„Maniol” z Tychów wrócił do zdrowia i marzy o awansie. „Wszystko jest w naszych nogach”

18.02.2021

Blisko tydzień wcześniej niż zdecydowana większość przedstawicieli drugiego poziomu rozgrywkowego, piłkarze GKS-u Tychy wracają na ligowe boiska. Podopieczni Artura Derbina rozpoczną umowną wiosnę od odrobienia zaległości z pierwszej rundy, ale już od sobotniego meczu z ŁKS-em Łódź będą oni chcieli potwierdzić, że zasługują na miejsce w ścisłej czołówce tabeli, a ciężka praca podczas zimowego okresu przygotowawczego nie poszła na marne. 

Łukasz Sobala/PressFocus

W realizacji upragnionego celu, jakim z pewnością w Tychach jest awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, wymiernie powinien pomóc wracający do gry Maciej Mańka. 

Stabilizacja i rywalizacja o… sok z buraka

Prawy obrońca w trakcie ostatnich miesięcy przechodził rehabilitację po zerwaniu więzadła krzyżowego przedniego w lewym kolanie, ale okres przygotowawczy zdecydowanie poszedł po jego myśli. W końcu poza powrotem do regularnych treningów, defensorowi udało się w ostatnich dniach sięgnąć po symboliczny „puchar z buraka”. - Ogólnie w trakcie okresu przygotowawczego było kilka takich pucharów do zdobycia, co można było potraktować w kategorii pewnej rozrywki. Sztab szkoleniowy przyznawał nam je raz w tygodniu za zwycięstwa w danych konkurencjach. Akurat mi udało się wraz z kilkoma kolegami z zespołu zdobyć go na zgrupowaniu w Ustroniu, ale oczywiście zaznaczam, że ta motywacja „buraczana” była mniejsza od tej, którą posiadaliśmy podczas rozgrywanych zimą meczów kontrolnych. Puchar był tylko fajnym dodatkiem, a przede wszystkim chodzi o to, by jak najlepiej prezentować się na treningach oraz gierkach i walczyć o swoje - przyznaje z uśmiechem Maciej Mańka w rozmowie z naszym portalem.

Jak widać jednak poprzez rywalizację, która została zaordynowana przez sztab szkoleniowy pierwszoligowca, a także choćby przez codzienne vlogi z obozu przygotowawczego w Ustroniu, atmosfera i zdrowa rywalizacja w GKS-ie rozwija się coraz bardziej. - Jak najbardziej się z tym zgodzę. Właściwie teraz wchodzę do tej drużyny z powrotem, ale jestem zbudowany tym, jak zespół obecnie funkcjonuje. Niby istnieje utarty frazes, że „rywalizacja tylko pomaga”, ale tak naprawdę jest. Śledząc bowiem nasze sparingi czy choćby gierki wewnętrzne, rzadko trafiała się taka sytuacja, by występował w nich jeden stały skład. Każdy ma chęć i możliwość udowodnienia trenerowi, że to właśnie on powinien grać. To tylko rozwija nasze umiejętności - mówi obrońca, podkreślając przy okazji, że ważną rolę w kontekście jego zespołu powinna również odegrać stabilizacja.

- Nasze działania transferowe potwierdzają, że postawiliśmy w tym okienku na ewolucje, a nie na rewolucje. Ten projekt silnego GKS-u Tychy cały czas idzie do przodu, a dokonane w ostatnich tygodniach zmiany, czyli pozyskanie tylko dwóch zawodników, były tylko kosmetyczne. W porównaniu do niektórych innych drużyn, u nas liczba tych ruchów była naprawdę mała. Kluczem była stabilizacja i utrzymanie trzonu zespołu - dodaje zawodnik, którego powrót do gry śmiało można również uznać za ważne wzmocnienie zespołu trenera Derbina. Pomijając jednak 31-letniego defensora, zimą do GKS-u dołączyli jedynie dwaj pomocnicy - Wiktor Żytek z Puszczy Niepołomice oraz młodzieżowiec Kamil Kargulewicz z Siarki Tarnobrzeg. 

 

 

Nieudana próba generalna

Stabilizacja stabilizacją, ale i tak w obozie pierwszoligowca pojawiło się sporo elementów, które zespół starał się usprawnić w trakcie kończącego się okresu przygotowawczego. Na co zatem sztab szkoleniowy pierwszoligowca starał się zwrócić szczególną uwagę? - W dużej mierze skupiliśmy się na kwestiach taktycznych, bo nasi trenerzy zwracają na to bardzo dużą uwagę. Jesienią pojawiały się jakieś głosy, że lepiej wychodzi nam gra z kontry, więc też sporo poświęciliśmy tematowi konstruowania akcji w ataku pozycyjnym. Poza taktycznymi aspektami, na pewno trzeba jeszcze wspomnieć o motoryce, bo i tutaj poczyniliśmy kolejne postępy - przyznaje nasz rozmówca.

