Andrzej Rybarski: "Podbeskidzie w okresie mojego działania przeszło sporo zmian"

10.04.2019

Andrzej Rybarski funkcję dyrektora sportowego bielskiego Podbeskidzia przestał pełnić po porażce zespołu z ŁKS-em Łódź, która do czysto matematycznych szans ograniczyła szanse "Górali" na powrót do Ekstraklasy. 38-latem pracował na rzecz klubu od lipca 2017 roku. 

Łukasz Laskowski/Press Focus

Podbeskidzie słabo weszło w drugą część sezonu, przed którą osoby związane z klubem liczyły na to, że drużyna włączy się do walki o drugie miejsce w tabeli premiowane awansem. Porażki ze Stalą Mielec, Wartą Poznań i ŁKS-em Łódź mocno zredukowały szanse „Górali” na realizację optymistycznego i ambitnego planu. Niewiele zmieniły dwa ostatnie zwycięstwa odniesione po rezygnacji z usług Andrzeja Rybarskiego. Bielszczanie do wicelidera z Łodzi tracą jednak aż 11 punktów, lider z Częstochowy jest poza zasięgiem reszty stawki. – Gratuluję drużynie wygrania meczów z Puszczą Niepołomice oraz GKS Tychy – mówi Rybarski, który na rzec klubu nie pracuje, pomimo ważnego okresu wypowiedzenia. – Zgodnie z moją najlepszą wiedzą, jako dyrektor pozostaję w okresie wypowiedzenia, ale zwolniony z niewiadomych mi przyczyn z obowiązku świadczenia pracy – klaruje.

Pochodzącego z Żywca, byłego trenera m.in. Górnika Łęczna zatrudnił w roli dyrektora sportowego w lipcu 2017 roku ówczesny prezes Podbeskidzia Tomasz Mikołajko. – Podbeskidzie, w okresie mojego działania, przeszło sporo zmian. Przychodząc do klubu zastałem bardzo trudną sytuację, m.in. miejsce w tabeli poniżej oczekiwań, zawodników z wysokimi kontraktami, którzy nie łapali się do „18” meczowej i do tego sytuację finansową niepozwalającą na radykalne działania. Zaczęliśmy wdrażać politykę transferową, aby powoli budować stabilną drużynę. W tej trudnej dla klubu sytuacji na stanowisku trenera zatrudniony został Adam Nocoń, a następnie prezesem klubu został pan Edward Łukosz, który spowodował, że pod względem organizacyjno-finansowym po kilku miesiącach klub wyszedł na prostą. Początkiem sezonu 2018/2019 został zatrudniony trener Krzysztof Brede. Oczywiście czuję się odpowiedzialny za cały okres mojej działalności. To ja zatrudniałem większość ludzi, którzy są teraz przy pierwszym zespole. Niemniej jednak chciałbym przybliżyć chociaż w małym stopniu działania dyrektora sportowego w TS Podbeskidzie. Dyrektor sportowy tworzy strategię z zakresu budowania pionu sportowego, a więc doboru personalnego zawodników, trenera i całego sztabu, ludzi do scoutingu, itp. W obrębie pozyskiwania zawodników do zespołu braliśmy pod uwagę aspekty sportowe, cechy wolicjonalne, wiek, statystyki, potencjał transferowy oraz to czy zawodnik mieści się w zaplanowanym budżecie klubowym. Całość była dyskutowana w gronie ludzi pracujących w klubie, tj. scouci, trener, prezes. Ostateczną decyzję zawsze podejmował prezes, biorąc pod uwagę zebrane informacje. Taka sytuacja miała miejsce chociażby w sytuacji, gdy zastanawialiśmy się nad przedłużeniem kontraktu z Valerijsem Sabalą. Moja decyzja w tej sprawie była pozytywna, jednak prezes postanowił kontraktu nie przedłużać. Ma prawo do podejmowania takich decyzji, więc każda ze stron taką decyzję uszanowała – zaznacza Rybarski. – Uważam, że kluby powinny mieć długofalową oraz wielowarstwową strategię rozwoju. Ważne są wyniki sportowe, ale równie ważna jest płynność finansowa. Ważne jest to, aby zespół był mocny, ale też perspektywiczny. W procesie budowania zespołu należy działać systematycznie oraz analitycznie. Jeżeli nie osiąga się jakiegoś założonego celu trzeba zmodyfikować działania tak, aby się do tego celu przybliżyć – dodaje 38-latek.

