Fatalne zakończenie półmetka rozgrywek. Rozwój i ROW pozostają "na czerwono"

05.11.2018

Ostatnia kolejka w rundzie jesiennej z pewnością nie była udana dla piłkarzy Rozwoju Katowice i ROW-u 1964 Rybnik. Oba kluby zgodnie przegrały swoje spotkania, w efekcie czego na półmetku rozgrywek zajmują pozycję w strefie spadkowej. Już w przyszły weekend zespoły te będą miały szanse na poprawę swojej pozycji, jednak ich rywalami będą ekipy z ligowej czołówki. 

Tomasz Błaszczyk/PressFocus

Beniaminek miał więcej świeżości

Piłkarze Rozwoju w minionych tygodniach przezwyciężyli swoją złą serię, wygrywając trzy spotkania z rzędu we wszystkich rozgrywkach. Dzięki temu katowiczanie stanęli przed możliwością zakończenia pierwszej części sezonu nad strefą spadkową – konieczna do tego była jednak wygrana z beniaminkiem z Rzeszowa. Resovia nie zamierzała jednak ułatwiać zadania gospodarzom, bo złapała ona oddech po fatalnym początku sezonu, odnosząc w 10 meczach aż sześć zwycięstw. Dzięki tej passie zespół z Rzeszowa usadowił się w wymarzonym przez Rozwój środku tabeli, ale wobec bardzo wąskiej stawki każde punkty były ważne. Ich strata mogła bowiem odwrócić sytuacje klubu o 180 stopni.   

Ciężko było zatem wskazać faworyta sobotniej rywalizacji, jednak nieco więcej szans dawało się gościom, którzy nie rozgrywali w środku tygodnia spotkania w Pucharze Polski. Większa świeżość znajdowała odzwierciedlenie już od pierwszego gwizdka – podopieczni Szymona Grabowskiego dość szybko osiągnęli przewagę i często zagrażali Bartoszowi Solińskiemu, który w ostatnich tygodniach wyrósł na jedną z gwiazd drugoligowca. Za drugą z nich można uznać Mateusza Września i to właśnie ten zawodnik otworzył wynik meczu przy Zgody. Napastnik w 11. minucie wykorzystał zawahanie linii defensywnej i w dogodnej sytuacji posłał piłkę pomiędzy nogami bramkarza. Swoje okazje mieli również Daniel Paszek oraz Marcin Kowalski, ale albo dobrymi interwencjami popisywał się Wojciech Daniel, albo gospodarzom brakowało skuteczności. Znacznie więcej działo się pod bramką wspomnianego wcześniej Solińskiego, jednak beniaminek długo miał problem z oddaniem celnego strzału. Chyba najbliżej gola po stronie gości był w 7. minucie Przemysław Pyrdek, który po przebyciu kilku metrów z piłką, oddał strzał z linii pola karnego. Golkiperowi Rozwoju udało się jednak sparować to uderzenie poza boisko. Kibice mogli zatem przeżywać swoiste deja vu, bo choć zespół z Katowic, tak jak w meczach z ROW-em czy Wisłą oddał inicjatywę rywalom, to on mógł cieszyć się z prowadzenia.

Druga połowa potoczyła się jednak zdecydowanie po myśli beniaminka. Rzeszowianie potrzebowali zaledwie 4 minut, by odrobić straty z nawiązką – najpierw w 54. minucie doszło do zamieszania w polu karnym Rozwoju, z którego próbował skorzystać Kamil Antonik. Jego strzał co prawda został obroniony przez Solińskiego, ale piłka ponownie trafiła pod nogę wspomnianego Antonika. Pomocnik szybko zgrał ją w stronę lepiej ustawionego Bartłomieja Buczka, a najlepszy strzelec Sovii dość przypadkowo wpakował ją do siatki. O ile przy pierwszym trafieniu można było mówić o szczęściu napastnika, tak przy jego drugiej bramce górę wzięła  już technika i dobrze ułożona noga. Buczek popisał się bowiem efektownym uderzeniem z rzutu wolnego, które ustaliło wynik rywalizacji. 

Z przebiegu spotkania goście zasłużyli na komplet punktów, choć katowiczanie mieli swoje sytuacje na wyrównanie. Najbliżej wprawienia kibiców gospodarzy w euforię był Kamil Łączek, który w 70. minucie mógł wykończyć centrę aktywnego Daniela Paszka. Lewemu defensorowi udało się nawet minąć golkipera Resovii, ale w ostatniej chwili znakomitą interwencją, uniemożliwiającą oddanie strzału, popisał się Sebastian Zalepa. Wynik 2:1 utrzymał się do końca, co spowodowało, że Rozwój przegrał pierwszy mecz od 13 października i nie wydostał się ze strefy spadkowej. 