Poza ciężką pracą na treningach oraz rywalizacją o symboliczny sok z buraka, piłkarze GKS-u rozegrali również zimą siedem meczów kontrolnych. Z jednej strony mówi się, że z wyników sparingów nie należy wysuwać daleko idących wniosków, ale tyszanie zapewne odczuli mały niedosyt po próbie generalnej przed startem Fortuna 1. Ligi. „Pierwszy garnitur” śląskiego klubu zmierzył się u siebie z Puszczą Niepołomice, ale pomimo objętego prowadzenia po golu Bartosza Szeligi, ostatecznie uległ on ligowemu rywalowi 1:3. 

- Niedosyt na pewno się pojawił, bo śledząc uważnie przebieg tego pojedynku, to w pierwszej połowie to my posiadaliśmy zdecydowaną dominację. Długo prowadziliśmy grę, ale w przerwie my nie dokonaliśmy żadnych roszad, natomiast rywal wymienił całą wyjściową jedenastkę. Wobec tego Puszcza wykorzystała świeże siły, od 46 do 60 minuty naprawdę mocno nas przycisnęła i nie pozwoliła nam na zbyt wiele. Ale już jesteśmy po analizie tej rywalizacji. Szkoda, bo zawsze chce się wygrywać, choćby w takiej próbie generalnej, w której dobry wynik buduje pewną przewagę psychologiczną. Niemniej ta porażka nie zachwiała naszej pewności siebie, popełniliśmy pewne błędy, ale dało się wyszukać pewne pozytywy. Choćby pod kątem motorycznym - mówi Mańka. 

Więcej pozytywów niż negatywów

Ostatni sparing z pewnością nie wyszedł tyszanom, ale już ich postawa w towarzyskich pojedynkach z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza (wygranym 2:0 po bramkach Stebleckiego i Nowaka) oraz ze słowacką Żyliną (przegranym 2:3 po golu w ostatniej sekundzie), mogła napawać sporym optymizmem. - To Termalica co prawda prowadziła wówczas grę, ale my dobrze się broniliśmy i szukaliśmy okazji nie tylko do kontr, ale i do przeprowadzenia ataku pozycyjnego. Na pewno ten mecz dał nam dużo wniosków oraz dużo zadowolenia. Natomiast co do Żyliny, zespół ten był na trochę innym etapie przygotowań, bo rozgrywał ten sparing tydzień przed wznowieniem ligi. Szkoda tego głupiego błędu w samej końcówce, bo bez niego osiągnęlibyśmy korzystniejszy wynik. Śmieje się jednak, że my jako GKS i tak zanotowaliśmy spory postęp. Dokładnie rok wcześniej również przegraliśmy z Żyliną, ale już 2:6. Tak więc pewien krok do przodu poczyniliśmy (śmiech). Idąc tym torem liczę na to, że następnym razem już wygramy tam 2:0.

- Cieszy również to, że podczas tych sparingów mierzyliśmy się z ciężkimi drużynami i trzeba było sporo się namęczyć, by uzyskać w nich korzystne wyniki. Jeszcze nawiązując do tego pojedynku na Słowacji, to wynik nie może nas satysfakcjonować, ale długimi momentami byliśmy dla Żyliny naprawdę wyrównanym rywalem. Tak więc wyciągniemy z tego okresu więcej pozytywów niż negatywów - dodał 31-letni zawodnik.

Pozostając jeszcze na chwilę w temacie spotkań sparingowych, Mańka był podczas nich stopniowo wprowadzany do rytmu meczowego. Zapewne odczuł on jednak sporą satysfakcję, gdy podczas pierwszego dłuższego pobytu na boisku, czyli rozegraniu całej drugiej połowy sparingu z Ruchem Chorzów, zaliczył on aż dwie asysty. - W pierwszym meczu faktycznie nie zagrałem, natomiast w sparingu z katowicką „GieKSą” zaliczyłem jedynie krótki epizod. To wszystko było jednak ustalane w porozumieniu z fizjoterapeutami i trenerami, bym stopniowo wchodził do gry. Na pewno po spotkaniu z Ruchem mogłem zapisać na swoim koncie mały plus. Też nie ukrywam, że rywalizacja ta dostarczyła mi dużo radości. W końcu występ w meczu po takim czasie naprawdę cieszy i był to chyba jedyny pozytyw tej długiej przerwy. Z „Niebieskimi” zaliczyłem dwie asysty i oby tak dalej. Jak się powiedziało „A”, trzeba powiedzieć „B” i przekuć niezłą formę również na rozgrywki 1. Ligi - zapewnił obrońca na kilka dni przed pierwszoligową inauguracją, nie ukrywając przy okazji sporej mobilizacji oraz podekscytowania.

