Narciarskie emocje czas zacząć. Czy to ponownie będzie sezon Polaków?

15.11.2018

Choć aura za oknem może o tym nie świadczyć, to od jutra oczy wielu kibiców sportów zimowych będą skierowane na Wisłę. To właśnie tam, po raz drugi w historii, odbędą się inauguracyjne zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich. Czy Polacy i tym razem podtrzymają znakomitą dyspozycje z poprzednich startów?

Rafał Rusek/PressFocus

Z występami naszych kadrowiczów wielu będzie łączyć duże nadzieje, bo ostatni sezon, tak jak i poprzedni, bardzo rozbudził apetyty kibiców. Dość powiedzieć, że Kamil Stoch wygrał na początku roku wszystko co możliwe, a jedynymi laurami, po które nie udało mu się sięgnąć, był medal olimpijski na małej skoczni + zwycięstwo w klasyfikacji Pucharu Świata w lotach. O ile na początku sezonu zawodnicy, na czele z Niemcem Richardem Freitagiem i Norwegiem Danielem-Andre Tande, starali się dotrzymywać mu kroku, tak z biegiem czasu 31-latek odjechał reszcie stawki, a pokaz swojej siły dał przede wszystkim w Turnieju Czterech Skoczni i w zawodach na dużej skoczni w Pyeongchangu. W wspomnianym TCS, jako drugi skoczek na świecie, Stoch wygrał wszystkie konkursy, a w zawodach w Korei sięgnął po trzecie olimpijskie złoto w swojej karierze. Więcej tytułów na Igrzyskach udało się zdobyć jedynie Robertowi Korzeniowskiemu (cztery medale z najcenniejszego kruszcu). 

Cały sezon Stoch zwieńczył wygraną w norweskim turnieju Raw Air oraz zwycięstwem w ogólnej klasyfikacji Pucharu Świata. Co ciekawe, Polak mając wówczas niecałe 31 lat, zdobył Kryształową Kulę jako najstarszy zawodnik w historii. Tym bardziej przed Stochem stoi teraz spore wyzwanie, bo od 13 lat żaden z zawodników nie był w stanie sięgnąć po Kryształową Kulę dwa razy z rzędu. Ostatni raz sztuka ta udała się Finowi Janne Ahonenowi. Docelową imprezą dla Stocha i pozostałych biało-czerwonych będą jednak Mistrzostwa Świata w austriackim Seefeld, na których będziemy przecież bronić drużynowego złota.

Trudno jednak powiedzieć, w jakim składzie Polacy przystąpią do mistrzowskiego konkursu na skoczni Bergisel w Innsbrucku. Przed zeszłym sezonem przecież mało kto się spodziewał, że skład „wspaniałej czwórki” z Lahti, która pokazała wszystkim miejsce w szeregu, ulegnie zmianie. Na roszady te złożyło się jednak wiele czynników, w tym forma dwóch przedstawicieli naszego regionu. Dyspozycję życia osiągnął najstarszy zawodnik w naszej kadrze, Stefan Hula. 32-latek, skreślony w pewnym momencie przez wielu ekspertów, w minionym sezonie aż pięciokrotnie znalazł się w czołowej „10” zawodów, zdobył tytuł mistrza Polski na skoczni w Wiśle, a w klasyfikacji generalnej PŚ zajął bardzo solidne, 13. miejsce. Drobną rysą na tym znakomitym obrazku okazał się olimpijski konkurs na małej skoczni. Choć Hula ostatecznie uplasował się w nim na znakomitej, piątej lokacie, mógł jednak do tego sukcesu podchodzić z drobną rezerwą  - w końcu po pierwszej serii patrzył on na wszystkich rywali z góry. Mimo tego miniony sezon był dla naszego zawodnika niezwykle udany, bo oprócz indywidualnych wyników, wygryzł ze składu drużynówki innego przedstawiciela naszego województwa, Piotra Żyłę.

Postawa „Wiewióra” w najbliższych miesiącach będzie z pewnością jedną z większych niewiadomych. Po sezonie, w którym Żyła zajął 2. miejsce w TCS oraz jako jedyny z Polaków zdobył indywidualny laur na MŚ w Lahti, w ostatniej kampanii mocno spuścił z tonu. Reprezentant klubu WSS Wisła zajął bowiem tylko jedno miejsce na podium (na skoczni w Willingen), nie wystąpił w żadnym olimpijskim konkursie, a po stronie sukcesów mógł jedynie zapisać brązowy medal, uzyskany na MŚ w lotach w Oberstdorfie. Oczywiście, przyczyną takiego stanu rzeczy mogły być problemy osobiste, ale teraz wydaje się, że jego forma w końcu się ustabilizowała. Choć niby do wyników Letniego Grand Prix nie należy przywiązywać wielkiej wagi, jednak to właśnie Żyła osiągnął w tym cyklu najlepszy rezultat ze wszystkich Polaków, plasując się w klasyfikacji generalnej na trzecim miejscu. 

