Nowe rozdanie Zagłębia i Maksymiliana Banaszewskiego. „Dla mnie to krok do przodu”

05.08.2021

Poprzedni sezon kibice oraz zawodnicy Zagłębia Sosnowiec z pewnością chcieliby wymazać z pamięci. Zamiast włączenia się do walki o czołową szóstkę tabeli, klub ze Stadionu Ludowego musiał niemal do końca rozgrywek drzeć o pierwszoligowy byt i ostatecznie zakończył je dopiero na przedostatniej lokacie. Nic więc dziwnego, że w stolicy Zagłębia Dąbrowskiego musiało latem dojść do sporego „pospolitego ruszenia”, a pierwszy mecz nowego sezonu w przypadku Kazimierza Moskala dał nadzieję na lepsze jutro.

Piotr Matusiewicz/PressFocus

Sosnowiczanie zremisowali bowiem na stadionie w Gdyni 1:1, tworząc z przymierzanym do awansu zespołem Arki ciekawe oraz wyrównane widowisko. Ciekawostką jest jednak fakt, że w porównaniu do ostatniego meczu poprzedniego sezonu, miejsce w wyjściowej „11” zachowali jedynie Dawid Gojny, Joao Oliveira oraz Maciej Ambrosiewicz. Pierwszoligowiec nie próżnował za to na transferowym rynku, pozyskując aż dziesięć nowych twarzy, a wśród nich znalazł się wyróżniający się od kilku lat na zapleczu Ekstraklasy Maksymilian Banaszewski. Z pozyskanym z Chrobrym Głogów 26-latku łączy się przy Kresowej spore nadzieje, bo w kadrze Zagłębia długo brakowało typowego playmakera i osoby, mogącej wziąć ciężar gry na siebie.

Były zawodnik Stali Mielec czy Arki Gdynia bardzo szybko wywalczył sobie miejsce w talii trenera Kazimierza Moskala, a w rozmowie z naszym portalem przyznaje, dlaczego zdecydował się na przejście właśnie do Sosnowca, jakie cele stawia sobie wobec tego ruchu i w jakich kwestiach uznaje go za krok w przód. 

***

Piotr Porębski (sportslaski.pl): Na stronie internetowej Zagłębia znalazłem ciekawe sformułowanie, że „dobry start wiele wart”. Zatem wy jak w szatni potraktowaliście to inauguracyjne spotkanie z Arką? Jego faworytem nie byliście, więc ten remis uznajecie jako niezły rezultat czy jednak niedosyt wśród Was był zauważalny?
Maksymilian Banaszewski (zawodnik Zagłębia Sosnowiec):
Jeśli chodzi o moją osobę, na pewno lekki niedosyt był odczuwalny. Tym bardziej, że ja oraz cały zespół wspólnie byliśmy przekonani, że jesteśmy w stanie sięgnąć w Gdyni po trzy punkty. Oczywiście, że chcieliśmy zacząć sezon od zwycięstwa, bo to na pewno podniosłoby nasze morale do góry, chociaż ja startem nie nazywałbym tylko tego pierwszego spotkania. Bardziej pod to podpiąłbym kilka pierwszych kolejek, by wówczas wyciągnąć wnioski z naszej gry oraz zgromadzonego dorobku punktowego. Jeśli zaś chodzi o przebieg meczu w Gdyni, wywalczony punkt z pewnością szanujemy oraz traktujemy go jako sprawiedliwy rezultat. Samo spotkanie było dość wyrównane i było widać, że oba zespoły miały na nie swój pomysł. Jak jednak wspomniałem, pewien niedosyt pozostał, bo chcemy więcej i będziemy chcieli udowodnić, że w tym sezonie stać nas na wiele.

W dwóch pierwszych kolejkach sezonu trafiliście na chyba dwóch głównych kandydatów do awansu, czyli Arkę oraz Widzew Łódź. Czy zatem te mecze traktujecie poniekąd jako pewien wyznacznik, na co będzie Was stać w tym sezonie, czy wręcz przeciwnie - to po prostu 2 z 34 finałów całego sezonu?
Być może uznaje się to za wyświechtany frazes, że walczymy w każdym meczu o punkty. Prawda jest jednak taka, że możemy w tej 1. Lidze ograć każdego. Są to bowiem tak wyrównane rozgrywki i rzadko kiedy pojawia się zespół, który jest w stanie odskoczyć reszcie stawki na odległość kilkunastu punktów. Kluczowe będzie złapanie pewności siebie, rytmu oraz dobrej serii na początku sezonu, bo to później ułatwia dalszą pracę. Dzięki temu wszyscy w klubie wzajemnie się nakręcają. To jest tak jak z zawodnikiem w formie - jeżeli wychodzą mu jakieś zagrania i często wpisuje się na listę strzelców, łapie wiatr w żagle. I podobnie wygląda to w przypadku całej drużyny. 

