Smyła: To sprawa do sądu!

22.10.2008
W trakcie i po zakończeniu meczu z LZS Leśnica sztab szkoleniowy Orła Babienica/Psary miał ogromne pretensje do arbitrów. - Zostałem po prostu pomówiony przez sędziego liniowego - wścieka się Mirosław Smyła, trener Orła.
Wygląda na to, że wydarzenia, jakie miały miejsce podczas meczu LZS Leśnica z Orłem Babienica/Psary, jeszcze długo będą wzbudzały sporo emocji. Zdaniem gości, postawa arbitrów, a zwłaszcza jednego z liniowych, była co najmniej katastrofalna. - Mam na myśli przede wszystkim dwie sytuacje - mówi Mirosław Smyła, trener Orła. - Pierwsza z nich przypadła na początek gry. Bartek Polis, nasz napastnik, mijał bramkarza Leśnicy, Adama Hołdę, który zagarnął piłkę ręką poza polem karnym. Sędzia pokazał mu natomiast zaledwie żółtą kartkę! - denerwuje się opiekun jedenastki z Psar.

- Dziwię się słowom, jakie na łamach prasy wypowiedział Dariusz Kaniuka, szkoleniowiec rywali. Stwierdził bowiem, że jego golkiper interweniował w "szesnastce". Przecież nawet miejscowi kibice przyznawali, że ich zawodnikowi należała się czerwona kartka. Zresztą Hołda mówił mi po meczu, że "czerwień" byłaby właściwą karą - przekonuje Smyła.

Jeszcze więcej niejasności jest wokół zajścia, do którego doszło na kilka minut przed końcem spotkania. Leszek Niemczyk ze Skoczowa, główny rozjemca zawodów, po sygnalizacji Mariusza Rybarskiego, swojego asystenta odgwizdał faul jednego z graczy Orła. - Kulturalnie spytałem liniowego, skąd taka decyzja. W efekcie zostałem odesłany na trybuny! - relacjonuje trener przyjezdnych.

Z pomeczowego protokołu wynika, że z jego ust  padło "Kur... przegramy przez tego pajaca na linii." - To absurd! Niczego takiego nie powiedziałem - złości się sam zainteresowany, a wtóruje mu Grzegorz  Wilczok, kierownik drużyny. - Byłem blisko "miejsca akcji" i zapewniam, że to wierutne kłamstwa. Przypominam sobie natomiast sytuację sprzed meczu. Usłyszeliśmy wówczas od sędziów, byśmy zbytnio nie "podskakiwali" przy linii bocznej. Myślałem, że żartują. Okazało się, że tylko czekali na pretekst - uważa Wilczok.

- Najbardziej boli mnie to, że zostałem po prostu przez sędziego liniowego pomówiony. Jeśli skończy się na tym, że spotkają mnie konsekwencje za rzekome wypowiedzenie takich a nie innych słów, to skieruję sprawę do sądu! Powiem tak: pracuję w szkole i jeśli jakieś dziecko podrabia podpis rodzica, to musi liczyć się z konsekwencjami. Dokładnie tak samo jest  w przypadku, gdy ktoś oczernia cię w oficjalnym dokumencie - podkreśla Smyła.

Niestety, nie udało się nam skontaktować z panem Mariuszem Rybarskim.
autor: Kamil Kwaśniewski

Przeczytaj również