Na piłkarzy trenerów Bosowskiego i Koniarka czeka teraz ciężki czas – w następnych dwóch meczach zmierzą się oni z drużynami, które aktualnie znajdują się w strefie dającej awans do 1. Ligi. W najbliższą sobotę do Katowic przyjedzie Elana Toruń (która zremisowała cztery ostatnie spotkania), natomiast tydzień później Rozwój uda się na bardzo trudny wyjazd do Łodzi. - Zdawaliśmy sobie sprawę z jakości i siły przeciwnika. W pierwszej połowie radziliśmy sobie. To, co ciężko sobie wypracowaliśmy, straciliśmy w cztery minuty. To boli. Potem reagowaliśmy zmianami. Goniliśmy do końca, by odwrócić losy meczu. Wprowadziliśmy szybkich skrzydłowych, natomiast Paszka przesunęliśmy do ataku. Robiliśmy, co mogliśmy, ale nie dało to skutku. Przegrywamy mecz i jesteśmy z tego powodu smutni. Musimy potrenować, zregenerować się przez ten tydzień i myśleć już o kolejnym spotkaniu. W tej lidze wszystko może się wydarzyć – przyznał po meczu niezadowolony trener Rafał Bosowski.

Znacznie więcej powodów do optymizmu miał za to trener Resovii, bowiem jego ekipa nie przegrała czwartego kolejnego meczu i awansowała w tabeli na 8. miejsce. - Przyjeżdżając do Katowic wiedzieliśmy, że będziemy grali z dobrym przeciwnikiem, będącym na fali, osiągającym ostatnio bardzo fajne wyniki, które drużynę napędzały. Zdawaliśmy sobie też sprawę ze specyfiki boiska, choć muszę przyznać, że nie tak bardzo. W tych trudnych warunkach radziliśmy sobie dobrze. Staraliśmy się grać nie tylko długim podaniem, ale też konstruować akcje krótkimi podaniami. W pierwszej połowie nie przekładało się to na sytuacje bramkowe. Mamy do siebie duże pretensje o straconego gola. Wiedzieliśmy, że jednym ze sposobów, w jaki Rozwój może nam strzelić bramkę, jest długie podanie. Stracona bramka nie podłamała jednak mojego zespołu. Dalej próbowaliśmy grać to, co sobie wcześniej założyliśmy; eliminować mocne strony przeciwników, jak stałe fragmenty gry egzekwowane przez Gancarczyka czy indywidualne akcja Paszka na boku. To się udawało, nie było z tego tak wiele zagrożenia, jak być mogło. Bardzo cieszą trzy punkty zdobyte na trudnym terenie. 

Rozwój Katowice – Resovia Rzeszów 1:2 (1:0)
1:0 – Mateusz Wrzesień 11'
1:1 – Bartłomiej Buczek 54'
1:2 – Bartłomiej Buczek 58'

Składy:
Rozwój:
Soliński – Mońka, Lepiarz, Gancarczyk, Łączek – Gembicki (76' Olszewski), Kuliński, Lazar (80' Kamiński), Paszek – Wrzesień (78' Niedojad), Kowalski (66' Gałecki). Trenerzy: Marek Koniarek i Rafał Bosowski
Resovia: Daniel – Geniec, Domoń, Zalepa, Mikulec – Antonik (88' Feret), Kaliniec, Frankiewicz, Pyrdek (59' Hass), Ogrodnik (72' Kantor) – Buczek. Trener: Szymon Grabowski

Sędzia: Marek Śliwa (Kielce)
Żółte kartki: Antonik, Pyrdek (Resovia)

Widzów: 364

 

Efekt nowej miotły nie zadziałał

Przed meczem w Pruszkowie sytuacja ROW-u Rybnik była nie do pozazdroszczenia. Zawodnicy ze Śląska w niewytłumaczalnych okolicznościach przegrali ostatnie derby z Rozwojem, ponownie spadli do „czerwonej strefy”, a na dodatek na ławce trenerskiej klubu doszło do sporej rewolucji. Z posadą pierwszego trenera ROW-u pożegnał się bowiem Dariusz Siekliński (jego kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron), urlopowany został jego asystent, Roland Buchała, a swoje miejsce w sztabie zachowali jedynie Mateusz Kurc i Daniel Pawłowski.

Na temat następcy trenerskiego duetu było jednak wyjątkowo cicho i dopiero dzień przed meczem w Pruszkowie klub poinformował, że to Mateusz Kurc poprowadzi drużynę w najbliższych dniach, gdyż otrzymał stosowną zgodę. Decyzja działaczy wzbudziła wśród kibiców ROW-u ogromne niezadowolenie i jak było widać po niedzielnym meczu, na razie wybór ten się nie obronił. 

