Ligowe przełamanie po pięciu miesiącach. „Do tej pory nie byliśmy zespołem”

07.11.2020

W dwudziestej czwartej kolejce sezonu 2019/2020 piłkarze GKS-u Jastrzębie wygrali na wyjeździe z Odrą Opole 2:1 i na dobre umocnili się w ligowej czołówce. Mało kto się wówczas spodziewał, że zespół z Harcerskiej wpadnie w niewytłumaczalny kryzys, a na kolejne ligowe zwycięstwo będzie musiał poczekać pełne pięć miesięcy. Ostatecznie zawodnicy Pawła Ściebury zdołali dziś przełamać fatalną passę, a bramki Daniela Szczepana oraz Farida Aliego zapewniły im cenne zwycięstwo na stadionie... Odry Opole. 

Łukasz Sobala/PressFocus

Po czerwcowym meczu podopieczni (jeszcze) trenera Jarosława Skrobacza umocnili się na piątym miejscu w tabeli. Wówczas zdecydowanie można było sądzić, że zespół ten sprawi jeszcze niejedną pozytywną niespodziankę i ma spore szanse na to, by znaleźć się w barażach o awans do PKO Ekstraklasy. Na Odrę z kolei czekała rozpaczliwa walka o utrzymanie pierwszoligowego bytu i kiełkująca świadomość, że każdy kolejny mecz będzie dla nich pewnym „być albo nie być”. 

Od tego czasu sytuacja w obozach obu klubów uległa przeobrażeniu o 180 stopni, przede wszystkim z powodu osiąganych przez nie wyników sportowych. Odra z, co by nie mówić, ligowego słabeusza przemieniła się w solidną ekipę z czołówki, którą śmiało nawet można obwołać ligową rewelacją. Z kolei los jastrzębian stał się absolutnie nie do pozazdroszczenia, gdyż między innymi z powodu problemów finansowych, poczynionych zmian kadrowych oraz konieczności grania wszystkich spotkań na początku sezonu poza swoim stadionem, podopieczni Pawła Ściebury szybko osiedli na mieliźnie. 

Wielu obserwatorów pierwszej ligi cały czas zwracało jednak uwagę na to, że zajmowane przez GKS miejsce nie odpowiada posiadanemu przez niego potencjałowi. Wspominali o tym chociażby przedstawiciele Bruk-Betu Termaliki Nieciecza czy GKS-u Tychy, które musiały się naprawdę napocić, by pokonać u siebie ligowego outsidera. Za wrażenia artystyczne nikt nie przyznawał i wciąż nie przyznaje punktów, w efekcie czego jastrzębianie po dziewięciu kolejkach mieli na swoim koncie tylko jedno ligowe oczko. 

Notowany kryzys przez drużynę z Jastrzębia był coraz trudniejszy do wytłumaczenia. Dodatkowo, choć zespół od czasu do czasu prezentował przebłyski lepszej gry, dotychczasowe liczby w żaden sposób go nie broniły. Dość powiedzieć, że przed meczem 11. kolejki GKS mógł „pochwalić” się drugą najmniej szczelną defensywą (i to właśnie brak ogrania i spokoju w tej formacji uznawano za największy mankament w jego grze) oraz również drugą najmniejszą ilością strzelonych bramek. Nic więc dziwnego, że kibice z Jastrzębia od wielu tygodni wspominali o konieczności zwolnienia Pawła Ściebury, ale włodarze pierwszoligowca wciąż zapewniają, że w klubie nie ma tematu ewentualnej roszady na ławce trenerskiej. 

Przed meczem w Opolu ciężko było zatem znaleźć w obozie rozbitego GKS-u jakiekolwiek powody do optymizmu. Tym bardziej, że trzy dni temu drużyna po bardzo słabym meczu przegrała z Puszczą Niepołomice i pożegnała się z rozgrywkami Fortuna Pucharu Polski. Rozgrywkami, w których „GieKSa” mogła do tej pory pochwalić się jedynym zanotowanym zwycięstwem w oficjalnych rozgrywkach sezonu 2020/2021.

Sami zgodnie typowaliśmy, że Odra będzie zdecydowanym faworytem sobotniej rywalizacji, ale że pierwsza liga jest stylem życia i słusznie jest obwoływana mianem najbardziej nieprzewidywalnych rozgrywek, jastrzębianie na przekór wszystkim odnieśli dziś premierowe zwycięstwo w pierwszej lidze.

GKS wygrał przy Oleskiej 2:0 i skrzętnie wykorzystał fakt, że Odra przez niemal 70 minut musiała grać w osłabieniu po dwóch żółtych kartkach dla obrońcy Piotra Żemły. - W poprzednich meczach, mimo że byliśmy chwaleni za grę, nic nam to nie dawało, a presja rosła. Cieszymy się z tego zwycięstwa, bo czekaliśmy na nie bardzo, bardzo długo. Popełnialiśmy błędy indywidualne, źle się komunikowaliśmy i mimo całkiem przyzwoitej gry, przegrywaliśmy, co było nie do zniesienia. Gratulacje dla mojej drużyny za determinację, ogromną wolę walki i dyscyplinę. Dzisiaj wygrał zespół, bo do tej pory zespołem nie byliśmy - przyznał bardzo zadowolony po końcowym gwizdku trener Ściebura, dla którego było to pierwsze ligowe zwycięstwo od momentu, gdy w lipcu br. zdecydował się opuścić Skrę Częstochowa na rzecz Jastrzębia.

W sobotnim meczu na listę strzelców wpisał się Daniel Szczepan (za sprawą skutecznie wykonanego rzutu karnego) oraz Farid Ali, który ponownie udowodnił, że posiada niezawodny patent na zdobywanie goli przeciwko Odrze. Ukraiński skrzydłowy zdobył bowiem piątą bramkę w piątym kolejnym ligowym meczu przeciwko temu rywalowi. - Nie wiem, skąd to się bierze. W każdym spotkaniu chcę zdobyć gola, pomóc drużynie i wygrać, ale wychodzi tak, że najczęściej strzelam w Opolu. Może chcą, żebym im strzelał? Cieszę się z tego, ale najważniejsze są trzy punkty. Musimy walczyć dalej, bo liga jest długa, a my mamy swoje zadania i plan na cały sezon, który musimy konsekwentnie zrealizować - przyznał 28-latek w rozmowie z oficjalną stroną klubową.

Zwycięstwo zapewniło GKS-owi długo oczekiwane przełamanie, a dodatkowo nieznacznie poprawiło sytuacje podopiecznych trenera Ściebury w ligowej tabeli. Co prawda wciąż jest ona bardzo ciężka, ale przedostatni jastrzębianie tracą już do piętnastego Zagłębia Sosnowiec zaledwie trzy oczka. - Kiedyś pech musiał się skończyć. Po meczu, w szatni, każdy mógł spojrzeć drugiemu w oczy z uśmiechem, pośpiewać, potańczyć i cieszyć się z wyniku - dodał Farid Ali, który zapewne wraz ze swoim zespołem liczy na to, że dzisiejszy mecz będzie dla GKS-u początkiem nowej, znacznie korzystniejszej serii. Szansa na jej podtrzymanie nadarza się wyjątkowo szybko, bo już w najbliższą środę - wówczas jastrzębianie rozegrają zaległy mecz 7. serii gier, a rywalem śląskiego zespołu będzie pierwszoligowy beniaminek z Łęcznej. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również