Napastnik wrócił do zdrowia i gry. "Wiem, że można wyjść z każdej opresji"

12.11.2020

W ostatnich dwóch meczach Górnika szansę dostało kilku piłkarzy, którzy na początku sezonu grali zdecydowanie mniej. W Pucharze Polski przeciwko KSZO Ostrowiec Świętokrzyski czy też w spotkaniu ligowym ze Śląskiem Wrocław mogli się zaprezentować chociażby Michał Rostkowski, Norbert Wojtuszek czy Aleksander Paluszek. W tej grupie jest również Adam Ryczkowski.

Łukasz Sobala/PressFocus

Ten ostatni, 23-letni napastnik, do Zabrza zawitał ponad dwa lata temu, ale dopiero obecny sezon ma być dla niego generalnym sprawdzianem. Przez długie miesiące Ryczkowski na Śląsku odwiedzał bowiem jedynie gabinety lekarskie i fizjoterapeutyczne. - Jesień 2018 roku w moim wykonaniu w Górniku była nieudana. Liczyłem, że wiosną będzie zdecydowanie lepiej. Natomiast na początku rundy wiosennej podczas jednej z sesji na siłowni wyszło, że mam zakrzepicę żył – wspomina Ryczkowski. Dokładnie chodziło o dwie żyły w prawej ręce.

Taka diagnoza dla sportowca może być jak wyrok. – Usłyszałem, że nie wiadomo, czy wrócę jeszcze kiedykolwiek do sportu. Pierwsze miesiące były trudne, nawarstwiło się wówczas wiele spraw, miałem ciężki okres i zastanawiałem się nad przyszłością, co będę robił poza piłką. Czasami bywałem bardzo nieznośny... Nie do końca bowiem było też wiadomo, jak medycznie sobie z tym radzić, co mam robić, a co nie, dostawałem różne wskazówki, nieraz sprzeczne ze sobą. Nagle jednak choroba ustąpiła, dostałem sygnał, że będę mógł wrócić do sportu – opowiada z ulgą były napastnik Legii, który przyznaje, że w najtrudniejszych chwilach nastawiał się na ostateczny rozbrat z futbolem. - Teraz wiem, że można wyjść z każdej opresji, że trzeba sobie radzić w życiu i nie ma co się przygotowywać na jeden scenariusz.

Po powrocie do zdrowia Ryczkowski pojawił się na boisku ponownie 9 czerwca tego roku, na finiszu ubiegłego sezonu, w derbowym pojedynku z Piastem Gliwice. Łącznie młody napastnik czekał 535 dni na występ w meczu ligowym. Łącznie na finiszu poprzedniego sezonu zagrał w siedmiu spotkaniach, a w wyjazdowym spotkaniu z Arką Gdynia wyszedł na boisko w podstawowym składzie. – Dla mnie to było trochę jak debiut – mówił uspokojony napastnik Górnika.

Spokój zapewniały także władze Górnika. Kontrakt z Ryczkowskim został przedłużony do czerwca przyszłego roku z opcją przedłużenia o kolejnych dwanaście miesięcy. – To na pewno dla mnie wiele znaczy. Dostałem sygnał, że w klubie we mnie wierzą. Chcę się odpłacić za zaufanie – dodaje jeden z czterech napastników w kadrze Górnika.

W tym sezonie Ryczkowski po raz pierwszy pojawił się na boisku w piątej kolejce, w domowym meczu przeciwko Wiśle Kraków. Jego pojawienie się na murawie było jednak tylko symboliczne. Dziesięć minut zaliczył tydzień później w przegranym spotkaniu na wyjeździe z Zagłębiem Lubin. Na kolejne minuty musiał czekać do meczu Pucharu Polski na wyjeździe z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Pojawił się wtedy na boisku na ostatni kwadrans. We Wrocławiu, gdzie nie mógł zagrać Jesus Jimenez, zaliczył blisko pół godziny. - Do tej pory w życiu wiele rzeczy przychodziło mi łatwo. Gdy nadchodził gorszy moment chyba nie potrafiłem sobie z nim radzić. Teraz będę chciał robić kolejne małe kroczki – mówi napastnik, który w ekstraklasie debiutował w barwach Legii.

Ze stołeczną ekipą Ryczkowski świętował mistrzostwo Polski, zdobywał także Puchar Polski, rywalizował również w Młodzieżowej Lidze Mistrzów. Będąc piłkarzem Chojniczanki, do której ze stolicy był wypożyczony, mógł się jednak pochwalić najlepszym wynikiem bramkowym. W jednym sezonie w pierwszej lidze zdobył osiem bramek. Teraz liczy, że strzeleckie dzieło, chociażby w pewnym stopniu, będzie w stanie kontynuować w Zabrzu.

autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również