IV-ligowcy usiądą do stołu. Prezes Szombierek chciałby uniknąć barażu

12.05.2020

W środowe popołudnie mają zapaść ustalenia dotyczące sposobu wyłonienia śląskiego beniaminka III ligi. W siedzibie Śląskiego Związku Piłki Nożnej spotkają się przedstawiciele Szombierek Bytom i LKS-u Goczałkowice. Ich zdania na temat ostatecznych rozstrzygnięć w IV lidze wyglądają na mocno zróżnicowane.

Tomasz Blaszczyk/PressFocus

Czas niepewności

Decyzja o tym, że na szczeblach regionalnych sezon 2019/20 został zakończony, zapadła w ubiegłym tygodniu. Sytuacja większości klubów z regionu jest w tym kontekście jasna - żaden z nich nie spadnie ze swojej ligi, za to ci, którzy na dzień zakończenia zmagań zajmowali w niej miejsca premiowane awansem, mogą cieszyć się promocją "pięterko" wyżej.

Patowa sytuacja dotyka jednak IV-ligowców. Śląski ZPN jest jednym z kilku, który na piątym szczeblu prowadzi dwie grupy rozgrywkowe. Liderujący im Szombierki i LKS Goczałkowice wciąż nie mają pewności kiedy i w jaki sposób zamknie się dla nich feralny sezon. - Mówiłem głośno: trzeba było powiedzieć już na początku kwietnia na jakie decydujemy się rozwiązanie. My ciągle nie wiemy co nas czeka. Tymczasem wciąż musimy ponosić koszty, nie wiedząc właściwie w jakim celu. Nie po to wyciągaliśmy klub z długów, żeby za chwilę znowu w nich grzęznąć - denerwuje się prezes "Zielonych".

Szombierki z propozycją

Bytomianom wcale nie podoba się pomysł rozegrania dodatkowego spotkania. Szombierki, które jesienią w 15 meczach zgromadziły o dwa punkty więcej od Goczałkowic, zdaniem "Zielonych" nie powinny być teraz zmuszane do meczu, który miałby się odbyć po kilkumiesięcznej pauzie. - Jadę na środowe spotkanie z dwiema propozycjami. Pierwsza jest taka, że awansują obie drużyny, a druga - awansuje drużyna, która po jesieni miała po prostu więcej punktów - proponuje Tomasz Buczyk. To stanowisko - co oczywiste - nie odpowiada przedstawicielom LKS-u. - Sytuacja jest, jaka jest. Też nie chcieliśmy przerywać ligi, wolelibyśmy, żeby wszystko odbyło się na normalnych zasadach. Ale fakt, że Szombierki mają dwa punkty więcej może być dyktowany specyfiką danej grupy. Ciekawe, co prezes bytomian powiedziałby, gdyby role się odwróciły? - pyta Kazimierz Piszczek, wiceprezes Goczałkowic. - Gdybyśmy znaleźli się w odwrotnej sytuacji, zgodziłbym się na awans Goczałkowic - deklaruje z pełnym przekonaniem Buczyk.

Trudno jednak przypuszczać, by propozycje "Zielonych" spotkały się z przychylnością SlZPN-u. - Jeden mecz na neutralnym terenie, w przypadku remisu – dogrywka i karne. Chyba szkoda zdrowia, by organizować dwa mecze. Wszelkie koszty poniesie Śląski ZPN - zapowiedział wczoraj na łamach "Sportu" w rozmowie z Maciejem Grygierczykiem prezes Henryk Kula.

Wariant rozegrania dwóch spotkań też jest jednak brany pod uwagę. - Jeśli zapadną takie decyzje, wtedy oczywiście zagramy. Szombierki nieraz wstawały z kolan i teraz będzie to samo. Dobrze byłoby zagrać dwumecz, co chociaż trochę ograniczy losowość ostatecznego wyniku. Ale nie zgodzę się na rozgrywanie decydujących o awansie spotkań tydzień przed ligą. Musimy rozstrzygnąć to wszystko do końca czerwca i z ludźmi, których mamy w składach teraz - stawia warunki Buczyk

W tym elemencie bytomianie są zgodni ze swoim potencjalnym rywalem. Beniaminka III ligi należy wyłonić przed końcem czerwca, bo wielu graczy do tego właśnie terminu wiążą umowy z klubami. - A czy to będzie jeden, czy dwa mecze, to już ustalimy między sobą - zapowiada Kazimierz Piszczek.

Co dalej?

Niezależnie od ustaleń między stronami nie da się wykluczyć, że znaki zapytania... nadal pozostaną. Sporo zależy bowiem od decyzji rządu dotyczących wprowadzenia kolejnego etapu "odmrażania" gospodarki. Teoretycznie nawet w przyszłym tygodniu może pojawić się zgoda na organizowanie wydarzeń sportowych z udziałem 50 uczestników. To pozwoliłoby na rozgrywanie meczów bez dodatkowych warunków w postaci kwarantanny i obowiązkowych badań na obecność wirusa w organizmach piłkarzy. Ze względu na duże ogniska koronawirusa na Śląsku ten krok może zostać odsunięty w czasie. Szombierki już dziś cierpią zresztą z powodu trudnej sytuacji w Bytomiu, bo ta - decyzją władz miasta - uniemożliwia im rozpoczęcie treningów. Kiedy LKS odbywa zajęcia w 6-osobowych grupach, "Zieloni" nie mogą nawet wejść na płytę swojego boiska.

Nie da się ukryć, że pandemia dotknęła bytomian również finansowo. W Goczałkowicach sytuacja jest pod tym względem dość spokojna, w Bytomiu - wręcz przeciwne. - Straciliśmy 80-90 procent przychodu. Przede wszystkim nie możemy otworzyć jarmarku, który stanowił lwią część budżetu, a najwyższe dochody dawał między kwietniem a czerwcem. Skróceniu i obniżeniu uległa również umowa z PEC-em. Nie wiemy ani tego, kiedy będziemy mogli otworzyć targ, ani tego, czy decyzja naszego sponsora może w najbliższej przyszłości podlegać negocjacjom - martwi się Buczyk.

Działacze obu klubów deklarują jednak, że stać ich na grę w makroregionie. - Wiadomo, że gospodarka "siadła" i o sponsorów będzie ciężko, ale dlaczego mielibyśmy nie spróbować? Choć ubytki w kasie są... - przyznaje Piszczek, nie chcąc jednak zdradzać jaka była skala cięć wynagrodzeń piłkarzy LKS-u. W Bytomiu, gdzie zawodnicy otrzymują obecnie połowę pensji, też zapowiadają, że poradzą sobie w III lidze. - Graliśmy już w niej za mojej kadencji. To prawda, że koszty są tam wyższe. Jestem jednak nauczony oszczędzania, zrobimy wszystko, by po ewentualnym awansie sobie poradzić. Na pewno nie będziemy grali wtedy o szczebel centralny. Czeka nas termomodernizacja budynku, musimy jeszcze sporo u nas zmienić, wtedy będzie można myśleć o czymś większym - twardo stąpa po ziemi sternik Szombierek.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również