Powalczyli i zaskoczyli. Rozwój i ROW urwały punkty faworytom

23.08.2018
Wyjątkowo w środku tygodnia rozegrano szóstą kolejkę drugoligowych zmagań. W niej punkty zdobyli wszyscy przedstawiciele naszego regionu, ale szczególne postawy do radości mieli kibice klubu ze stadionu przy ulicy Zgody. Rozwój Katowice pokonał bowiem faworyzowanego Radomiaka Radom i odniósł pierwszą wygraną w tym sezonie.
Rafał Rusek/Press Focus
Spore westchnienie ulgi zapewne poczuli kibice i zawodnicy Rozwoju Katowice. Podopieczni Rafała Bosowskiego w końcu przełamali swoją serię meczów bez zwycięstwa i pokonali przed własną publicznością faworyzowanego Radomiaka 1:0. Katowiczanie zebrali jednak owacje nie tylko ze zdobycie bramki i zwycięstwo, ale przede wszystkim za swoją postawę. Na tle kandydata do awansu Rozwój wyglądał naprawdę dobrze, a jego zawodnicy raz za razem zmuszali Artura Halucha do interwencji. Gospodarze potwierdzili jednak swoją dominację dopiero 12 minut przed końcowym gwizdkiem arbitra. Wówczas piłkę pomiędzy sobą wymienili Damian Niedojad i Kamil Łączek, następnie napastnik wyłożył drugiemu z wymienionych zawodników piłkę, a ten z kilku metrów posłał ją do siatki.
 
– W poprzednich spotkaniach byliśmy chwaleni, że gramy fajną dla oka piłkę. Dużo się w tych meczach działo, sytuacjami z pierwszych 45 minut w Tarnobrzegu moglibyśmy obdzielić kilka innych naszych występów. Dwukrotnie prowadziliśmy 2:0, a graliśmy potem zbyt odważnie, za bardzo do przodu, chcąc zdobyć trzecią bramkę zamiast szanować wynik. Dziś zagraliśmy bardzo mądrze w defensywie. Staraliśmy się wytrącać Radomiakowi atuty, zatrzymać te indywidualności, które potrafią zrobić różnicę. To się udało. Chwała chłopakom, bo było nam ciężko, gdy wokół liczono już nam serię meczów bez zwycięstwa. Brakowało nam do tych wygranych niewiele. Fizycznie, sercem, charakterem, zawsze było dobrze, ale brakowało trzech punktów. Dziś są i bardzo się cieszymy, choć trenerom na ławce trudno to okazywać, bo kosztuje to wiele nerwów. Wiemy, jaką mamy ławkę rezerwowych. Są na niej chłopaki z 2001 rocznika, „Barry” z rocznika 2003 gra w pierwszym składzie. Jest kolosalna różnica w sile, fizyczności, ale chwała chłopakom, że ciężko trenują i dają nam wiele. Bez nich nic byśmy nie zrobili – przyznał zadowolony po meczu trener Rozwoju.
 
Zdecydowanie odmienne nastroje panowały za to w obozie Radomiaka. Trener gości Dariusz Banasik otwarcie przyznał, że jego podopieczni zagrali najsłabsze spotkanie w tym sezonie i zasłużenie ulegli ambitnie walczącemu Rozwojowi. - Pytanie, dlaczego tak się stało i dlaczego tak się prezentowaliśmy, skoro trzy dni temu zagraliśmy najlepszy mecz. Nie wiem, czy zawodnicy myślami byli jeszcze przy starciu z Olimpią Elbląg i strzelaniu goli, a przecież przyszło nam zagrać na ciężkim terenie. Rywal był zdeterminowany, czekający na zwycięstwo. Te przestrogi się sprawdziły. Można powiedzieć, że w miarę pozytywnie weszliśmy w ten mecz, ale im dalej – tym było gorzej – powiedział wspomniany opiekun Radomiaka na pomeczowej konferencji prasowej.

 
Rozwój Katowice – Radomiak Radom 1:0 (0:0)
1:0 – Kamil Łączek 78’
 
Rozwój: Golik – Paszek, Lepiarz, Gałecki, Gancarczyk, Łączek – Płonka, Baranowicz (46’ Kaletka, 64’ Olszewski), Kuliński (90’ Kunka), Mońka – Niedojad (90+2’ Gembicki). Trenerzy: Rafał Bosowski i Marek Koniarek
Radomiak: Haluch – Jakubik, Grudniewski, Klabnik, Wawszczyk – Rolinc (57’ Mikita), Makowski, Kaput (46’ Filipowicz), Szuprytowski, Bruno (46’ Suchanek) – Leandro (71’ Winsztal). Trener: Dariusz Banasik
 
Sędzia: Paweł Kukla (Kraków)
Żółte kartki: Baranowicz, Gałecki, Kaletka (Rozwój) - Kaput, Wawszczyk, Makowski, Leandro, Grudniewski (Radomiak)
 
