Karny, karetka i...brak przełamania. Trener Trzeciak wciąż czeka na wygraną

18.11.2018

Piłkarze ROW-u 1964 Rybnik rozegrali ostatni w tym roku mecz przed własną publicznością, jednak z pewnością nie zapiszą go do udanych. Podopieczni Jacka Trzeciaka zremisowali bowiem z Gryfem Wejherowo 1:1 i przez najbliższe kilka dni na pewno nie opuszczą strefy spadkowej. 

Rafał Rusek/PressFocus

Ostatni mecz ROW-u w 2018 roku u siebie był niezwykle istotny w kontekście układu ligowej tabeli. Gospodarze, czekający na pierwsze zwycięstwo pod wodzą Jacka Trzeciaka, mierzyli się z trzynastym w stawce Gryfem Wejherowo i gdyby którejś z drużyn udało się przy Gliwickiej odnieść zwycięstwo, ta odskoczyłaby od strefy spadkowej i zapewniłaby sobie nieco spokojniejszą końcówkę roku. W starciu tym ciężko było wskazać faworyta, bo choć Gryf wygrał pierwsze starcie tych drużyn w 2. kolejce, to na wyjeździe zespół ten traci najwięcej goli. ROW z kolei zdobył aż 10 z 17 dotychczasowych punktów właśnie na swoim stadionie.

Rybniczanie zamierzali godnie pożegnać się z tutejszą publicznością, ale na otworzenie przez nich wyniku trzeba było poczekać do 23. minuty. Wówczas gospodarze otrzymali rzut karny, gdyż w polu karnym został sfaulowany Piotr Okuniewicz. Do ustawionej piłki podszedł pewny egzekutor jedenastek, Jan Janik i po raz kolejny bramkarz przeciwnika nie znalazł pomysłu na powstrzymanie jego strzału. Dla obrońcy ROW-u to już piąty gol, zdobyty we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie. Co ciekawe, przez ostatnie miesiące 28-latek strzelił już więcej bramek niż w swojej całej dotychczasowej karierze (do lipca 2018 roku Janik miał na swoim koncie tylko trzy gole). 

Strzelony gol wyraźnie dodał gospodarzom animuszu i niewiele brakowało, by podwyższyli oni swoje prowadzenie. Dobre okazje na podwojenie wyniku miał przede wszystkim Mateusz Mazurek, jednak tego dnia był on wyjątkowo nieskuteczny. Pomocnik najpierw przestrzelił z bliskiej odległości, a w drugiej połowie przegrał z Dawidem Leleniem pojedynek sam na sam. Blisko bramki był również m.in. Marek Krotofil czy Krzysztof Koch, ale w obu przypadkach dobrze interweniował golkiper Gryfa. 

Dla wspomnianego Kocha dzisiejszy mecz był wyjątkowy, bo zawodnik ten pojawił się w wyjściowym składzie ROW-u po raz pierwszy w tym sezonie. Skrzydłowy nie był jednak w stanie rozegrać pełnego meczu, gdyż przy jednym z kontrataków został ostro zaatakowany przez Kamila Włodykę. Zawodnik długo nie mógł podnieść się z murawy, przez co na placu gry musiała pojawić się karetka pogotowia. - Krzysztof spadł z dużej wysokości i mocno uderzył w ziemię. Przez chwilę nie umiał złapać oddechu, dlatego z boiska zabrała go karetka – przyznał po meczu trener rybnickiego drugoligowca. Według najnowszych informacji, które opublikował klub na swoim facebookowym profilu, ze stanem 20-latka wszystko jest w porządku, a sam Koch kazał pozdrowić wszystkich kibiców ROW-u.

Ci po zakończeniu meczu nie mieli jednak zbyt wielu powodów do zadowolenia, bo ich ulubieńcy nie utrzymali jednobramkowego zwycięstwa do końca. W 81. minucie Gryfowi udało się bowiem wyrównać za sprawą Oskara Sikorskiego, który wbiegł w pole karne i pokonał Rosę strzałem z bliskiej odległości. Zdobyty punkt z pewnością nie usatysfakcjonował nikogo, a szczególnie drużynę ROW-u, która nie wykorzystała okazji na wyjście ze strefy spadkowej i przynajmniej na jakiś czas pozostanie na 15. miejscu w tabeli. Do końca roku zawodnicy z Rybnika zagrają jeszcze dwa mecze wyjazdowe – z Górnikiem Łęczna oraz rozpędzającym się beniaminkiem z Rzeszowa.  

Po meczu w obu obozach można było wyczuć pewien niedosyt, jednak obaj szkoleniowcy przyznawali, że podział punktów w sobotnim meczu był zasłużony. - W pierwszej połowie zagraliśmy przyzwoicie. Po zmianie stron więcej z gry miał Gryf, jednak z przekroju całego meczu to my mieliśmy więcej okazji. Nie potrafiliśmy jednak tego wykorzystać i podwyższyć prowadzenia. To się niestety zemściło w końcówce. Każda drużyna walczyła w wielką determinacją. Nie było to może wielki mecz, ale trzeba zauważyć, że spotkały się zespoły walczące o utrzymanie – powiedział na konferencji prasowej szkoleniowiec ROW-u, Jacek Trzeciak.

- Mecze z ROW-em zawsze były dla nas ciężkie. U siebie wygraliśmy 1:0, ale po trudnym spotkaniu. Dziś trudno nam się wchodziło w mecz. Na dodatek dostaliśmy gola z rzutu karnego i sytuacja się pogorszyła. Byliśmy zmuszeni do ataku pozycyjnego, w którym nie czujemy się dobrze. Po przerwie przyśpieszyliśmy grę i w końcu udało się wyrównać. Dzisiejsze starcie można było nazwać meczem za 6 punktów. Być może to też miało wpływ na grę obu zespołów. Wydaje mi się, że wynik można uznać za sprawiedliwy – przyznał z kolei trener Gryfa, Zbigniew Szymkowicz. 


ROW 1964 Rybnik – Gryf Wejherowo 1:1 (1:0)
1:0 – Jan Janik 23’ (k.)
1:1 – Oskar Sikorski 81’

ROW: Rosa – Jaroszewski, Jary, Krotofil, Janik – Koch (79’ Dudzik), Bukowiec, Zawadzki, Mazurek (90’ Rostkowski) – Okuniewicz, Brychlik (65’ Spratek). Trener: Jacek Trzeciak
Gryf: Leleń – Brzuzy, Wicki, Kołc, Machol (68’ Goerke) –  Ryk (90’ Bury), Koziara (68’ Sikorski), Włodyka, Chwastek – Rogalski, Czychowski. Trener: Zbigniew Szymkowicz 

Sędzia: Sebastian Załęski (Ostrołęka)
Żółte kartki: Brychlik, Okuniewicz, Jaroszewski, Janik (ROW) - Czychowski, Włodyka, Sikorski, Chwastek (Gryf)

źródło: własne/rybnik.com.pl
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również