"Byłem pogodzony z tym, że granie na profesjonalnym poziomie się dla mnie skończyło"

01.11.2020

Zawodnicy GKS-u Tychy śmiało mogą uznać początek pierwszoligowego sezonu za naprawdę udany. Po niemal 1/3 części sezonu podopieczni Artura Derbina znaleźli się w strefie barażowej, a jak przyznaje napastnik „Trójkolorowych” – Damian Nowak, piąta pozycja odzwierciedla możliwości rozpędzającego się zespołu. W rozmowie z zawodnikiem, pozyskanym przez klub z Edukacji w trakcie letniego okienka transferowego, omówiliśmy jednak nie tylko kwestię ostatnich wyników GKS-u, ale także osobistych celów napastnika, długiej drogi prowadzącej do Tychów czy też kwestię jego powrotu do zawodowej piłki.

Łukasz Sobala/PressFocus

Słodko-gorzki remis

Jako że piłkarze GKS-u Tychy mieli wolny weekend meczowy z racji wcześniejszego odpadnięcia z Fortuna Pucharu Polski, warto jeszcze wrócić do ostatniego ligowego pojedynku, rozegranego przez podopiecznych Artura Derbina w minioną środę. Tyszanie w trakcie spotkania w Radomiu przeżyli sporą huśtawkę nastrojów, bo po szybko osiągniętym prowadzeniu przyjezdni spuścili z tonu i w kolejnych minutach pozostała im jedynie walka o wywalczenie choćby jednego oczka. Ostatecznie śląski zespół przywiózł z województwa mazowieckiego jeden punkt i można się tylko zastanowić, czy GKS po końcowym gwizdku odczuwał satysfakcję z odrobienia części powstałych strat, czy jednak bardziej niedosyt?

- Wyjazd do Radomia był dla nas w pewnym sensie słodko-gorzki. Do momentu zdobycia bramki byliśmy na murawie zdecydowanie lepszą drużyną. Podobnie nasza gra wyglądała do utraty gola na 1:1, którego właściwie sami sobie strzeliliśmy po naszym błędzie. Później niestety wszystko się rozpadło. Długo nie umieliśmy wrócić na ten odpowiedni tor i faktycznie oddaliśmy Radomiakowi pole gry. Mimo to rywal wcale nie tworzył sobie jakiś stuprocentowych okazji na bramki - w końcu gol na 2:1 też padł po błędzie i sprokurowanym przez nas rzucie karnym. Od tego momentu dążyliśmy do odrobienia strat i częściowo nam się to udało, ale zabrakło czasu, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Szanujemy ten wywalczony remis, choć i tak odczuwamy niedosyt, bo na pewno mogliśmy powalczyć o coś więcej - tak o środowym spotkaniu wypowiedział się napastnik „Trójkolorowych”, Damian Nowak

Wielu obserwatorów słusznie jednak stwierdziło, że główną rolę na murawie odgrywały nie piłkarskie emocje, a walka oraz długie okresy nerwowej i szarpanej gry. - Racja, dodatkowo niespecjalnie sprzyjała nam płyta boiska, na której mieliśmy problem z rozgrywaniem piłki. Trzeba było zatem dostosować się do panujących warunków. Nie chowaliśmy nogi przed przeciwnikiem, walczyliśmy o każdy centymetr boiska, co zresztą można było zauważyć w transmisji spotkania - dodaje 28-latek, który w Radomiu opuścił przedwcześnie boisko z powodu urazu mięśnia dwugłowego. 

W meczu ze swoją byłą ekipą, Damian Nowak nie zdołał wpisać na listę strzelców, a w dodatku przedwcześnie opuści boisko z powodu urazu (fot: Adam Starszyński/PressFocus)

Zespół zadowolony z wyników i z braku zaległości

Po ostatniej rywalizacji GKS dołączył zatem do bardzo wąskiego grona drużyn (wcześniej znajdowała się w nim jedynie Miedź Legnica), która uniknęła w pierwszej lidze koronawirusowych komplikacji i ma na swoim koncie komplet dziesięciu rozegranych meczów. - Liczymy na utrzymanie tego rytmu, bo każde odwołane spotkanie ligowe spowoduje coraz większe zaległości, konieczne do nadrobienia w dalszej części sezonu. Chcielibyśmy tego uniknąć, bo w przeciwnym razie mielibyśmy mniej czasu na regenerację i odpoczynek. Mam tylko nadzieję, że taki scenariusz utrzyma się do końca sezonu i nie dojdzie do konieczności przedwczesnego przerwania rozgrywek. W końcu to jest nasza praca i cały tydzień czeka się na jej zwieńczenie, czyli ligowy mecz - mówi Nowak.