Wiele nadziei łączy się również z innym skoczkiem z Wisły, Tomaszem Pilchem. 18-latek w minionym sezonie zapisał na swoim koncie pierwszy punkt w zawodach Pucharu Świata, ale największe sukcesy notował jednak na jego zapleczu. W Pucharze Kontynentalnym zawodnik zajął ostatecznie 7. miejsce, choć przez pewien czas był liderem całego cyklu, gdyż zanotował zwycięstwa na obiektach w Whistler i Kuusamo. Latem o Pilchu zrobiło się ponownie głośno, a to za sprawą podpisanego kontraktu z Red Bullem, który wcześniej sponsorował tak znane osobistości jak Thomas Morgenstern, Gregor Schlierenzauer czy... Adam Małysz. - Po zwycięstwach w konkursach rangi Pucharu Kontynentalnego otrzymałem ofertę od firmy Red Bull. Austriacy wykazali zainteresowanie współpracy z moją osobą i pomyślałem, że będzie to dobry krok w kierunku dalszego rozwoju. To naprawdę wielka chwila w mojej karierze, bo drugiej takiej szansy mógłbym już nie otrzymać. Odczuwam duży spokój, bo mam zabezpieczenie finansowe i uważam, że pozytywnie wpłynie ono na mój sportowy rozwój. Staram się jednak nie skupiać na takich rzeczach, lecz nadal robić swoje – przyznawał Pilch w wywiadzie, opublikowanym na portalu skijumping.pl.

Zanim jednak skoczkowie zasiądą na belce startowej i rozpoczną prawdziwe narciarskie święto, trzeba się skupić na tym, co zmieniło się od ostatnich zawodów na słynnej Letalnicy w Słowenii. W kwietniu Międzynarodowa Federacja Narciarska rozpoczęła walkę z anoreksją wśród skoczków i postanowiła, że od nowego sezonu zawodnicy będą ważeni bez butów i wkładek. Wbrew pozorom  decyzja ta będzie miała sporą „wagę” dla skoczków, bo pozwoli im to przytyć od półtora do dwóch kilogramów. Zmianie uległa również procedura kontroli kombinezonu skoczka na górze skoczni, a także wartość finansowej nagrody za wygraną w kwalifikacjach. Od tej pory ich zwycięzca otrzyma 3000 franków szwajcarskich, a w przypadku lotów nagroda będzie wynosić 5000 franków. Sporo zmian szykuje się również dla telewidzów – dzięki zamontowanym czujnikom w nartach, obserwujący zawody zobaczą na ekranach dwie nowe informacje - prędkość skoczka w powietrzu po pokonaniu 20 metrów, a także prędkość przy podchodzeniu do lądowania. 

Do największych roszad doszło jednak... w sztabach szkoleniowych poszczególnych reprezentacji. Trenerzy albo rezygnowali ze swoich posad, albo byli zwalniany za rozczarowujące wyniki, jednak do zmian na tak szeroką skalę nie doszło już dawno. O ile przed zeszłym sezonem letnie „mercato” było raczej spokojne, a szkoleniowcy byli pewni swoich posad, tak w tym roku aż siedmiu szkoleniowców pożegnało się z pracą. Do roszad doszło w Finlandii, Francji, Czechach, Rosji, Japonii oraz przede wszystkim Austrii i Słowenii. Miniony sezon był bowiem dla tych krajów wybitnie rozczarowujący, skoro ich skoczkowie nie zdobyli żadnego medalu na Igrzyskach, a w Pucharze Świata tylko 10 razy znaleźli się na podium (bilans ten poprawia Stefan Kraft, który w czołowej trójce znalazł się aż siedmiokrotnie).

W przeciwieństwie do wspomnianych reprezentacji, polscy skoczkowie ze sprawdzonym trenerem mogli spokojnie, choć intensywnie przygotowywać do nowego sezonu. Pozostaje zatem liczyć na to, że owa stabilizacja przekuje się w dobre wyniki i pod koniec marca wszyscy będziemy cieszyć się z kolejnego udanego sezonu biało-czerwonych. Zatem – do boju Orły!

 

Kadra reprezentacji Polski na zawody w Wiśle-Malince: Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Stefan Hula, Piotr Żyła, Maciej Kot, Jakub Wolny, Tomasz Pilch, Klemens Murańka, Przemysław Kantyka, Aleksander Zniszczoł, Andrzej Stękała, Paweł Wąsek.

Plan zawodów:

Piątek, 16.11.2018
16:00 - Oficjalny trening
18:00 - Kwalifikacje

Sobota, 17.11.2018
15:00 - Seria próbna
16:00 - Pierwsza seria konkursu drużynowego

Niedziela, 18.11.2018
14:00 - Seria próbna
15:00 - Pierwsza seria konkursu indywidualnego

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również