Kowalczyk dostała... rower

05.11.2008
Za niespełna trzy tygodnie w szwedzkim Gaellivare ruszy karuzela Pucharu Świata w biegach narciarskich. Do grona ścisłych faworytek znów będzie należała Justyna Kowalczyk.
- Nie przeszkadza mi to, już zdążyłam się oswoić z taką sytuacją - bez fałszywej skromności przyznaje studentka katowickiej AWF, dodając jednak, że w pierwszych startach sezonu nie spodziewa się wielkich sukcesów.

Jej trener Aleksander Wierietielny jest wyraźnie zadowolony z okresu przygotowawczego. -  Wprowadziliśmy jednak pewną nowinkę do treningów: Justyna jeździła na wyczynowym rowerze. Nawiasem mówiąc, aby go dostać musieliśmy odbyć mocną rozmowę z działaczami Polskiego Związku Narciarskiego. Chciano na przykład kupić nam rower amatorski, a my jesteśmy przecież zawodowcami…

Prezes PZN, Apoloniusz Tajner, nieco tonował tę wypowiedź. - Wystarczyła jedna rozmowa i związek kupił odpowiedni rower. Był to jednak wydatek aż 11.000 złotych, więc wymagał konsultacji - uściślił szef polskiego narciarstwa.

Rower to być może odpowiednik bułki z bananem a la Adam Małysz, ale najważniejsze są narty. Tych Kowalczyk będzie miała pod dostatkiem.

- Raz do roku na lodowcu w Norwegii zbierają się przedstawiciele największych firm produkujących narty. Przywożą kilka tysięcy par "desek", a serwismeni najmocniejszych reprezentacji wybierają z nich te, dla swoich zawodników i zawodniczek. Teraz mieliśmy tam swoich ludzi. Justyna ma do dyspozycji 10 par treningowych, 20 testowych i 50 startowych, które codziennie trzeba "naoliwić" - wyliczył Wierietielny.
źródło: Dziennik Zachodni

Przeczytaj również