Ligowy hit z ogromem emocji. Raków trzyma formę, a Górnik łapie zadyszkę

17.10.2020

Kibice Górnika Zabrze oraz Rakowa Częstochowa byli dziś świadkami naprawdę emocjonującego widowiska. Górą ze starcia lidera z wiceliderem wyszli jednak podopieczni Marka Papszuna, którzy wygrali przy Roosevelta po dublecie Iviego Lopeza oraz bramce Davida Tijanicia. Tym samym częstochowianie umocnili się na pierwszej pozycji i przy okazji odskoczyli "Trójkolorowym" na odległość trzech punktów. 

Rafał Rusek/PressFocus

Po emocjach, związanych z meczem dwóch ostatnich zespołów PKO Ekstraklasy, jako następne do akcji wkroczyły lider oraz wicelider obecnych rozgrywek. Górnik i Raków na początku sezonu zaimponowały efektowną oraz efektywną grą, chociaż w minionych tygodniach w obozie „Trójkolorowych” pojawiła się drobna zadyszka. Podopieczni Marcina Brosza w dwóch ostatnich meczach zdobyli bowiem tylko punkt, nie strzelając przy okazji ani jednego gola. Tym samym zabrzanie stracili po minionej kolejce pierwszą pozycję w stawce na rzecz… Rakowa, który wydaje się, że z meczu na mecz zaczyna łapać coraz więcej wiatru w żagle. 

Sobotni pojedynek, nawet pomimo braku kibiców na trybunach oraz konieczności dokonania kilku zmian w wyjściowych składach, zapowiadał się bardzo pasjonująco. Biorąc jednak pod uwagę klasę oraz posiadane umiejętności przez zawodników Górnika oraz Rakowa, ciężko było kogokolwiek uznać za faworyta bezpośredniej rywalizacji. Gospodarze, osłabieni między innymi brakiem kontuzjowanego Michała Koja, nie zamierzali długo czekać na rozwój wypadków i błyskawicznie zabrali się do roboty. Efektem bardzo dobrego początku w wykonaniu podopiecznych Marcina Brosza była sytuacja z 4. minuty, gdy na listę strzelców wpisał się Bartosz Nowak.

Najlepszy piłkarz września w Ekstraklasie wykorzystał bardzo dokładną wrzutkę Romana Prochazki z prawej strony boiska i swoją celną główką zmusił Szumskiego do kapitulacji. Tym samym Górnik zdobył swojego pierwszego ligowego gola od 19 września, ale jak się później okazało, trafienie to tylko rozjuszyło dotychczasowego lidera tabeli. Zawodnicy trenera Papszuna zamierzali bardzo szybko pozbawić rywalowi radości z wywalczonego prowadzenia, przez co obrona Górnika miała coraz więcej problemów z upilnowaniem ofensywnych piłkarzy Rakowa.

Blisko zmuszenia golkipera do wyciągnięcia piłki z siatki był chociażby Oskar Zawada, który do Częstochowy trafił na kilka godzin przed zakończeniem letniego okienka transferowego. Młody napastnik powinien wykorzystać wysokie podanie ze strony Frana Tudora, ale po dojściu do sytuacji sam na sam oddał zbyt lekkie uderzenie, by zaskoczyć wychodzącego z bramki Chudego. Niedługo później przed swoją szansą stanął z kolei Ivi Lopez, ale jego uderzenie fałszem nieznacznie minęło lewy słupek.

W przypadku byłego zawodnika Getafe, Realu Valladolid czy Levante trzeba było jednak przekształcić znane wszystkim powiedzenie na „do dwóch razy sztuka”, bowiem już w kolejnej sytuacji 26-latek wykazał się większym wyrachowaniem w ofensywie. W 20. minucie zawodnik z Półwyspu Iberyjskiego wykorzystał dobre zagranie Patryka Kuna oraz (przy okazji) bardzo złe ustawienie Alasany Manneha i pokonał Chudego strzałem zewnętrzną częścią stopy.