A jak nasz rozmówca ocenia dyspozycję GKS-u w dotychczasowej części sezonu? Z jednej strony dorobek osiemnastu punktów w dziesięciu meczach i piastowana piąta pozycja może napawać optymizmem, ale z drugiej bilans mógłby być jeszcze okazalszy, gdyby tyszanie uniknęli sporych wpadek, jakie miały miejsce w trakcie przegranych rywalizacji z Koroną czy Zagłębiem Sosnowiec. - Myślę, że z pozycji, na której aktualnie się znajdujemy, możemy być całkiem zadowoleni. Założyliśmy sobie przed sezonem cel, by zakończyć go na miejscach od pierwszego do szóstego i konsekwentnie do tego dążymy. Wiadomo, że o wskoczenie do strefy dającej bezpośredni awans będzie bardzo trudno, ale wszystko zweryfikuje czas i kolejne kolejki. Gramy po to, aby wygrywać, przez co zdecydowanie żałujemy tych porażek z Zagłębiem oraz Koroną. Wydaje mi się, że gdybyśmy byli w tamtych pojedynkach w pełni swojej dyspozycji, wszystko mogło potoczyć się w nich zupełnie inaczej.

- Jako zespół mieliśmy naprawdę krótki okres przygotowawczy i nie mieliśmy czasu, by odpowiednio się zgrać i wypracować pewne automatyzmy. Skład mamy naprawdę mocny, a z biegiem kolejnych meczów będzie on jeszcze bardziej zgrany i będziemy zdobywali sporo punktów. Bardzo wierzę w to, że utrzymamy się w odpowiednim zdrowiu - dodaje napastnik, który na stadion przy Edukacji trafił przed rozpoczęciem tego sezonu.

Spośród rozegranych do tej pory ligowych spotkań, większość kibiców twierdzi, że GKS pozostawił po sobie zdecydowanie najlepsze wrażenie w Gdyni, gdy przerwał zwycięską serię rozpędzonego spadkowicza i wygrał na trudnym terenie 2:0. Czy takie samo zdanie ma podstawowy napastnik pierwszoligowca? - Mam nadzieję, że takie spotkanie jest dopiero przed nami. Niemniej dotychczas rozegraliśmy najlepszy mecz albo na stadionie Arki, albo u siebie z Chrobrym Głogów. W obu tych pojedynkach naprawdę fajnie graliśmy piłką, zrealizowaliśmy wszystkie założenia trenera i śmiało możemy je uznać za naprawdę udane - mówi zawodnik.

Liczy na większą regularność

Przychodząc do indywidualnego dorobku bramkowego 28-latka - Nowak po efektownym rajdzie i pokonaniu bramkarza Chrobrego po strzale z dystansu, musiał poczuć swoiste westchnienie ulgi. Pochodzący z Czechowic-Dziedzic piłkarz zdobył tym samym długo oczekiwaną debiutancką bramkę w nowych barwach i jak przyznaje, po przełamaniu liczy na utrzymanie dobrej passy. - Bardzo długo czekałem na tą bramkę i cieszyłem się z tego, że w końcu udało się ją strzelić. Nie da się jednak ukryć, że mój dorobek jest skromny, więc po cichu liczę na to, że uda mi się złapać jakąś serię i poprawię ten dotychczasowy bilans. Jestem głodny bramek, a ich regularne zdobywanie będzie najlepszym sposobem na to, aby odwdzięczyć się trenerowi Derbinowi oraz zarządowi GKS-u za zaufanie, które we mnie pokładają. Mam nadzieję, że ten lepszy czas właśnie jest przede mną. 

