Czarny koń nie zwalnia tempa. Niepokonany Pniówek czyha na III-ligowe podium!

13.04.2021

Piłkarze Pniówka Pawłowice zaliczyli wręcz znakomite wejście w 2021 rok i w trwającej już rundzie wiosennej wciąż nie znaleźli pogromcy. Dzięki tej passie podopieczni Grzegorza Łukasika umocnili się w ścisłej czołówce III-ligowej tabeli i znajdują się na dobrej drodze, by wyrównać bądź poprawić swoje najlepsze osiągnięcie z występów na tym poziomie rozgrywkowym. W czym głównie tkwi siła górniczego klubu? Jak piłkarze ligowej rewelacji są w stanie łączyć bardzo dobrą grę z ciężką pracą na kopalni?

facebook.com/GKS Pniówek '74 Pawłowice

Za dobitne potwierdzenie tego, że Pniówek znajduje się obecnie w znakomitej formie, może poświadczyć jego ostatni ligowy pojedynek z Rekordem Bielsko-Biała. Pawłowiczanie mierzyli się co prawda z przedstawicielem środka III-ligowej tabeli, ale „zielono-biali” do minionej soboty nie przegrali żadnego spotkania w trwającym roku i również tym razem postawili swojemu rywalowi bardzo twarde warunki. 

Pierwsza połowa jak kubeł zimnej wody

Sztuką jest jednak wygrać, gdy zespołowi w danym momencie nie idzie i właśnie taki scenariusz ziścił się w przypadku podopiecznych Grzegorza Łukasika. - Rekord w pierwszej części gry faktycznie nas zdominował, strzelił bardzo ładnego gola i my później mieliśmy problem, bo nasza gra zbytnio nam się nie kleiła. Przed zmianą stron nie oddaliśmy chyba żadnego groźnego strzału na bramkę Rekordu, ale zdołaliśmy się w porę obudzić - przyznaje w rozmowie z naszym portalem kapitan trzecioligowca, Szymon Ciuberek.

Ostatecznie gospodarze wygrali sobotnie spotkanie 3:1, zdobywając po zmianie stron trzy gole po strzałach Dawida WeisaKamila Spratka Przemysława Szkatuły. Można się jednak domyślić, że po pierwszej połowie, gdy to Rekord miał korzystny wynik i posiadał po swojej stronie więcej stricte boiskowych argumentów, w szatni Pniówka musiało pójść kilka słynnych mocnych wyrażeń. - Słowa trenera nam pomogły, ale też dokonane przez niego zmiany. Musiał interweniować, bo widział co dzieje się na placu gry. Porozmawialiśmy zresztą w szatni i doszliśmy wspólnie do wniosku, że tak to nie może wyglądać. Stwierdziliśmy również, że tak słabej połowy nie rozegraliśmy od dłuższego czasu, a rywal był w stanie dużo więcej wyciągać z gry. Może tak dobrze nas rozpracowali albo my nie potrafiliśmy od razu wejść na odpowiednie tory. Druga połowa była już na szczęście diametralnie inna - dodaje zawodnik Pniówka. 

Przy okazji można stwierdzić pół żartem pół serio, że drużyna z Pawłowic chyba lubi rywalizacje z żółtym kolorem w tle. W meczu z Rekordem Bielsko-Biała oba zespoły obejrzały osiem żółtych kartek, natomiast w pojedynku z Polonią Bytom sędzia Krystian Stenzinger pokazał ich aż 16 (doliczając do tego czerwony kartonik dla trenera Kamila Rakoczego z obozu „niebiesko-czerwonych). Jak zatem widać, w przypadku rywalizacji na kameralnym obiekcie przy ulicy Sportowej, o odstawianiu nogi absolutnie nie ma mowy. - Nasze nastawienie zawsze opierało się na tym, by nikt nie odpuszczał i musiał walczyć za drugiego. Akurat więcej żółtych kartek notujemy na naszym stadionie, gdyż boisko jest stosunkowo małe i wąskie, a ten kontakt z przeciwnikiem jest nieco częstszy. To można zakwalifikować jako jeden z powodów, ale tak jak wcześniej wspomniałem, kluczowym elementem jest nieodpuszczanie - przyznaje 29-latek.  

