najadł się strachu w końcowych minutach, gdy w dogodnej sytuacji znalazł się nowy obrońca ROW-u, Michał Bojdys. Piłka po strzale defensora odbiła się jednak od słupka bramki.
 
Zawodnicy ze stadionu przy Gliwickiej pozostają zatem z zerowym dorobkiem punktowym i bramkowym. Szansy na przełamanie rybniczanie poszukają już w najbliższy piątek – ich rywalem na własnym boisku będzie Górnik Łęczna.  
 
Gryf Wejherowo – ROW 1964 Rybnik 1:0 (1:0)
1:0 – Kamil Włodyka 5’
 
Gryf: Więckowicz - Brzuzy, Gulczyński, Wicki, Liberacki, Goerke - Włodyka (88’ Ryk), Kołc, Sikorski (46’ Bury), Chwastek (81’ Ewertowski) - Czychowski (62’ Rogalski). Trener: Zbigiew Szymkowicz
ROW: Rosa – Kujawa (46′ Bojdys), Szymon Jary, Marek Krotofil – Dudzik (60’ Koleczko), Zawadzki, Spratek (76’ Rostkowski), Dzierbicki (40′ Bukowiec) – Mazurek, Brychlik, Tkocz. Trener: Roland Buchała
 
Sędzia: Piotr Łęgosz (Włocławek)
Żółte kartki: Liberacki, Więckowicz, Ryk (Gryf) – Brychlik, Jary (ROW)
 
źródło: własne/rozwoj.info.pl
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również