Prezes Ruchu: "Pięć tysięcy widzów pozwoli zarobić na dniu meczowym"

14.02.2019

Ruch Chorzów pracuje nad ustabilizowaniem sytuacji organizacyjnej i finansowej. Porozumienie między największymi udziałowcami "niebieskiej" spółki wlewa w serca chorzowian sporo optymizmu, ale jak przyznaje prezes klubu - przy Cichej wciąż trudno mówić o eldorado.

Marcin Bulanda/PressFocus

Rozmawiamy przy okazji spotkania poświęconego budowie nowego stadionu dla chorzowskiego Ruchu. Jaki wpływ na kształt tego projektu ma dziś klub?
Jan Chrapek (prezes Ruchu Chorzów): Pewnie chciałby mieć większy, ale rozmawiamy na jego temat. To projekt z 2012 roku, nie tylko ze względów technicznych jest już nieco nieaktualny. Przekazujemy swoje sugestie, które wynikają z moich kontaktów z przedstawicielami klubów, które już nowoczesne obiekty wybudowały. Te sugestie są analizowane i mam nadzieję, że znajdą rezultat w finalnym projekcie.

Zdradzi pan, jakie to sugestie?
Dotyczą przede wszystkim tego, by stadion żył siedem dni w tygodniu, a nie tylko w dniu meczowym. Chodzi też o pochylenie się nad tematem większej ilości skyboksów. To obszary biznesowe stadionu, które dość dobrze się sprzedają, a chodzi przecież o to, by w przyszłości obiekt zarabiał i by nie trzeba było do niego dopłacać. Przy dobrym jego zaprojektowaniu to możliwe.

Kilka dni temu najwięksi udziałowcy Ruchu osiągnęli porozumienie w kwestii jego finansowania. Spadł kamień z serca?
To porozumienie dotyczy najbliższych dwóch lat i daje szanse na większą stabilizację finansów klubu oraz spokojniejszą pracę. Ale to nie rozwiązuje wszystkich kłopotów finansowych. Ciągną się za nami długi, których nie narobiliśmy a musimy się z nimi zmierzyć. Koszty restrukturyzacji poza bieżącymi wydatkami to dwa miliony złotych. Staramy się regularnie spłacać te zaległości, zachowując się fair wobec wierzycieli i kibiców. Ale porozumienie powoduje, że możemy spokojniej planować przyszłość i szykować się do rundy wiosennej.

Porozumienie zostało podpisane między miastem a Carbonexem. A jak ocenia pan aktywność pozostałych akcjonariuszy?
Porozumienie zawarło dwóch największych i jedynych aktywnych akcjonariuszy. W skład akcjonariatu wchodzą jeszcze inni, ale nie możemy na nich liczyć finansowo. Dwóch dominujących akcjonariuszy - miasto i firma Carbonex - ma większość, więc z punktu widzenia podejmowania decyzji i zarządzania spółka jest stabilna. Nie mamy z różnych względów wpływu na trzeciego akcjonariusza. Cały czas poszukujemy nowych inwestorów i nie wykluczamy takiego rozwiązania. Stąd nasza obecność na giełdzie, bo tam jesteśmy transparentni i otwarci, a gotowe dokumenty sprawiają, że proces sprawdzania firmy nie trwa długo. 

Porozumienie mówi o 4 milionach złotych na które Ruch może liczyć od miasta i kolejnych 4 milionach wypracowanych przez Ruch oraz dołożonych przez firmę Carbonex. W II-ligowych warunkach wielu mogłoby to nazwać finansowym eldorado?
Póki co to deklaracja dwóch akcjonariuszy. Mamy możliwość udziału w przetargu na promowanie miasta poprzez sport, na co Chorzów przeznaczył 4 miliony. Wystartujemy w nim i mamy duże szanse by wygrać jako największa sportowa marka w mieście. Drugie tyle jest po stronie sponsorów i drugiego akcjonariusza. O tym, że jest tu eldorado będzie można powiedzieć, gdy problemy finansowe zostaną za nami, a długi będą spłacone. Budżet w okolicach 6 milionów - bo dwa miliony musimy przeznaczyć na spłatę rat układowych - jest być może dużą kwotą w porównaniu z innymi II-ligowcami, ale Ruch nie jest przeciętnym II-ligowcem. Są chociażby koszty wynikające z organizowania imprez masowych. Cieszymy się, że kibice licznie przybywają na mecze, ale to rodzi koszty zabezpieczenia tych spotkań.

Ruch dokłada do dnia meczowego?
Niestety według naszych wyliczeń przy frekwencji na poziomie 4 tysięcy kibiców dokładamy do organizacji spotkania, lub jesteśmy "na zero". Ponosimy koszty zabezpieczenia imprezy masowej, zabezpieczenia medycznego, infrastrukturalnego, nie mówiąc już o meczach podwyższonego ryzyka, gdy wydatki na organizację spotkania jeszcze wzrastają. Dopiero frekwencja na poziomie 4,5-5 tysięcy widzów pozwala na dniu meczowym zarobić. Jesienią trafił nam się jeden złoty strzał, czyli mecz z Widzewem, który zgromadził komplet widzów i przyniósł klubowi zysk.

Jak wybrnąć z tej sytuacji?
Po stronie kosztowej pole manewru jest już małe. Nasze obowiązki wynikają z ustawy o organizacji imprez masowych. Są natomiast pomysły na to, jak zwiększyć frekwencję. Liczymy na naszych kibiców, bo tylko tą drogą możemy sprawić, że Ruch zacznie zarabiać na dniu meczowym.

