GKS Tychy w drodze po historyczny wynik

04.12.2019

Rozgrywki Totolotek Pucharu Polski kibiców w wielu śląskich miastach już nieszczególnie interesują. Z rywalizacji odpadły bowiem zespoły Górnika Zabrze, GKS Katowice czy jeszcze wcześniej Ruchu Chorzów. W tej sytuacji oczy śląskich fanów zwrócone były przede wszystkim na Piast Gliwice. Natomiast to w Tychach mają największe oczekiwania z Pucharem Polski.

Łukasz Sobala/PressFocus

W tyskich gablotach próźno bowiem szukać trofeum za zdobyty Puchar Polski. Ba, tyszanie do tej pory jeszcze nigdy nie grali nawet w półfinale PP. Najlepszy wynik GKS w Pucharze Polski osiągnął w sezonie 1976/1977. Wtedy to po dwóch zwycięstwach, najpierw nad Unią Oświęcim (4:1), a następnie nad Szombierkami Bytom (3:2), tyszanie odpadli z pucharowych rozgrywek w 1/4 po porażce z Legią 1:2. – Będziemy chcieli nawiązać do naszych historycznych wyników – mówi 30-letni Maciej Mańka, który rzecz jasna nie może pamiętać pierwszej tak udanej pucharowej przygody GKS Tychy. Dużo mocniej mu zapadły w pamięci kolejne, już w XXI wieku.

Młodsi kibice z pucharowych potyczek mogą pamiętać przede wszystkim starcie z Wisłą Kraków. - To była ta wielka Biała Gwiazda. My dopiero się odbudowywaliśmy. Przegraliśmy na starym stadionie 1:3, ale w pewnym momencie remisowaliśmy po golu Łukasza Weseckiego. Wisła się jednak potem rozkręciła. A u rywali grali Marcin Baszczyński, Arek Głowacki, Patryk Małecki, bracia Brożkowie. We wcześniejszej rundzie ograliśmy po rzutach karnych ekstraklasową Odrę Wodzisław. To był mój pierwszy seniorski sezon – mówi o sezonie 2007/2008 i o meczu 1/8 finału Mańka. - Wchodziłem wówczas do drużyny… Trener w tak trudnym meczu postawił na bardziej doświadczonych zawodników – uśmiecha się defensor tyszan. Dwa lata później tyszanie pożegnali się z rozgrywkami pucharowymi w 1/16 po porażce z Jagiellonią Białystok 0:1, a jedynego gola już w doliczonym czasie gry dogrywki strzelił Kamil Grosicki. – To były właściwie takie moje najważniejsze pucharowe momenty w Tychach. Jedne z przyjemniejszych – przyznaje Mańka.

Teraz tyszanie będą chcieli wrócić do tych chwil. Bo chociaż w XXI wieku GKS Tychy trzykrotnie dotarł do 1/8 finału, to po raz ostatni jesienią 2014 roku. Wtedy tyszanie przegrali na wyjeździe z rewelacyjnymi Błękitnymi Stargard Szczeciński 2:3. Rok wcześniej w Jaworznie minimalnie lepsze okazało się Zagłębie Lubin, które wygrało 1:0. Później Miedziowi doszli aż do finału Pucharu Polski. Teraz środowy rywal, ŁKS Łódź ma podobne marzenia, ale mecz przyjaźni ma być tylko na trybunach. - Na pewno ten mecz pod pewnymi względami dla nas jest wyjątkowy, bo GKS dawno w 1/8 finału nie był. Dla wychowanka to na pewno jest więc wyróżnienie i coś szczególnego. Nie chcemy się jednak na tym zatrzymać. Presja na pewno jest po stronie rywala, bo to jednak jest faworyt tego meczu. Dla nas to okazja do sprawdzenia się z silnym, ekstraklasowym rywalem. Może z tej okazji nie występuje u nas większa mobilizacja, ale adrenalina chyba i owszem – mówi Mańka.

Tyszanie mają do wyrównania z ŁKS-em rachunek jeszcze za ubiegły sezon. Wtedy w meczu I-ligowym przegrali na własnym terenie 0:2. - ŁKS wtedy szedł do ekstraklasy. Grał wówczas widowiskowo i efektywnie. Po tym meczu łodzianie byli już jedną nogą w elicie. Było widać, że mają to coś, a jeszcze latem się wzmocnili. Wtedy też atmosfera była super, mnóstwo kibiców z Łodzi. Na pewno oprawa meczu także utkwiła w pamięci – wspomina kwietniowe spotkanie podstawowy defensor klubu z Edukacji. - Teraz liczymy, że dla nas ten mecz będzie przełomem – dodaje na koniec wychowanek GKS Tychy.

autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również