Odpowiada im rola „czarnego konia”

Ostatecznie w sobotę Pniówek nie przegrał dziewiątego kolejnego ligowego spotkania i jego przewaga nad piątym miejscem wzrosła do aż trzynastu oczek. Niegdyś na naszych łamach określiliśmy ten zespół mianem czarnego konia III-ligowych rozgrywek, a jego forma od połowy października (12 zwycięstw, remis i porażka) doprowadziła do tego, że w jego przypadku lokata w ścisłej czołówce na koniec sezonu jest już więcej niż pewna. - Mam nadzieję, że będziemy w stanie tylko utrzymać podobną dyspozycję jak najdłużej. Cieszyć na pewno może fakt, z jaką łatwością dochodzimy do sytuacji bramkowych i to, że w czterech z ostatnich pięciu meczów przegrywaliśmy, a mimo to byliśmy w stanie odrobić straty. Na pewno przyznane nam miano czarnego konia może satysfakcjonować. My zadbamy o to, by dalej konsekwentnie zbierać punkty i zobaczymy co będzie dalej. Postaramy się z pewnością dalej napsuć krwi ligowym faworytom - mówi zawodnik zespołu, który jest coraz bliżej zrealizowania założonego przed sezonem celu.

Kilka miesięcy temu wiceprezes klubu ds. sportowych, Rafał Wadas, stwierdził bowiem na łamach katowickiego „Sportu”, że zajęcie miejsca w czołowej szóstce będzie odebrane w Pawłowicach jako bardzo dobry wynik. Aktualnie Pniówek znajduje się w tabeli na czwartej lokacie, nie tracąc przy okazji kontaktu do drugiej Polonii (strata trzech punktów przy jednym zaległym meczu bytomian). Co równie istotne, do końca sezonu na pawłowiczan nie czeka już zbyt wiele pojedynków z rywalami ze ścisłej czołówki. Dopiero pod koniec maja podopieczni Grzegorza Łukasika wybiorą się na stadion aktualnie piątego LKS-u Goczałkowice Zdrój, natomiast planowo w pierwszy weekend czerwca omawiany zespół przyjmie u siebie chorzowski Ruch. I to właśnie na spotkanie z „Niebieskimi” nasz rozmówca czeka wręcz z zapartym tchem. 

- Mamy z nimi pewne rachunki do wyrównania. Uważam, że w poprzednim meczu wcale nie byliśmy od nich gorszym zespołem, a gra układała nam się nawet w momencie, gdy musieliśmy radzić sobie w osłabieniu po czerwonej kartce. Chcemy zatem wziąć odwet za tamtą porażkę - zapowiada Ciuberek, nawiązując przy okazji do rywalizacji z połowy listopada, gdy Pniówek przegrał przy Cichej 0:2 i przez blisko dwa kwadranse musiał grać bez wykluczonego obrońcy Michała Płowuchy. Jeżeli jednak oba zespoły utrzymają swój aktualny rozpęd, ich najbliższe bezpośrednie spotkanie zapowiada się jako jeden z hitów trzecioligowej wiosny. 

Biorąc bowiem pod uwagę tabelę trzeciej grupy za 2021 rok, Pniówek ze swoim bilansem ustępuje tylko zbliżającym się do awansu „Niebieskim”. Taka forma absolutnie musi satysfakcjonować fanów klubu ze Sportowej, jednak czy przy tym jego przedstawiciele nie zaczęli odczuwać pewnego niedosytu? W końcu III-ligowiec nie zanotował zbyt udanego wejścia w obecne rozgrywki, zdobywając w czterech pierwszych spotkaniach zaledwie dwa punkty i niejako od razu zmuszając się do walki o odrabianie powstałych strat.  - Na pewno po tych pierwszych meczach byliśmy trochę rozczarowani. Zanotowaliśmy falstart, ale być może on był konieczny, byśmy mogli się obudzić i wskoczyć na odpowiednie tory. Może wówczas nasza gra nie wyglądała tak źle, ale mieliśmy problem ze zdobywaniem goli i, co za tym idzie, punktów. Pamiętam, że przed jednym ze spotkań podjęliśmy już pewne rozmowy i dyskutowaliśmy w szatni, że musimy się wziąć w garść. Teraz już na szczęście wszystko wygląda jak należy - zaznacza piłkarz. 

Seria, która przejdzie do historii

Pniówek już od kilkunastu lat jest integralnym elementem gr. 3 III Ligi, jednak dopiero teraz Ciuberek i spółka mają szanse nawiązać do wyczynu z 2013 roku, gdy śląski klub po raz ostatni zakończył sezon na podium. Nie będzie chyba zatem przesadą stwierdzenie, że obecni piłkarze zespołu piszą jedną z najciekawszych kart w historii pawłowickiej piłki. - Jak jestem w klubie już ósmy rok, nie pamiętam takiej serii wyników w naszym wykonaniu. Wypada się zatem tylko z tego cieszyć i iść dalej za ciosem. Przy takiej passie człowiekowi jeszcze bardziej chce się trenować. Do tego drużyna jest poukładana, jej trzon właściwie nie zmienia się od dłuższego czasu, więc to też wpływa na to, że znajdujemy się w obecnym miejscu, a nie innym - przyznaje nasz rozmówca, zapewniając przy okazji, że aktualna drużyna Pniówka jest jedną z najmocniejszych, w jakiej miał on okazję występować. 