Z zawodnikami i pracownikami klubu jesteście już "na czysto"?
Aktualnie jesteśmy na bieżąco w kwestii wypłat dla pracowników i zawodników. Ale wciąż nie mamy komfortowej sytuacji i rozwiązanych wszystkich problemów finansowych. Jest w miarę stabilnie, pracujemy dalej nad spięciem budżetu, temu służyło podpisane porozumienie i podejmujemy dalsze działania o których nie chcę teraz mówić, a które spowodują że sytuacja będzie jeszcze bardziej ustabilizowana.

Redukcji kosztów poświęciliście również trwające okienko transferowe. Ile udało się zaoszczędzić na pierwszej drużynie?
Mówiłem wielokrotnie, że po spadku z II-ligi budżet klubu zredukowaliśmy z 12 milionów na 6. Podpisujemy tylko racjonalne i przemyślane kontrakty. To ważne, bo wypłaty dla zawodników stanowią 75-80 procent w strukturze kosztów. Podpisujemy je teraz o wiele taniej. Z różnych względów rozstaliśmy się praktycznie ze wszystkimi graczami na kontraktach ekstraklasowych. To są znaczne oszczędności. Niezależnie od procesu restrukturyzacji zewnętrznej wciąż szukamy możliwości restrukturyzacji kosztów wewnętrznych. Możliwości są w tej kwestii coraz mniejsze, ale proces nie jest jeszcze zakończony.

Jesienią zaciągnęliście również pożyczki od podmiotów zewnętrznych. Jaka ich część została uregulowana?
To wynika z terminów zawartych w umowach. Regulujemy je na bieżąco. Część z nich została aneksowana, inne są spłacone. Instrumenty finansowe w postaci pożyczek mamy pod kontrolą. Są potrzebne w danym momencie, dają czas na poszukanie innych rozwiązań. Chcielibyśmy z nich korzystać w jak najmniejszym stopniu, ale potrzebujemy jeszcze czasu by ustabilizować sytuację tak, by nie posiłkować się pożyczkami.

Macie ustalone "widełki" w jakich poruszacie się proponując kontrakty nowym zawodnikom?
Staramy się to robić dużo taniej. Mówimy o przedziale 5-8 tysięcy złotych netto. To budżet na poszczególnych zawodników. Trzymamy się tego. Okno transferowe jeszcze się nie zamknęło. Jeśli będzie to potrzebne i uzasadnione oraz możliwe finansowo, to być może jednego gracza sprowadzimy za nieco większą kwotę. Musi to być jednak poprzedzone pełną analizą i akceptacją sztabu szkoleniowego oraz nabraniem pewności, że ta transakcja będzie miała sens. 

Zmieniliście zimą dyrektora sportowego. Skąd ta decyzja akurat w momencie wydaje się najbardziej pracowitym dla osoby na tym stanowisku?
W sporcie jak w życiu, zmiany są potrzebne. Dajmy popracować dyrektorowi Markowi Mandli. Pewna praca została wykonana przez dyrektora Krzysztofa ZIętka. Zmiany i znalezienie nowych zawodników to w dużym stopniu efekt jego pracy. Byłą jednak konieczność podjęcia decyzji o dokonaniu zmiany i tak się stało. Krzysztof Ziętek z powodów zdrowotnych jest na zwolnieniu chorobowym i z tego co wiem, może ono potrwać dłużej.

Potwierdza pan, że Jacek Bednarz pomaga i doradza klubowi w kwestiach sportowych?
Tak, doradza zarządowi w kwestiach sportowych. Konsultujemy z nim pewne rozwiązania, rozmawiamy na te tematy. To osoba uznana, dawniej ściśle związana z klubem, praktyk z dużym doświadczeniem. Chętnie korzystamy z jego rad, ale ostateczne decyzje podejmujemy w klubie.

Można odnieść wrażenie, że w ciągu ostatniego półrocza sporo zmieniło się w kwestii pomysłów na prowadzenie drużyny. Dariusz Fornalak miał budować projekt na lata, oparty na zawodnikach z regionu, tymczasem najpierw zmieniliście trenera, a teraz dokonujecie transferów ludzi przyjeżdżających spoza Śląska?
Zmiana trenera musiała nastąpić, bo wyniki - mówiąc oględnie - były niezadowalające. W moim odczuciu Marek Wleciałowski jest mądrym, a okaże się skutecznym trenerem. Dziesięć lat temu wprowadzał już Ruch do Ekstraklasy i chcielibyśmy z nim to powtórzyć, tym razem na dwa tempa z przystankiem w pierwszej lidze. Stąpamy twardo po ziemi, na razie jesteśmy na etapie budowania drużyny. Szukamy zawodników, pozyskujemy tych którzy chcą tu grać, oddawać serce, a Ruch traktują jako wyzwanie i markę. Udowadniają to póki co w meczach kontrolnych. To żywy organizm, w którym na bieżąco trzeba dokonywać zmian. Ale chcemy stworzyć zespół, który na boisku odda serce i zdrowie. Czas pokaże jak daleko dojdziemy po rundzie wiosennej.

Czego oczekuje pan od zespołu po nadchodzącej rundzie?
Rozmawiamy z trenerem i dyrektorem sportowym o ustabilizowaniu zespołu. Chcemy zaangażowania, oddania każdemu pojedynkowi, walki i wygrywania kolejnych spotkań. Szanse na awans są matematyczno-teoretyczne, z drugiej strony sport jest przecież nieprzewidywalny. Twardo stąpamy po ziemi, liczymy na dobrą wiosnę a czas pokaże w którym miejscu ją skończymy.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również