Widzów: 307
 
Nie przestraszyli się legendy 
 
Piłkarze z Rybnika zamierzali odkuć się po fatalnej porażce w Toruniu, jednak ich zadanie z pewnością nie należało do łatwych. Na stadion przy Gliwickiej przyjechał bowiem beniaminek z Łodzi, który przed sezonem założył sobie tylko jeden cel – awans na zaplecze Ekstraklasy. O ile u siebie zawodnicy Widzewa pozostają niepokonani, a ze swojego stadionu uczynili niezdobytą twierdzę, na wyjeździe spisują się... skrajnie. W końcu podopieczni Radosława Mroczkowskiego  najpierw byli w stanie wysoko pokonać Rozwój Katowice, a kilka tygodni później sami zostali rozgromieni w pojedynku ze Stalą. 
 
Ich postawa w Rybniku była zatem sporą niewiadomą, ale pierwsza połowa negatywnie zweryfikowała gości. Mecz od początku był dość wyrównany, jednak ROW postanowił rozegrać go nieco inaczej niż dotychczasowe spotkania. - Cały okres przygotowawczy i w poprzednich pięciu spotkaniach graliśmy wysokim pressingiem, ale zdobyliśmy tylko trzy punkty, więc trzeba było pójść po rozum do głowy i coś zmienić. Postanowiliśmy ustawić się bardzo nisko, oddać pole rywalowi i czekać na swoje szanse. W pierwszej połowie graliśmy dobrze taktycznie, byliśmy agresywni, graliśmy blisko siebie, doskakiwaliśmy do tych zawodników, do których mieliśmy doskakiwać – przyznał szkoleniowiec ROW-u na pomeczowej konferencji prasowej.
 
Taka taktyka przyniosła gospodarzom szczęście w 40. minucie. Wówczas Jan Janik wykorzystał rzut karny, podyktowany za faul Sebastiana Kamińskiego w szesnastce. Patryk Wolański był w tej sytuacji bezradny. 
 
Druga połowa także była dość wyrównana, a obie ekipy miały swoje okazje na zmianę rezultatu. W 61. minucie łodzianom udało się jednak wyrównać - po akcji Macieja Kazimierowicza piłkę wybił jeden z obrońców ROW-u i trafiła ona pod nogi Konrada Gutowskiego. Młody pomocnik, który poprzednio reprezentował barwy Podbeskidzia Bielsko-Biała, zdecydował się na uderzenie, a piłka po rykoszecie znalazła się w bramce Kacpra Rosy. Osiem minut później Widzew był już na prowadzeniu – po wrzutce z rzutu rożnego najlepiej w polu karnym ROW-u zachował się Radosław Sylwestrzak, który pewnym strzałem głową pokonał bramkarza.
 
Gospodarze byli w stanie jednak powalczyć z beniaminkiem i tuż przed końcem regulaminowego czasu gry odrobili powstałe straty. Krystian Kujawa, podobnie jak zawodnik Widzewa w 69. minucie, zrobił użytek z dośrodkowania z rzutu rożnego i głową ustalił wynik rywalizacji na 2:2. - Początek drugiej połowy był dobry, ale straciliśmy Marka Krotofila, który naciągnął mięsień dwugłowy i zachwiała się nasza prawa strona. Dostaliśmy pierwszą bramkę i drugą ze stałego fragmentu. Szacunek dla chłopaków, że pokazali charakter i wyciągnęli wynik na 2:2 – dodał szkoleniowiec ROW-u.
 
Wygrana nie zapewniła jednak rybniczanom wyjścia ze strefy spadkowej – na ten moment zajmują oni 16. miejsce w tabeli, ale ich strata do bezpiecznego miejsca wynosi zaledwie punkt.
 
ROW 1964 Rybnik – Widzew Łódź 2:2 (1:0)
1:0 – Jan Janik 40’ (k.)
1:1 – Konrad Gutowski 61’
1:2 – Radosław Sylwestrzak 69’
2:2 – Krystian Kujawa 88’
 
ROW 1964: Rosa - Janik (81’ Tkocz), Jary, Bojdys - Krotofil (58’ Kujawa), Wasiluk, Zawadzki (81’ Rostkowski), Koleczko, Spratek, Mazurek - Brychlik (70’ Okuniewicz). Trener: Roland Buchała
Widzew: Wolański - Kamiński, Sylwestrzak, Zieleniecki, Pięczek (77’ Pigiel) - Michalski, Kazimierowicz, Krišto (46’ Zuziak), Gutowski - Miller (46’ Falon), Świderski (54’ Demjan). Trener: Radosław Mroczkowski
 
Sędzia: Damian Gawęcki (Kielce)
Żółte kartki: Okuniewicz, Koleczko (ROW) - Kamiński, Krišto, Falon, Demjan (Widzew)
źródło: własne/rozwoj.info.pl
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również