50 lat od historycznego wyniku. Górnik grał o europejskie trofeum

29.04.2020

Dokładnie 50 lat mija dzisiaj od największego sukcesu polskiej piłki klubowej na arenie europejskiej. Górnik Zabrze w sezonie 1969/1970 zagrał w finale Pucharu Zdobywców Pucharów w decydującym meczu przegrywając z Manchesterem City 1:2. Dzisiaj dla naszych klubów wynik niewyobrażalny...

Łukasz Laskowski/Press Focus

Do finałowego meczu Pucharu Zdobywców Pucharów zabrzanie przystąpili mając w „nogach” trzy mecze z AS Romą. Rywale mieli trochę więcej czasu na odpoczynek, co, jak przyznawali po latach Górnicy, mogło mieć wpływ na ich zmęczenie kondycyjne w drugiej połowie. Spotkanie finałowe rozegrano w Wiedniu. Zabrzanie udali się na finałowy mecz samolotem. Spotkanie to obsługiwało ponad 100 dziennikarzy, było również relacjonowane przez 15 stacji telewizyjnych. Mecz rozgrywano w fatalnych warunkach pogodowych, przy padającym deszczu i przenikliwym zimnie.

Na trybunach Górnicy mogli liczyć na wsparcie małżonek i kobiet. Kto wie czy ta sytuacja, która z założenia miała być premią za dotychczasowe występy, jedynie nie rozprężyła piłkarzy z Zabrza. – Jechaliśmy do Wiednia już jakby w nagrodę. Mentalnie również to zauważyliśmy – mówił swego czasu Lubański. Małżonki wyruszyły do Wiednia autokarem wraz z działaczami Górnika. Była to pierwsza taka eskapada w historii występów Górnika w europejskich pucharach.

Z obecnością małżonek piłkarzy Górnika w Wiedniu związana jest jedna ciekawostka. Jeszcze przed samym meczem kobiety udały się na miasto... z mężami, kilka godzin przed najważniejszym meczem w historii polskiego klubowego futbolu. – Dużo tego czasu na zakupy nie było, ale faktycznie wybraliśmy się na wiedeńskie ulice. Dzisiaj to chyba sytuacja niespotykana – mówi Jan Banaś. – Każdy jednak chciał coś mieć z tego wyjazdu. Rajstopy, garsonki dla kobiet...

Manchester City o takim podejściu do finałowej rywalizacji nawet nie myślał. W półfinale uporał się z z niemieckim Schalke 04. Anglicy – w pełni profesjonalnie zorganizowani - mieli w swoim składzie kilku bardzo dobrych zawodników, chociażby duet Young – Francis Lee. Obaj zapadli w pamięci zabrzańskim kibicom, bo zarówno jeden, jak i drugi wpisał się na listę strzelców.

Górnicy najlepszego meczu w tej edycji PZP nie zaliczyli niestety w finale. Obu straconych w pierwszej połowie bramek można było się ustrzec, dopiero wraz z upływem kolejnych minut w drugiej odsłonie Górnik zaczynał przypominać drużynę z meczów z AS Romą. Oślizło w 68. minucie popisał się pięknym strzałem z półobrotu. – Poszliśmy za ciosem, mieliśmy jeszcze sytuacje, ale nie wyszło – mówi Banaś, który w ostatnich minutach sam mógł wyrównać. Dogrywki jednak nie było, Anglicy utrzymali korzystny wynik i zdobyli puchar.

Zabrzanom ostała się sympatia kibiców z Wiednia, którzy mieli nadzieję, że waleczny zespół z Polski utrze nosa faworytowi z Anglii, który w końcowych minutach grał na czas. Na osłodę Lubańskiemu pozostał tytuł króla strzelców w tamtej edycji PZP, a Stanisław Oślizło może się chwalić bramką zdobytą w finale europejskiego pucharu dla polskiej drużyny – wynikiem w obecnych czasach chyba już nieosiągalnym. Anglicy za wygraną 2:1 ostatecznie otrzymali 10-11 tysięcy funtów na głowę, górnicy kilkadziesiąt dolarów. – Ale to nie miało w kontekście sportu i tego meczu żadnego znaczenia – dodaje Oślizło.

Zabrzanie za całoroczne zmagania byli chwaleni, ale każdy z piłkarzy Górnika z perspektywy czasu zdaje sobie sprawę, że szansa nie do końca została wykorzystana. – W sumie nic nie wygraliśmy, bo liczy się tylko zwycięzca – zauważa Kostka. – Po półfinale czuliśmy, że osiągnęliśmy wszystko na co było nas stać. Pojechaliśmy do Wiednia bez większej motywacji. Teraz żałujemy, że nie udało się nam wykrzesać na Praterze więcej sił – przyznaje Banaś.

autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również