- Moim osobistym zamierzeniem niezmiennie pozostaje pobicie zdobyczy bramkowej z poprzedniego sezonu 1. Ligi i chciałbym go zrealizować. Obym mógł na zakończenie sezonu odznaczyć go z radością przy wszystkich celach, które mam wypisane na lodówce - przyznaje Nowak, który ostatnie rozgrywki w barwach Radomiaka, wliczając w to baraże o awans do Ekstraklasy, zakończył z dorobkiem siedmiu ligowych goli.

Obecnie można za to stwierdzić, że dotychczasowy bilans napastnika GKS-u przypomina poniekąd niedawną sytuację Piotra Parzyszka z Piasta Gliwice. W końcu Nowak co prawda wystąpił w dziewięciu z dziesięciu ligowych kolejkach, a osiem spotkań rozpoczął w wyjściowym składzie, ale do tej pory nie miał on okazji spędzić na murawie pełnych 90 minut. Jak widać, przeciwnicy napastnika w walce o plac wcale nie zamierzają mu ułatwić zadania.

- Zdecydowanie tak. W końcu rywalizuje o miejsce choćby z Szymonem Lewickim, który jest naprawdę bardzo dobrym napastnikiem, który trzykrotnie zdołał awansować do Ekstraklasy i raz zdobyć tytuł króla strzelców na poziomie pierwszej ligi. To nie jest łatwe zdania wygryźć takiego zawodnika ze składu, niemniej dzięki temu czuje się zmotywowany i napędza mnie to do jeszcze cięższej pracy - powiedział nasz rozmówca, dodając jednak, że rywalizacja to jedno, a współpraca to drugie. - Mam z Szymonem naprawdę dobre relacje, co powinno zaprocentować w niedalekiej przyszłości. Jest sporo rzeczy, których mogę się od niego nauczyć. Tym bardziej, że jest on naprawdę ograny na tym poziomie rozgrywkowym - mówi Nowak.

Budujący sezon, spędzony daleko od domu

Wracając jeszcze do ostatniego spotkania z Radomiakiem w Radomiu, rywalizacja ta zdecydowanie miała dla rosłego napastnika sentymentalny charakter. W końcu to właśnie na Mazowszu Nowak spędził miniony sezon Fortuna 1. Ligi, wymiernie przyczyniając się do zajęcia przez beniaminka czwartej pozycji w tabeli oraz do jego awansu do finału baraży o Ekstraklasę. Czy z perspektywy czasu napastnik uznaje ten czas za najbardziej owocny w swojej dotychczasowej karierze? - Ten rok był dla mnie naprawdę bardzo budujący. Poznałem tam wielu dobrych piłkarzy oraz przy okazji przyjaciół, od których usłyszałem sporo ważnych wskazówek. Sezon ten był również dla mnie budujący pod kątem wiary we własne umiejętności. Uwierzyłem, że jestem w stanie strzelać bramki, przeprowadzać fajne akcje i po prostu utrzymać się sportowo na tym poziomie rozgrywkowym. Więc po czasie mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z tego czasu. 

Ciekawostką jest jednak fakt, że 28-latek niemal połowę swojej bramkowej zdobyczy z poprzedniego sezonu wypracował w meczach ze swoim byłym oraz… obecnym pracodawcą. W końcu Nowak wpisał się na listę strzelców między innymi w trakcie ligowej inauguracji z GKS-em Tychy, a także w obu spotkaniach przeciwko Podbeskidziu Bielsko-Biała. - Mam tylko nadzieję, że w tym sezonie będę już strzelał komu popadnie - przyznał z uśmiechem nasz rozmówca.

W przypadku Nowaka dobitnie jednak sprawdza się powiedzenie, że wszędzie dobrze, ale najlepiej w domu. W końcu poza wspomnianym pobytem w Radomiu oraz rocznym epizodzie w drugo-, a następnie trzecioligowym Pelikanem Łowicz, napastnik przez całą swoją karierę był związany z klubami z naszego województwa. - Sama możliwość powrotu na Śląsk była jednym z głównych argumentów, dlaczego podjąłem decyzję o przeniesieniu się do GKS-u. Zresztą, oferta z Tychów była pierwsza i na tyle interesująca, że od razu ją przyjąłem i zdecydowanie cieszę się z tego ruchu - wspomina wychowanek UMKS „3” Czechowice-Dziedzice.

