Momenty były, ale nie wystarczyły. Nieudane zakończenie ciężkiego roku

18.11.2020

Mimo że reprezentacja Polski zaprezentowała się lepiej niż w ostatnim spotkaniu z Włochami, a dodatkowo do 77. minuty prowadziła w dzisiejszym spotkaniu z Holandią, ostatecznie podopieczni Jerzego Brzęczka zasłużenie ulegli na Stadionie Śląskim drużynie "Oranje" 1:2. Jedyną bramkę dla zespołu gospodarzy, notabene bardzo efektowną, zdobył dziś skrzydłowy Kamil Jóźwiak. 

Łukasz Sobala/PressFocus

Po wręcz beznadziejnym spotkaniu w Reggio Emilia z Włochami, podczas którego Polacy całkowicie odstawali od swojego rywala i nie nawiązali z nim właściwie żadnej rywalizacji, nad głowami Jerzego Brzęczka i jego podopiecznych pojawiło się wiele czarnych chmur. Pojawiająca się nerwowość w naszym obozie była widoczna gołym okiem, a oliwy do rozpalonego przez kibiców ognia dolały jeszcze wczorajsze wypowiedzi selekcjonera, nazywającego ostatnie wymowne milczenie Roberta Lewandowskiego „niefortunnym”, niezgadzającego się z opiniami odnośnie słabej gry Polaków przeciwko mocnym rywalom, a także wciąż wspominającego o „potrzebie czasu”.

Nic więc dziwnego, że kibice oraz niektórzy przedstawiciele mediów coraz częściej zaczęli wspominać o tym, że los selekcjonera stał się mocno niepewny, a wynik oraz postawa Polaków w ostatnim reprezentacyjnym meczu w 2020 roku miała zadecydować o zachowaniu przez niego posady. 

Mecz na chorzowskim „Kotle Czarownic” zapowiadał się zatem niezwykle interesująco - nawet pomimo faktu, że zarówno biało-czerwoni, jak i Holendrzy przed pierwszym gwizdkiem mieli już dość mało szans na wyjście z grupy i awans do turnieju finałowego Ligi Narodów. Zdecydowanym faworytem środowej rywalizacji byli jednak przyjezdni, natomiast nasza reprezentacja mogła uznać za sprzyjające okoliczności to, że nigdy nie przegrała z „Oranje” na Stadionie Śląskim, a także fakt, że w porównaniu do meczu z Włochami gorzej nie dało się już chyba zaprezentować.

Pierwsze minuty meczu dobitnie jednak potwierdziły, że pomimo ostatnich wyników, w polskim zespole wciąż drzemią spore możliwości. Zawodnicy trenera Brzęczka postanowili od początku rzucić się do ataku, jakby chcieli zmazać za sobą fatalne wrażenie z minionej niedzieli, a przejęta przez nich inicjatywa została bardzo szybko potwierdzona. Już w 5. minucie Kamil Jóźwiak popisał się świetną indywidualną akcją, gdy popędził z piłką kilkadziesiąt metrów lewą stroną boiska, po czym zdecydował się wbiec z nią w pole karne. Tam skrzydłowy Derby County umiejętnie wymanewrował Davy’ego Klaassena oraz Daleya Blinda i oddał celny strzał przy bliższym słupku. 

Tym samym 22-latek zdobył swoją premierową bramkę w biało-czerwonych barwach i sprawił, że gospodarze zanotowali absolutnie wymarzone wejście do środowej rywalizacji. Występujących w dość eksperymentalnym składzie Holendrów wyraźnie zaskoczył ten obrót spraw, ale w kolejnych minutach podopieczni Franka de Boera stopniowo zaczęli wracać na odpowiednie tory i przejmować inicjatywę nad boiskowymi wydarzeniami. Co prawda Polacy byli w stanie odgryzać się rywalowi za sprawą pojedynczych kontr (przeprowadzanych głównie przez bardzo aktywnych obu skrzydłowych), jednak od około 10 minuty zdecydowanie więcej z gry mieli zawodnicy „Oranje”. 

Gościom nie sprawiało żadnego problemu wejście w nasze pole karne, a Łukasz Fabiański musiał podejmować interwencje chociażby przy groźnym uderzeniu Frenkiego de Jonga z ostrego kąta czy też próbie Georginio Wijnalduma, który poradził sobie ze spóźnionym Janem Bednarkiem i oddał mocny strzał po ziemi. Nie dało się ukryć, że w pierwszej połowie zdecydowanie więcej z gry mieli Holendrzy, imponujący większą kulturą w swoich poczynaniach czy również dokładniejszym rozgrywaniem futbolówki. Z kolei bardzo cofniętym Polakom długo brakowało odpowiedniej organizacji w obronie, jednak mimo to korzystny wynik 1:0 utrzymał się do przerwy. 