Trafienie to dodało przyjezdnym sporej ilości animuszu, bowiem w następnych minutach goście właściwie nie opuszczali połowy rywala i dążyli do zdobycia kolejnych goli. Częstochowianie całkowicie zdominowali grę w środku pola, starali się błyskawicznie ekspediować piłkę pod pole karne Górnika i spowodowali, że na murawie stadionu przy Roosevelta pachniało kolejną zmianą wyniku. Napór Rakowa został ostatecznie potwierdzony w 31. minucie - wówczas świetnie dysponowany w ostatnich tygodniach David Tijanić otrzymał podanie z głębi pola, nie dał się dogonić Erikowi Janzy i będąc już w sytuacji sam na sam, podciął piłkę nad interweniującym bramkarzem i zapewnił swojej ekipie zasłużone prowadzenie.

Na tym jednak emocje w tym znakomitym meczu wcale się nie zakończyły. Choć pod koniec pierwszej połowy właściwie nic na to nie wskazywało, Górnik zdołał odrobić powstałe straty za sprawą trafienia Jesusa Jimeneza. Po składnej akcji Hiszpan odnalazł się w polu karnym Rakowa, pokonał niepewnie wychodzącego z bramki Szumskiego i sprawił zgromadzonym przed telewizorami kibicom ogromną radość. Jak się jednak okazało, wspomniana radość była tylko chwilowa, gdyż sędzia Kwiatkowski po konsultacji z wozem VAR postanowił cofnąć decyzję i ostatecznie nie uznać tego trafienia. 

Mimo wszystko w ciemno można było się spodziewać tego, że po zmianie stron Górnik nie porzuci planów na odrobienie strat, a i Raków nie będzie chciał zadowolić się „tylko” jednobramkowym prowadzeniem. Jak się później okazało, obraz gry w drugiej połowie specjalnie nie uległ zmianie. To Raków wciąż kontrolował przebieg rywalizacji i starał się wykorzystać każdy moment dekoncentracji przeciwnika. Zamiary przyjezdnych, by podwyższyć korzystny dla siebie wynik, ziściły się siedem minut po wznowieniu gry przez arbitra. Wówczas Raków błyskawicznie wznowił grę, szybko przetransportował piłkę na połowę rywala i doprowadził do kolejnej sytuacji sam na sam z golkiperem. W niej bezwzględną skutecznością ponownie wykazał się Hiszpan Ivi Lopez, który dzięki temu zapisał na swoim koncie pierwszy dublet na poziomie PKO Ekstraklasy. Po tym trafieniu tempo spotkania może zrobiło się już nieco niższe, ale przewaga lidera wciąż nie podlegała żadnej dyskusji. 

Górnik nie miał właściwie żadnego pomysłu na poważniejsze zagrożenie bramkarzowi oraz obronie Rakowa, natomiast sami częstochowianie utrzymywali absolutną dyscyplinę, imponowali stosowanym przez siebie wysokim pressingiem i nie dopuszczali przeciwnika pod własne pole karne. Zabrzanom nie pomogły również dokonane zmiany we wszystkich formacjach, przez co wynik 1:3 nie uległ już zmianie do ostatniego gwizdka. Tym samym Górnik poniósł drugą ligową porażkę z rzędu i po tej serii gier mogą osunąć się w tabeli nawet na czwarte miejsce. Częstochowianie z kolei odnieśli piąte zwycięstwo w tym sezonie i przy okazji na dobre usadowili się w fotelu lidera najwyższej klasy rozgrywkowej. 

Górnik Zabrze - Raków Częstochowa 1:3 (1:2)

1:0 - Bartosz Nowak 4’

1:1 - Ivi Lopez 20’

1:2 - David Tijanić 31’

1:3 - Ivi Lopez 52’

Składy:

Górnik: Chudy - Gryszkiewicz, Paluszek (46’ Evangelou), Wiśniewski - Janza, Kubica (36’ Masouras), Nowak, Manneh (61’ Ściślak), Prochazka - Jimenez, Sobczyk (61’ Krawczyk). Trener: Marcin Brosz

Raków: Szumski - Wilusz, Petrasek, Piątkowski - Kun, Sapała, Poletanović (67’ Schwarz), Tudor (90+1’ Bartl) - Tijanić (76’ Lederman), Ivi Lopez (67’ Malinowski) - Zawada (76’ Gutkovskis). Trener: Marek Papszun

Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)

Żółte kartki: Masouras, Manneh, Janza (Górnik)

Widzów: bez udziału publiczności

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również