W kontekście GKS-u bardzo często wspomina się o kolektywie czy szerokiej kadrze, co słusznie jest uznawane za główne atuty czołowego trzecioligowca. A co za największą siłę Pniówka uznaje jego kapitan, występujący przy Sportowej już od 2014 roku? - Każdy ma swoje zadania wyznaczone przez trenera i bardzo dobrze wie, co ma tym boisku robić. Nawet jak momentami ta gra nie idzie jak powinna, staramy wydusić z siebie to swoiste maksimum i to jest gwarancją sukcesu. Oczywiście, nie zapominam o jakości piłkarskiej drużyny, która biorąc uwagę aktualny poziom rozgrywkowy, jest naprawdę wysoka. Tacy zawodnicy jak Kamil Spratek, Przemysław Szkatuła czy Dawid Hanzel stanowią dla nas wartość dodaną. W tym miejscu można jeszcze oczywiście wymienić sporą grupę piłkarzy, która wnosi wspomnianą jakość i staramy się z tego czerpać jak najwięcej - mówi nominalny pomocnik, który od dłuższego czasu występuje jednak jako stoper.

Piłkarz i sztygar

Wyniki pawłowickiego klubu robią również o tyle wrażenie, gdyż w jego obecnej kadrze ciężko znaleźć piłkarza, niedzielącego gry z pracą w kopalni bądź nauką. W takiej sytuacji samodyscyplina, organizacja czasu czy też mobilizacja muszą stać chyba na jeszcze wyższym poziomie niż w przypadku profesjonalnego sportowcy. 

- Wiadomo, choćby trener musi dostosować porę treningów do naszego grafiku pracy. Tym bardziej, że większość z nas nie pracuje gdzieś po biurach, tylko jesteśmy związani z kopalnią i pracą na dole bądź na powierzchni. Później po pracy udajemy się na trening. W takich sytuacjach naprawdę trzeba momentami się mocno mobilizować i nie zawsze człowiek ma do tego pełne chęci. Niemniej nigdy się spotkałem się z jakimś całkowitym odpuszczeniem treningu przez kogokolwiek, więc ta samodyscyplina musi być i jest na wysokim poziomie. Oczywiście, zawsze człowiek lepiej wypada na treningu po dniu wolnym w pracy niż po tym, jak ja np. wstaję o około 3:50 i później idę na kopalni - przyznaje Ciuberek, który na co dzień pracuje jako sztygar i co ciekawe, raz zdarzyło mu się nawet rozegrać cały mecz po swojej rannej zmianie. - Nigdy więcej to się nie powtórzy, na tym poziomie rozgrywkowym nie da się oszukać swojego organizmu - dodaje czołowy element w układance trenera Łukasika. 

Czy zatem Pniówkowi uda się w kolejnych tygodniach utrzymać na fali wznoszącej? Na razie na zawodników z Pawłowic czeka wyjazd na stadion aktualnie przedostatniej Polonii Nysa. I choć określenie zdecydowanego faworyta tego pojedynku nie jest specjalnie wymagającym zadaniem, to przebieg jesiennego starcia potwierdza, że sobotni pojedynek wcale nie musi być dla GKS-u spacerkiem. W końcu kilka miesięcy temu omawiany klub pokonał u siebie beniaminka „zaledwie” 3:2, a do 87. minuty przegrywał z nim jedną bramką. - Nysa postawiła nam wówczas trudne warunki, była odpowiednio zorganizowana i do teraz posiada w kadrze zawodników, dobrze odnajdujących się na tym poziomie rozgrywkowym - jak choćby Adam Setla, który nastrzelał dla Polonii sporo goli. Nikt zatem o spacerku nie myśli, a wręcz przeciwnie. Spodziewamy się ciekawej i zażartej rywalizacji. Tym bardziej, że to będzie chyba nasz pierwszy pojedynek na tamtejszym stadionie. Ale i tak jestem przekonany, że pokażemy swoją moc i zgarniemy trzy punkty - zakończył Ciuberek, którego występ na Opolszczyźnie wydaje się być całkowicie pewny. 

Niestety, ale tego samego nie można jednak powiedzieć o partnerze 29-latka ze środka defensywy, Mateuszu Pańkowskim. Młody obrońca musiał podczas meczu z Rekordem przedwcześnie opuścić boisko z powodu kontuzji, a jego aktualna sytuacja zdrowotna na razie nie jest znana. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również