Kamil Kosowski: Czasem człowiek ma ochotę założyć buty i wyjść na boisko

06.03.2015
Z nowym dyrektorem sportowym Rozwoju Katowice rozmawiamy nie tylko o nowym zajęciu, ale także o propozycji powrotu do Górnika Zabrze i pracy w roli komentatora.
Rafał Rusek/Pressfocus
Kiedy pojawił się temat pracy w Rozwoju?
- Temat, tak na poważnie, pojawił się kilka tygodni temu, od pana Zbigniewa Waśkiewicza, z którym znam się prywatnie. Poznałem go gdy był prezesem Górnika Zabrze. Mamy bardzo podobne poglądy na piłkę i funkcjonowanie klubu. Tak się potoczyło, że Zbyszek przestał pracować w Górniku i w pewnym momencie pojawiła się propozycja, by został prezesem Rozwoju. Na tyle przypadliśmy sobie do gustu, że Zbyszek chciał, żebyśmy razem pracowali. Pojawiła się fajna, konkretna opcja. Oczywiście nie mówię o finansach, a o modelu prowadzenia klubu i oczekiwaniach. Przedstawił mi strategię, plan działania na kolejne miesiące i lata. Po krótkim namyśle zdecydowałem się. Wcześniej w grudniu była jeszcze inna opcja, z klubu I-ligowego (GKS Katowice - przyp. red.), ale tam nie wyszło.
Nie jest to łatwe zadanie. Klub funkcjonuje bardzo dobrze i w zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Nie ma zaległości finansowych, jest bardzo dobra praca z młodzieżą. Rozwój jest na topie jeśli chodzi o historię klubu, bo drugie miejsce w II lidze to największe jak na razie osiągnięcie. Można powiedzieć, że mało rzeczy  trzeba naprawić, ale zawsze coś się znajdzie, co można ulepszyć. Po to w głównej mierze będziemy w klubie, żeby Rozwój jeszcze podciągnąć do góry. Może uda się przeskoczyć na wyższy poziom.

Wiara w awans jest?
- Mocno w to wierzymy, ale to jest sport i obietnice, że awansujemy nie mają sensu. Trzeba pomóc trenerowi i piłkarzom, żeby mieli na tyle duży komfort pracy, by mogli w 100 procentach przygotować się do meczów. O to w tym chodzi.

Patrząc na zimowe transfery, drużyna została wzmocniona. Zwłaszcza w defensywie.
- Dlatego wszyscy realnie myślą o awansie. Minus jest taki, że Daniel Tanżyna i Mikołaj Grzelak przyszli w zasadzie po okresie przygotowawczym. Nie trenowali z chłopakami przez pełny okres, dlatego mogą potrzebować czasu, żeby trener wkomponował ich w drużynę.
Dochodzi jeszcze jeden problem. Od stycznia niektórzy zawodnicy muszą zjeżdżać na kopalnię i normalnie pracować. Trener nie ma więc pełnego komfortu, nie ma całej drużyny na treningu, przez co zajęcia taktyczne w zasadzie odpadają. Dietmar Brehmer pokazał jednak w pierwszej rundzie, że potrafi z chłopakami pracować. Stworzył zespół, który jest na drugim miejscu z realnymi szansami na to, by tę pozycję utrzymać. Drużyna została – jeśli nie wzmocniona – to dobrze uzupełniona. Zobaczymy, jak nowi wprowadzą się do zespołu. Okaże się już jutro, po pierwszym meczu. Zobaczymy, ilu nowych wystąpi i jak się zaprezentują.

Prezes Waśkiewicz nie proponował współpracy jeszcze gdy był w Górniku?
- Nie było tematu mojej pracy w zarządzie czy w decyzyjnych strukturach klubu. Tego akurat bym się nie podjął, pomimo całej sympatii do Górnika. Sytuacja klubu była opłakana i dlatego też pewnie nie ma tam już prezesa Waśkiewicza. Teraz wszystko się prostuje. Miejmy nadzieję, że Górnik stanie na nogi i będzie przypominać drużynę sprzed lat - jeśli chodzi o sam klub, bo zespół jest niezły. Robert Warzycha wykonuje w Zabrzu świetną robotę. Wtedy rozmawialiśmy, ale o tym, żebym jeszcze pograł w Górniku w piłkę.

Kusiło, żeby wrócić do grania?
- Brałem to pod uwagę, ale po głębszym zastanowieniu stwierdziłem, że pod względem materialnym życia mi to nie uratuje. Byłem wtedy rok poza treningami, ciężko byłoby wrócić do ekstraklasy pod względem fizycznym, wydolnościowym. Chociaż czasem, jak oglądam mecze, człowiek ma ochotę założyć spodenki, buty i wyjść na boisko. Ostateczna decyzja była jednak taka, a nie inna. Zakończyłem swoją przygodę tam, gdzie chciałem zakończyć.

Patrząc na występ w Turbokozaku, spokojnie dałby pan radę…
- Przede wszystkim trzeba by doprowadzić organizm do "stanu używalności" przez 90 minut, a nie tylko 15-20. Tego nie da się przeskoczyć. Oczywiście, można spróbować, ale nie widziałem w tym głębszego sensu. Znowu trzeba by było się poświęcić, a wie pan - dzieci, rodzina, życie poza piłką… To byłoby ciężkie. Gdyby to było tuż po ostatnim meczu w Wiśle Kraków - to pewnie byłaby inna rozmowa. Wtedy akurat w Górniku był trener Adam Nawałka, a on mnie nie chciał. Temat upadł już na samym początku.

Praca w Rozwoju wykluczy komentowanie meczów w NC+?
- Jedno z drugim absolutnie nie koliduje. Praca eksperta to w zasadzie jeden dzień w tygodniu, w dodatku w weekend. Bardzo podoba mi się to zajęcie. Gdybym dostał propozycję z klubu i musiał wybierać, to miałbym bardzo twardy orzech do zgryzienia. Kilku ekspertów miało więcej roboty w NC+, a pracowali czy pracują jako dyrektorzy sportowi, trenerzy. Jakoś to pogodzili. Nie widzę przeciwwskazań, by dalej pracować dla NC+.

Czyli w sobotę Rozwój Katowice - Stal Stalowa Wola czy Piast Gliwice - Górnik Zabrze?
- Sobota Rozwój - Stal, a niedziela Podbeskidzie Bielsko-Biała - Korona Kielce. Będę miał fajne porównanie. Sam jestem ciekaw, jaka jest różnica między tymi rozgrywkami.

Rozmawiał Adrian Waloszczyk.
autor: Adrian Waloszczyk

Przeczytaj również