Los odmieniony o 180 stopni

W najbliższych miesiącach napastnik będzie walczył z tyszanami o Ekstraklasę, chociaż jeszcze kilka lat temu był moment, że znajdował się na granicy futbolu amatorskiego i zawodowego i musiał łączyć grę w piłkę z innym zajęciem zarobkowym. Jak 28-latek wspominał niegdyś na łamach „Katowickiego Sportu”, podczas pobytu w Łowiczu zatrudnił się w firmie dbającej o zieleń i pełnił typowe obowiązki dla ogrodnika. Po powrocie na Śląsk i przenosinach do trzecioligowego wówczas LKS-u Czaniec, Nowak postanowił rozpocząć pracę w nieodległym Bielsku jako magazynier na nocnej zmianie. Sytuacja piłkarza odmieniła się jednak wraz z nadejściem 2016 roku i podjętą decyzją odnośnie transferu do Skry Częstochowa. 

 - W pewnym momencie byłem pogodzony z tym, że granie na profesjonalnym poziomie się dla mnie skończyło. Normalnie pracowałem w innych branżach, a futbol traktowałem jako zajęcie które kocham, ale uprawiam je tylko amatorsko. Pewnie gdyby nie ten transfer do Częstochowy, zająłbym się pracą na kopalni w rodzinnych Czechowicach-Dziedzicach albo spróbował sił w jeszcze czym innym i grał w piłkę wyłącznie hobbystycznie. Więc faktycznie ta decyzja była dla mnie pewnym punktem zwrotnym i w tym miejscu chciałbym podziękować trenerowi Jakubowi Dziółce, który wówczas mi zaufał i postanowił dać mi szansę gry w Skrze - przyznał Nowak, który na Lorecie spędził 3,5 roku, zdobył 31 bramek w 101 oficjalnych spotkaniach i wymiernie przyczynił się do awansu „Skrzaków” na szczebel centralny. 

Co ciekawe, droga 28-latka do Tychów była niemal tak zawiła jak jego cała dotychczasowa przygoda z piłką. Napastnik był już bowiem przymierzany do GKS-u dwa razy - najpierw w 2012 roku, gdy mógł on trafić do klubu na zasadzie wypożyczenia z Podbeskidzia Bielsko-Biała. Kilka lat później, będąc już zawodnikiem Skry, Nowak trafił na stadion przy Edukacji na testy sportowe. Mimo zdobycia bramki w zwycięskim sparingu, piłkarz nie zdołał ostatecznie przekonać trenera Ryszarda Tarasiewicza do swoich usług. - Niestety w żadnym z tamtych przypadków nie udało się sfinalizować transferu. Jednak jak to się mówi, „co się odwlecze to nie uciecze” - mówi piłkarz, do którego idealnie pasowałoby również stwierdzenie „do trzech razy sztuka”.

Przy okazji warto jeszcze wrócić do pierwszego z przytoczonych powiedzeń, bo idealnie ono pasuje do dotychczasowej przygody podopiecznego Artura Derbina z najwyższą klasą rozgrywkową. Mało kto bowiem pamięta, że Nowak ma już na swoim koncie dwa kilkunastominutowe epizody w Ekstraklasie, zanotowane w 2012 roku w barwach Podbeskidzia. Wówczas urodzony w Pszczynie piłkarz wystąpił w zremisowanych meczach ze Śląskiem Wrocław oraz Polonią Warszawa, a teraz robi wszystko, by poprawić swój skromny bilans i wrócić na ten poziom po dziewięciu latach przerwy. - Byłoby to pewnym spełnieniem marzeń oraz znakomitym zwieńczeniem ciężkiej pracy, którą wykonałem w ostatnim czasie, by znaleźć się tu, gdzie aktualnie jestem. Mam nadzieję, że zaowocuje ona właśnie w taki sposób. Życzę tego sobie oraz przede wszystkim całej drużynie, aby ten założony cel osiągnąć, bo GKS i całe Tychy zasługują na Ekstraklasę - zakończył nasz rozmówca. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również