Górnicy dali radę. "Jak się da, to trzeba grać"

07.11.2020

Nie udało się zagrać z Piastem, zmierzyli się we Wrocławiu z tamtejszym Śląskiem. Górnik Zabrze wywiózł punkt z trudnego terenu, ale po końcowym gwizdku poza satysfakcją podopieczni trenera Marcina Brosza odczuwali również odrobinę niedosytu. To wicelider Ekstraklasy był na Dolnym Śląsku ekipą konkretniejszą, w decydujących momentach zabrakło mu jednak skuteczności pod bramką rywala. 

Paweł Andrachiewicz/PressFocus

Ekipy Śląska Wrocław i Górnika Zabrze "oszukały" koronawirusa i choć oba zespoły nie mogły rozegrać swoich meczów 9. kolejki zgodnie z planem (epidemia dotknęła ich rywali - Lechię Gdańsk i Piasta Gliwice), spotkały się w ramach starcia zaplanowanego początkowo na serię dziesiątą. - Każdy zdaje sobie sprawę z tego jaka jest sytuacja. Skoro była szansa by zagrać, jesteśmy za. Warto dawać ludziom rozrywkę, a dla nas to okazja by pozostawać w cyklu meczowym i podnosić umiejętności. Nie ma sensu kombinować później gdzie wcisnąć w terminarz zaległe spotkania. Jak się da, to trzeba grać - zauważył przytomnie Bartosz Nowak, pomocnik Górnika.

O dawaniu rozrywki skazanym na oglądanie meczów przed telewizorami kibicom mówił również trener Marcin Brosz. I choć piątkowe starcie nie było może rozrywką na poziomie najwyższym, fani z Zabrza z pewnością mogli znaleźć powody do zadowolenia z postawy swoich ulubieńców. - Chcieliśmy wygrać. Remis trzeba szanować, ale niedosyt jest - przyznawał po gwizdku kończącym mecz bezbramkowym remisem Nowak.

Niedosyt wydaje się uzasadniony. Choć spotkanie długimi fragmentami było wyrównane, podobnie jak choćby statystyki strzałów, czy posiadania piłki przez graczy obu drużyn, im dłużej trwało widowisko, tym groźniejszą ekipą byli zabrzanie. Jeszcze przed przerwą to oni stworzyli sobie najlepszą okazję do objęcia prowadzenia. Po przejęciu piłki przez Giannisa Massourasa z dobrej pozycji sposobu na Matusa Putnockyego nie znalazł Alex Sobczyk. Również po zmianie stron goście byli zespołem konkretniejszym, Piotr Krawczyk obił poprzeczkę bramki wrocławian, bramkarza rywala z szesnastu metrów solidnie postraszył Sobczyk, groźne, ale niecelne okazywały się próby Nowaka i Adama Ryczkowskiego. Martin Chudy miał tego dnia wieczór zdecydowanie spokojniejszy od swojego rodaka z bramki Śląska. O szczęściu mógł mówić dopiero w doliczonym czasie, gdy Fabian Piasecki spudłował po rzucie wolnym wykonanym przez Bartłomieja Pawłowskiego.  - Przygotowaliśmy się na to spotkanie z myślą o tym, by stwarzać przewagę jak najbliżej bramki zespołu Śląska. Nie zawsze się to udawało, ale fragmenty w których stwarzaliśmy groźne sytuacje były. Strzelenie gola otworzyłoby to spotkanie, a tak - do końca - okazji bramkowych było mało - komentował spotkanie trener Marcin Brosz.

Z postawy swoich zawodników mógł być usatysfakcjonowany nie tylko dlatego, że ci są dopiero drugim zespołem, który wywiózł w tym sezonie punkty z Wrocławia, ale też ze względu na postawę drużyny, w której brakowało tego dnia kluczowych ogniw. Górnik stawił się na Dolnym Śląsku z zaledwie szóstką rezerwowych z pola, mecz ze Śląskiem zaczął bez Michała Koja, Erika Janży i Jesusa Jimeneza, a zdecydowanie bardziej doświadczonych kolegów musieli zastąpić "nieopierzeni" Michał Rostkowski, czy Aleksander Paluszek. Zwłaszcza dla tego drugiego - wychowanka Śląska, który przy Oporowskiej szkolił się do początku przygody z piłką - sobotni mecz był wydarzeniem wyjątkowym. - Mogę o nim mówić w samych pozytywach. Dobrze współpracował z Przemkiem [Wiśniewskim] i Stefanem [Evangelou]. Każda minuta dodawała mu pewności. Trudno znaleźć sytuacje, które mógłby rozwiązać inaczej. Sam fakt, że na tak trudnym terenie zagraliśmy "na zero" pokazuje jego wartość - komplementował 19-letniego obrońcę Brosz.

14-krotni Mistrzowie Polski zachowują pozycję wicelidera tabeli, ale - jeśli Legia wygra w niedzielę z Lechem - mogą stracić ją na rzecz "Wojskowych". Ekipę Marcina Brosza czekają dwa tygodnie przerwy. Do gry o punkty w ramach odrabiania zaległości wrócą 20 listopada, mierząc się u siebie z Piastem Gliwice. Później na Roosevelta powinna przyjechać Pogoń Szczecin. Biorąc pod uwagę sytuację epidemiologiczną i coraz mocniej szatkowany kalendarz, trudno jednak z pełnym przekonaniem przywiązywać się do do tych terminów... 

autor: ŁM

Przeczytaj również