Sto dziesięć procent serca. Lider wyhamowany w Orzechu

22.10.2018

Mknący w mocnym tempie przez III-ligowe murawy piłkarze Górnika Polkowice niespodziewanie wyhamowali na boisku w Orzechu. Mocny opór postawił im beniaminek z Radzionkowa, który w trakcie szalonej końcówki mógł nawet pokusić się zgarnięcie pełnej puli. 

Zygmunt Taul/Ruch Radzionków

Dziewięć zwycięstw i tylko dwie porażki miała przed sobotnim spotkaniem z "Cidrami' ekipa trenera Enkeleida Dobiego. Bezapelacyjny lider 3 grupy czwartego szczebla rozgrywek w sumie w jedenastu starciach uzbierał aż 27 punktów i z 4-punktową przewagą nad rezerwami Zagłębia Lubin z wysoka patrzył na resztę stawki.

Sobotni mecz w Orzechu zaczął się zgodnie z oczekiwaniami albo i - z perspektywy gospodarzy - gorzej. Przyjezdni z Polkowic absolutnie zdominowali swojego rywala, przez bite pół godziny praktycznie nie schodząc z jego połówki. Poza posiadaniem przez nich piłki wynikało jednak z tego niewiele. Przede wszystkim stałe fragmenty gry, bo samych rzutów rożnych w ciągu pierwszych 10 minut "Górnicy" mieli aż 10! - Nieprzypadkowo są liderem. W piłkę grali świetnie - chwalił rywala trener radzionkowian, Kamil Rakoczy.

Goście udokumentowali przewagę w 26. minucie. Michał Staszowski, który chwilę później z powodu urazu został zmieniony przez Patryka Wnuka, sfaulował w bocznycm Kornela Ciupkę. Dośrodkowanej przez Macieja Bancewicza piłki nie sięgnął żaden z czyhających na nią w polu karnym zawodników, co na tyle zaskoczyło stojącego w bramce "Cidrów" Dawida Stambułę, że ten po chwili... musiał po futbolówkę sięgać do siatki. - Liczyłem, że ktoś to przetnie, a tak... biorę winę na siebie. Dobrze, że udało mi się trochę zrehabilitować, muszę też podziękować kolegom za to że doprowadzili do wyrównania i kończymy mecz z jednym punktem - komentował "na gorąco" golkiper Ruchu.

Ruch remis zawdzięcza przede wszystkim ogromnej determinacji, jaką zaprezentował w drugiej części spotkania. Jeszcze przed przerwą dwie szanse na trafienie miał Robert Wojsyk, a to co zafundowali widzom jedni i drudzy po zmianie stron było już prawdziwą karuzelą. Z jednej strony ambitne próby radzionkowian, z drugiej potencjalnie zabójcze kontry lidera. Dwa razy piłka lądowała w tym meczu na poprzeczce bramki Stambuły, raz do pustej już siatki gospodarzy nie trafił dobijający uderzenie Mariusza Szuszkiewicza Dominik Radziemski. Fani miejscowych łapali się z kolei za głowy choćby po nieskutecznych próbach Marcela Gieronia, Mateusza Hermasza i Andrzeja Piecucha.

Do remisu doprowadził ten ostatni. Dżoker Rakoczego wszedł z ławki rezerwowych, a gdy techniczny błąd skutkujący dotknięciem piłkę ręką we własnym polu karnym popełnił Radziemski, bez wahania podjął się wykonania podyktowanej przez Krystiana Stenzingera "jedenastki". Biorąc pod uwagę, że "żółto-czarni" w tym sezonie zmarnowali już dwa karne, a z powodu kontuzji na trybunach był Dawid Krzemień, który jako jedyny tej jesieni w podobnej sytuacji się nie mylił, ciężar odpowiedzialności ciążył na 22-latku całkiem spory. Pomocnik Ruchu huknął mocno i nie pozostawił złudzeń próbującemu interweniować Jakubowi Kopanieckiemu.

Tuż przed końcem regulaminowego czasu gry człowiek, który kilka chwil wcześniej wygrał pojedynek nerwów z bramkarzem Górnika spudłował w sytuacji - zdawałoby się - tysiąckroć prostszej. Kiedy polkowiczanie rzucili się do ratowania wygranej Ruch dostał okazję do kontry. Stambuła posłał długą piłkę w kierunku Wojsyka, ten nie dał sobie zabrać futbolówki, i po tym jak "wyciągnął" z bramki Kopanieckiego, wyłożył ją właśnie Piecuchowi. Autor wyrównującego gola czasu na dopełnienie formalności miał mnóstwo, ale zamiast przyjąć piłkę w pośpiechu dostawił do niej nogę i... spudłował. - I tak szanujemy sobie ten remis, z przebiegu gry to wynik sprawiedliwy - z chłodną głową oceniał jednak Kamil Rakoczy, nie pastwiąc się specjalnie nad swoim graczem.

Trudno nie przyznać mu racji. O ile tą najbardziej spektakularną okazję na sięgnięcie po komplet punktów zmarnowali bowiem gospodarze, to "setek" pod ich bramką przeciwnik też miał w tym meczu co najmniej kilka. Arbiter do podstawowego czasu dołożył 7 minut, w trakcie których cuda między słupkami wyczyniał Stambuła. - Popełnił dziś błąd, który nie powinien mu się przydarzyć, ale później wybronił tyle sytuacji, że w dużej mierze zawdzięczamy mu punkt - oceniał Rakoczy. - Nerwowy był ten mecz. Powiedzieliśmy sobie przed nim, że tylko jeśli każdy da tu z siebie 110 procent to zapunktujemy. Szanujemy sobie remis, ugraliśmy go w naprawdę trudnych warunkach - podsumował Dawid Stambuła.

Po 12 kolejkach radzionkowianie mają na kontach 15 punktów. Kolejne spotkanie rozegrają a boisku znajdującej się w strefie spadkowej Lechii Dzierżoniów. - I jak zawsze jedziemy tam z założeniem zagrania o trzy punkty. Chcielibyśmy w pozostałych meczach zapewnić sobie spokojną zimę - zapowiada bramkarz beniaminka z Radzionkowa.

autor: ŁM

Przeczytaj również