Były dyrektor sportowy odpowiadał za ruchy transferowe począwszy od lata 2017. Sprowadził do Podbeskidzia m.in. Wojciecha Fabisiaka, Pawła Tomczyka, Valerijsa Sabalę, Roberto Gandarę, Przemysława Płachetę i Przemysława Mystkowskiego. Wymienione ruchy kadrowe należy uznać za udane. Rybarski nie uniknął jednak wpadek. Jakub Bąk, Grzegorz Goncerz, Szymon Sobczak, Marcin Sierczyński, Krystian Kujawa, Szymon Zgarda, czy Kamil Lech o sile Podbeskidzia nie stanowili i w klubie już ich nie ma. – Jak powiedział Napoléon Bonaparte: „Tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi”. Strategia transferowa była oparta o to, aby zespół odmłodzić oraz zbudować go na przyszłość. Dlatego m.in. do zespołu dołączył Kacper Kostorz, Przemysław Płacheta, Damian Hilbrycht, Kacper Gach, Jakub Bieroński, Arek Leszczyński, czy Przemysław Mystkowski. Ostatnio z zespołem trenował młody bramkarz Krystian Wieczorek, który w przypadku dobrej oceny przez trenerów być może podpisze kontrakt z klubem. Pięciu z wymienionych zawodników to piłkarze z naszego regionu. Jeden z nich [Kostorz - red.] został transferowany do Legii. Ci młodzi ludzie posiadają potencjał i mają stanowić w jakimś stopniu przyszłość klubu. Naturalnie ten proces należy kontynuować i ciągle włączać nowych piłkarzy do składu. Pozostałe transfery to zawodnicy o już większym stażu w zawodowej piłce, ale w większości przypadków w wieku wysokiej produktywności sportowej. Odnosząc się do powyższego cytatu, wskazać należy, że to ja do klubu sprowadzałem Sabalę oraz Goncerza. Sabala aktualnie jest pierwszy w klasyfikacji strzelców I ligi i przypuszczam, że w lecie zainteresują się nim kluby z Ekstraklasy. Goncerza w klubie już nie ma i być może był to błąd, jednak w jego przypadku chodziło nam również o doświadczenie w szatni. Wspólnie z trenerem, prezesem oraz z samym Grześkiem uznaliśmy, że lepiej będzie jak zmieni barwy klubowe i tak się też stało. Teraz walczy o awans do II ligi ze Stalą Rzeszów i strzela tam bramki. Tak właśnie jest z piłkarzami, że czasami w jednym miejscu nie pokazują swoich możliwości, po czym w innym klubie sytuacja ulega radykalnej zmianie, co nie świadczy o błędach w wyborze. W ostatniej przerwie na kadrę zostało powołanych czterech piłkarzy Podbeskidzia – Jończy, Płacheta, Kostorz i Sabala. Wydaje mi się, że jest to największa ilość powołań z jednego klubu I-ligowego do kadr narodowych, a w przypadku Dominika Jończego jest to jedyny zawodnik z klubu tego szczebla, który gra w kadrze U-21. Takie powołania utwierdzają w przekonaniu, że obrany kierunek transferowy był dobry. Bardzo cieszy mnie także fakt, że z tytułu transferów Podbeskidzie ma teraz w budżecie nadwyżkę i to myślę, że jak na warunki pierwszoligowe sporą. O transferach można dyskutować wiele godzin, dokonywać wielu analiz, a i tak każdy będzie miał swoja wizję i w zasadzie oceny można dokonać post factum. Jednak liczby przemawiają same za siebie. Zarobione z tytułu transferów pieniądze klub może przeznaczyć na kolejne inwestycje, nie obciążając dodatkowo budżetu – kończy były dyrektor sportowy Podbeskidzia.

źródło: SportoweBeskidy.pl
autor: KB

Przeczytaj również