W Pruszkowie to gospodarze atakowali znacznie częściej, a ich dominacja została potwierdzona w 24. minucie. Wówczas Znicz otrzymał rzut karny i choć Maciejowi Machalskiemu nie udało się pokonać Łubika z 11 metrów, to jego dobitka okazała się celniejsza. Choć goście nie mieli zbyt wielu argumentów w ofensywie, udało im wyrównać stan rywalizacji w 44. minucie. Gola na 1:1 zdobył Przemysław Brychlik, który w końcu przełamał swoją niemoc strzelecką i po raz pierwszy wpisał się na listę strzelców w tym sezonie. Radość gości nie trwała jednak długo, gdyż minutę później gola do szatni strzelił najlepszy strzelec Znicza, Dariusz Zjawiński.

Po przerwie niewiele się zmieniło – to gospodarze kontynuowali swoje ataki, ale więcej emocji od boiskowych akcji wzbudzały decyzje sędziego. Damian Kos w drugiej połowie pokazał bowiem aż trzy czerwone kartki, w tym dwie piłkarzom gości. Po zejściu Michała Rostkowskiego i Krystiana Kujawy ROW nie miał już większych szans na odniesienie korzystnego wyniku i odrobienie strat. Na dodatek Znicz zdołał jeszcze wykorzystać przewagę 10 na 9 graczy (po stronie gospodarzy czerwoną kartką został ukarany Piotr Klepczarek) i w 78. minucie ustalił wynik rywalizacji na 3:1. Decydującą bramkę strzelił osiemnastoletni Jakub Zagórski, dla którego był to pierwszy gol, zdobyty w swojej krótkiej historii występów na szczeblu centralnym. 

Wynik w Pruszkowie spowodował, że ROW nie wygrał piątego kolejnego spotkania i zakończył rundę jesienną na fatalnej, szesnastej pozycji. Choć strata do bezpiecznej strefy nie jest zbyt duża (wynosi ona 2 punkty), to w Rybniku ciężko znaleźć jakiekolwiek pozytywy na przyszłość. Tym bardziej, że w kolejnej kolejce rywalem drużyny Mateusza Kurca będzie Stal Stalowa Wola, która była w stanie wywieźć z Pruszkowa komplet punktów, a na swoim „domowym” stadionie w Boguchwale przegrała na razie tylko jedno spotkanie. - Piłka nożna to gra błędów, a Znicz nasze błędy bezwzględnie wykorzystał. Dwoma kluczowymi momentami była najpierw stracona bramka do szatni, a następnie druga żółta kartka, a w konsekwencji czerwona dla Michała Rostkowskiego. Nasza sytuacja stała się wówczas zła, a jej finał był taki jak wszyscy widzieli – powiedział na pomeczowej konferencji prasowej tymczasowy trener ROW-u, Mateusz Kurc.

Mimo zasłużonej wygranej trener Znicza, Andrzej Prawda, starał się wyszukać pozytywy w grze rybniczan. - Chciałbym pogratulować trenerowi drużyny gości postawy, bo ROW przez długi okres czasu grał z nami jak równy z równym. Dodatkowo zespół ten starał się momentami narzucać swój styl gry, z czym mieliśmy problemy. 

Znicz Pruszków – ROW 1964 Rybnik 3:1 (2:1)
1:0 – Maciej Machalski 24'
1:1 – Przemysław Brychlik 44'
2:1 – Dariusz Zjawiński 45'
3:1 – Jakub Zagórski 78'

Składy:
Znicz:
Misztal - Bochenek, Klepczarek, Długołęcki, Rackiewicz - Tarnowski (60' Kubicki), Małachowski, Kocot, Machalski (71' Budek), Zagórski (90' Pyrka) - Zjawiński (89' Ratajczyk). Trener: Andrzej Prawda 
ROW 1964: Łubik – Jary, Kujawa, Janik (63' Spratek) - Jaroszewski (71' Mazurek), Rostkowski, Zawadzki (88' Koch), Tkocz, Krotofil - Okuniewicz, Brychlik (78' Dudzik). Trenerzy: Mateusz Kurc i Daniel Pawłowski

Sędzia: Damian Kos (Gdańsk)
Żółte kartki: Machalski, Klepczarek, Kocot (Znicz) - Kujawa, Rostkowski, Okuniewicz (ROW)
Czerwone kartki:  Klepczarek (68', za drugą żółtą) - Rostkowski (55', za drugą żółtą), Kujawa (74', za drugą żółtą). 

Widzów: 360

źródło: własne/rozwoj.info.pl
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również