Na drugą połowę biało-czerwoni niespodziewanie wyszli bez Roberta Lewandowskiego i jak wielu zaczęło przewidywać, decyzja trenera Brzęczka mogła być spowodowana całkowitym niereagowaniem kapitana na jego wskazówki i dość egoistycznym zachowaniem na boisku. Napastnik Bayernu skomentował jednak całą tą sytuację "na gorąco" po końcowym gwizdku. - Ostatnie 20 minut w meczu z Włochami czułem napięcie mięśniowe i rozmawiałem z trenerem, że spróbuję zagrać dziś 45 minut, żeby nie ryzykować. Takie były ustalenia przed meczem, więc nie wyciągałbym daleko idących wniosków. Przy urazie mięśniowym nawet jeden dzień robi różnicę. Rozmowa z trenerem na boisko dotyczyła Mateusza Klicha i jego poruszania się po boisku w defensywie i to mu przekazałem. Zwykła konwersacja boiskowa i nie wiem, czy powinienem w takich sytuacjach się śmiać, czy płakać, że takie pytania w ogóle otrzymuję.

Już bez napastnika Bayernu na boisku, Polacy mogli i powinni błyskawicznie podwyższyć swoje prowadzenie, ale Przemysław Płacheta nie wykorzystał dobrego podania Mateusza Klicha i w dogodnej sytuacji posłał piłkę wysoko nad poprzeczką. Podobnie jak w pierwszej części gry, tak i tym razem Holendrzy po słabszym początku powoli nabierali wiatr w żagle i tworzyli sobie znacznie więcej okazji od swojego przeciwnika. Goście mieli jednak spory problem ze znalezieniem sposobu na bardzo dobrze dysponowanego Łukasza Fabiańskiego. Golkiper West Hamu popisał się udaną interwencją chociażby przy groźnym uderzeniu Memphisa Depaya z okolic 15 metra, a także wykazał się zimną krwią w sytuacji z 69. minuty, gdy w naszym polu karnym doszło do sporego chaosu. 

W 77. minucie zawodnicy trenera de Boera dopięli jednak swego, gdy spóźniony Jan Bednarek sfaulował w szesnastce Wijnalduma, a sędzia bez wahania podyktował rzut karny. Jedenastkę bardzo pewnym uderzeniem pod poprzeczkę wykorzystał Depay, a jak się później okazało, trafienie to dodało tylko przyjezdnym animuszu. Jeszcze przed końcem regulaminowego czasu gry Georginio Wijnaldum najwyżej wyskoczył do dośrodkowania Patricka van Aanholta z rzutu rożnego i popisał się celną główką.

Tym samym reprezentanci Polski zakończyli tegoroczną edycję Ligi Narodów porażką i choć śmiało trzeba uznać wygraną Holendrów za zasłużoną, tym razem podopieczni Jerzego Brzęczka zaprezentowali się znacznie lepiej niż przed trzema dniami. Pytanie jednak, czy ta nieco lepsza postawa uratuje selekcjonera przed utratą swojej posady? - Z jednej strony przegrywamy i to jest najgorsze. Holendrzy dłużej się utrzymywali przy piłce, ale my mieliśmy sytuacje, mogliśmy strzelić na 2:0 i szkoda, że nie wykorzystaliśmy tej sytuacji. Ten mecz mógł inaczej wyglądać, na pewno nastąpiła duża poprawa w ciągu tych kilku dni, a mimo to jesteśmy źli i szkoda takiej porażki - przyznał tuż po meczu strzelec jedynej bramki dla polskiego zespołu, Kamil Jóźwiak. 

Polska - Holandia 1:2 (1:0)

1:0 - Kamil Jóźwiak 5’

1:1 - Memphis Depay 77’ (k.)

1:2 - Georginio Wijnaldum 85’

Składy:

Polska: Fabiański - Reca (81’ Rybus), Bednarek, Glik, Kędziora - Klich, Krychowiak (71’ Linetty) - Jóźwiak, Zieliński (71’ Moder), Płacheta (75’ Grosicki) - Lewandowski (46’ Piątek). Trener: Jerzy Brzęczek

Holandia: Krul - Van Aanholt (70’ Wijndal), Blind (84’ L. De Jong), De Vrij, Hateboer (57’ Dumfries) - F. De Jong, Wijnaldum, Klaassen (70’ van de Beek) - Malen, Memphis, Stengs (70’ Berghuis). Trener: Frank de Boer

Sędzia: Orel Grinfeld (Izrael)

Żółte kartki: Krychowiak, Bednarek, Jóźwiak (Polska)

Widzów: bez publiczności

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również