- Jestem po ostatecznych badaniach i wszystko jest w moim przypadku ok. Moja forma rośnie, a ten okres przygotowawczy i coraz większy rytm meczowy spowodował, że o kontuzji czy ostatniej przerwie całkowicie zapomniałem. Teraz skupiam się już na najbliższym meczu oraz na całej, naprawdę długiej rundzie - mówi zawodnik GKS-u Tychy, czyli zespołu, który rozpocznie 2021 rok od dość ciężkiego wyzwania. Już pojutrze podopieczni Artura Derbina zmierzą się na wyjeździe z ŁKS-em Łódź, który wobec bardzo przeciętnej końcówki rundy jesiennej, ostatecznie udał się na zimową przerwę jako wicelider tabeli. Pierwotnie mecz ten miał odbyć się w pierwszej połowie grudnia, ale z powodu wykrycia licznych przypadków zakażenia koronawirusem wśród piłkarzy „Rycerzy Wiosny”, starcie to odbędzie się tuż przed formalnym startem rundy wiosennej.

 

Mańka zakończył sparing z chorzowskim Ruchem z dwoma asystami na koncie (fot: Łukasz Sobala/PressFocus)

Aktualna tabela poniekąd sugeruje, że nieznacznym faworytem sobotniego pojedynku będą łodzianie. Czy zatem zawodnicy „Trójkolorowych” potraktują to spotkanie jako pewną weryfikację swoich możliwości czy aktualnej dyspozycji? - Ja mogę powiedzieć za siebie, że na ten pierwszy mecz zawsze będzie się patrzeć pod kątem tej dotychczasowej tabeli. Prawda jest jednak taka, że z kim by się nie grało na tą ligową inaugurację, forma obu drużyn zazwyczaj pozostaje pewną niewiadomą. W trakcie sezonu łatwiej jest wszystko przewidzieć. Podejdziemy zatem do sobotniego meczu z pewnym respektem, ale i ze sporą wiarą we własne umiejętności. W końcu wiemy, jak wygląda sytuacja w pierwszej lidze, gdzie każdy może wygrać z każdym. ŁKS jest mocny i tabela to pokazuje, ale my też jesteśmy silni i będziemy chcieli to mu udowodnić - zapewnia Mańka, który w weekend stanie przed szansą rozegrania pierwszych minut w sezonie 2020/2021.

Przy Edukacji wiedzą, o co grać

Miniony rok był bowiem dla naszego rozmówcy swoistym rollercoasterem - od świetnej formy w rundzie wiosennej, poważnej kontuzji i żmudnej rehabilitacji po wielkie święto w postaci narodzin dziecka. Mówiąc pół żartem pół serio, chyba najlepszym zwieńczeniem tego niezwykłego okresu byłby dla Mańki awans do Ekstraklasy. - Wiadomo, jaki globalnie był ten 2020 rok. Jeśli zaś chodzi o mnie, faktycznie była to dla mnie pewna sinusoida. Ja i tak ze swojej perspektywy odbieram tamten rok pozytywnie, a co było złe, staram się o tym zapomnieć. A jeśli chodzi o to zwieńczenie - wiadomo, że będziemy w każdym meczu walczyć o zwycięstwo. Nie ma też jednak co uciekać od odpowiedzialności. Tym bardziej przy obecnym systemie rozgrywek, dzięki któremu można wywalczyć awans nawet zajmując na koniec fazy zasadniczej 6. miejsce. Zdecydowanie jest o co grać i domyślam się, że zacięta walka o tą promocję będzie trwała do samego końca - zapowiada prawy obrońca, który swój ostatni mecz rozegrał 17 lipca zeszłego roku.

Pozostając w tematyce walki o awans - można się domyślić, że dla osoby, która urodziła się w Tychach, jest wychowankiem GKS-u i spędziła w tej drużynie lwią część swojej kariery, promocja do Ekstraklasy byłaby zapewne czymś niezwykłym. - Sami wiemy, że stać nas na to i teraz pozostaje nam to tylko potwierdzić wiosną. Ja już kiedyś miałem okazję wywalczyć z GKS-em awanse do drugiej oraz pierwszej ligi, tak więc pora na kolejny. Jako wychowanek tegoż klubu, po kolejnej promocji mógłbym czuć się spełniony. Każdy u nas w szatni ma oczywiście ambicję, by grać ligę wyżej. Trzeba zatem skupić się na tym celu i wszystko jest w naszych nogach. Musimy być skupieni od meczu z ŁKS-em i na ŁKS-ie zresztą kończąc, bo to będzie dla nas ostatni mecz i być może będzie on dla nas wręcz kluczowy w kontekście całego sezonu - zakończył nasz rozmówca.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również