Błysk Jimeneza zapewnił ważną wygraną. „Żałowaliśmy tego, co stało się w Krakowie”

19.09.2021

Nieskuteczny Górnik i jeszcze bardziej nieskuteczna Warta – tak w skrócie można opisać mecz w Zabrzu. Najważniejsze są jednak trzy punkty oraz fakt, że zespół ze Śląska zaczął wspinaczkę w górę ligowej tabeli.

Marcin Bulanda/PressFocus

Sytuacja drużyny prowadzonej przez Jana Urbana nie była najlepsza. Przed spotkaniem z poznańskim klubem Górnik zajmował niską pozycję w tabeli, tuż nad strefą spadkową. Zwycięstwo 1:0 pozwoliło po pierwsze przerwać passę meczów bez czystego konta, a po drugie uciec na 3 punkty od strefy spadkowej. Biorąc pod uwagę ostatnie pięć spotkań, Górnicy to drugi najlepiej punktujący zespół ekstraklasy, tuż za poznańskim Lechem.

Gospodarze kilkukrotnie próbowali szukać prostopadłych podań nad głowami obrońców. Wcześniej w sposób ten do napastników dogrywał Alasana Manneh. W 36. minucie starcia na zabrzańskiej arenie przechytrzyć obrońców spróbował Bartosz Nowak. Defensorzy Warty zaspali, a Piotr Krawczyk zdecydował się oddać inicjatywę Jimenezowi, który przyjął piłkę, minął golkipera Warty i wyprowadził zabrzan na prowadzenie. Wiele nie brakowało, aby hiszpański napastnik zdobył drugą bramkę w tym spotkaniu. Mocne zagranie Roberta Dadoka na „raty” przedłużył Krawczyk, a Jesus stanął oko w oko z bramkarzem Warty. Tym razem napastnik przekombinował – zamiast oddać strzał, starał się jeszcze ograć defensorów z Poznania. Takie sytuacje w futbolu lubią się mścić i Warta faktycznie miała kilka dobrych okazji do zdobycia bramki. – To było spotkanie, przed którym nie mogliśmy dodać sobie punktów. Wiedzieliśmy, że Warta na wyjazdach zdobywa więcej oczek, niż u siebie i nie będzie łatwo ich pokonać – mówił trener Urban.

Zabrzanie paradoksalnie najlepsze sytuacje wyprowadzali wtedy, gdy nie trzymali się utartych schematów z zagraniem do boku. Dośrodkowania Dadoka czy Janży często nie przynosiły zagrożenia. Zupełnie inaczej sprawa wyglądała wtedy, gdy gospodarze próbowali swoich sił środkiem boiska, a także po kontratakach. Jimenez, choć przy pierwszym trafieniu niewątpliwie pokazał klasę, zmarnował dwie świetne okazje, które mogły już po około godzinie gry zagwarantować Górnikowi zwycięstwo. – Dzisiaj mogliśmy już kilkukrotnie zamknąć to spotkanie. Po pierwszej bramce mieliśmy sytuację ku temu, aby strzelić kolejną. W drugiej połowie, podobnie jak w Krakowie, rywal postawił wszystko na jedną kartę. Takiej reakcji można było się spodziewać. A mimo tego mogliśmy ten mecz zamknąć. Zamiast tego wkradła się nerwowość, straty, niektóre bardzo głupie – komentował na gorąco szkoleniowiec zabrzan.

Piłkarzy Górnika trzeba pochwalić za pierwszą połowę, w której dominowali. Po stracie szybko odbierali piłkę, akcje konstruowali powoli, ale z poszanowaniem piłki. Duża przewaga w posiadaniu nie oznaczała stworzenia przez zabrzan dużej ilości sytuacji bramkowych, natomiast skutecznie uniemożliwiła budowanie akcji poznaniakom – a na zachowaniu czystego konta przede wszystkim zależało dziś Górnikowi. Nie ma wątpliwości, że Warta to rywal skrojony pod Górnika: nie nakładający wysokiego pressingu, pozwalający rywalowi przejąć inicjatywę i czekający na kontrataki. Ten styl gry pasował pod koncept zabrzan, czyli dyktowanie powolnego tempa oraz zabezpieczenie własnej bramki.

Po około półtorej miesiąca przerwy na boisku w końcu zobaczyliśmy Lukasa Podolskiego. Mistrz świata wcześniej zmagał się z urazem pleców, następnie uzyskał pozytywny wynik testu na koronawirusa. Już po kilku minutach gry Niemiec otrzymał podanie w pole karne i wyłożył piłkę do Kubicy, który minimalnie chybił obok słupka. Gwiazdor Górnika po tej akcji tylko bezradnie rozłożył ręce.

Sporo emocji spotkanie wzbudziło na ławce rezerwowych. Trener Urban raczej nie dał się poznać jako szkoleniowiec, który gwałtownie reaguje na wydarzenia boiskowe. Tym razem przez całe spotkanie ani na moment nie usiadł na ławce rezerwowych, a bywały momenty, w których aż stąpał po linii bocznej boiska. – Wygraliśmy bardzo ważne spotkanie, brawa dla zespołu. Żałowaliśmy tego, co stało się w Krakowie i dobrze, że dziś zwyciężyliśmy – zakończył Jan Urban.

autor: Antoni Majewski

Przeczytaj również