Wracając na chwilę do pierwszoligowej inauguracji, ten pierwszy mecz z Arką Gdynia miał dla Pana jakiś dodatkowy smaczek czy ciężar gatunkowy? Wielu bowiem pamięta, że pański okres gry na Pomorzu obfitował w sporo perturbacji.  
To prawda, starcie ze swoim byłym zespołem zawsze musi budzić jakieś dodatkowe emocje. Ale ja osobiście byłem bardziej nakręcony tym, że jestem w nowym miejscu oraz notuje debiut w oficjalnym meczu. Plus swoje zrobiła również otoczka meczu w Gdyni, gdzie jest super stadion i samemu spotkaniu towarzyszyła świetna atmosfera z długo wyczekiwanymi kibicami. To było zatem fajne uczucie wrócić na Pomorze i zagrać tu już w barwach Zagłębia. Tym bardziej, że w Arce spotkałem jeszcze kilku moich starych znajomych, więc z okazji tego spotkania towarzyszyły mi głównie pozytywne odczucia. 

Skupmy się teraz na Zagłębiu - wiadomo, że poprzednie rozgrywki dla lokalnej społeczności obfitowały głównie w rozczarowania. Będąc zatem częścią tego zespołu, mocno czuć wśród Was chęć udowodnienia swoich możliwości czy chęć odcięcia się od złego grubą kreską?
Oczywiście, aktualną sytuację w Zagłębiu można poniekąd nazwać nowym rozdaniem. Skupiając się na clue tego pytania - już będąc zawodnikiem Chrobrego widziałem potencjał w Zagłębiu, patrząc choćby na znajdujące się nazwiska w jego kadrze. Już wtedy wiedziałem, że drużynę tą stać na zdecydowanie więcej niż na walkę o utrzymanie i miałem poczucie, że wiosną sporo rzeczy ruszyło tam do przodu. Może nie tylko pod kątem wyników, bo forma była stosunkowo nierówna, ale mówię tutaj o ogólnym wrażeniu. Latem w drużynie doszło jednak do wielkich zmian, pojawiło się kilkanaście nowych twarzy, w tym na przykład ja. Ale podczas okresu przygotowawczego już mieliśmy poczucie, że prezentujemy się nieźle i zaczynamy zbliżać się do tego, co będziemy chcieli grać na jesień. Pozostaje nam tylko to wrażenie przekuć na boisko. 

Właśnie ten nowy projekt i jego ambicje były głównym argumentem, które przekonały Pana do przyjęcia oferty Zagłębia? W końcu opierając się na suchych statystykach Chrobry, czyli Pana poprzedni pracodawca, dwa ostatnie sezony kończył jednak nad sosnowiczanami.
Mam sporą nadzieję, że moja osoba pomoże w tym, by odwrócić ten trend (śmiech). Mówiąc już serio, na ten ruch nie patrzyłbym przez wspomniany pryzmat. Tabela często nie odzwierciedla wszystkiego, a jej kształt na przestrzeni roku może się zmienić o 180 stopni. Pokazuje to choćby przykład Piasta Gliwice, który w jednym sezonie utrzymał się w ostatniej kolejce, ale kilka miesięcy później już wywalczył mistrzostwo kraju. Przy okazji można jednak stwierdzić, że w futbolu brakuje takiej regularności, a zespoły mają swoje huśtawki nastrojów. Niemniej muszę przyznać, że Zagłębie to ciekawy projekt z ciekawymi zawodnikami.

A do transferu przekonała Pana również wizja gry proponowana przez trenera Moskala? Zdając sobie sprawę, jaki styl chcą prezentować prowadzone przez niego drużyny, to też mogło służyć za pewien magnes.
Tak, to prawda i po części tak było. Trener faktycznie preferuje ofensywny styl gry, wymaga intensywności i utrzymywania się przy piłce. W dużej mierze o transferze zadecydowała również moja chęć rozwoju - najpewniej w tym sezonie będziemy próbowali gry w różnych ustawieniach, nawet zmieniając je w trakcie spotkania. Wachlarz naszych możliwości będzie zatem naprawdę spory. 

Pan sam m.in. w Głogowie zasłużył z częstych prób dryblingów, więc jeżeli do efektowności dołoży się również efektywność, chyba otrzymamy na boisku prawdziwą maszynkę wybuchową.
Mam taką nadzieję, bo potencjał w tym zespole jest naprawdę spory i trzeba jedynie czekać na moment, w którym zostanie on uwolniony na boisku. 

A jeśli chodzi o ten sezon - już po transferze do Sosnowca powiesił Pan sobie na lodówce jakąś listę celów do realizacji? Czy Pan do grona tak postępujących zawodników nie należy? 
Z pewnością nie jestem zawodnikiem, który jakieś swoje założenia decyduje się przelać na papier i wywieszać go na lodówce czy tablicy. Prowadząc ze sobą taki wewnętrzny dialog, zawsze wyznaczam sobie jakieś cele i co chciałbym osiągnąć w danym sezonie - zarówno z zespołem, jak i pod względem indywidualnego dorobku. Przy czym biorę tu pod uwagę nie tylko samą grę, ale i suche liczby. Mam wszystko z tyłu głowy i liczę na to, że uda mi się wszystko zrealizować.

Ale jakie to są cele, woli Pan zachować dla siebie?
Tak, jest to informacja jedynie dla mnie. Nie chce się z nią wybijać przed szereg i wygłaszać jakiś górnolotnych sformułowań na forum. Później przecież wszystko może zostać wyciągnięte. Mogę jedynie w tym miejscu powiedzieć, że zawsze staram się mierzyć wysoko, bo tylko przy takim podejściu można zrealizować swoje cele. 

Domyślam się, że projekt o nazwie „nowe Zagłębie” idzie do przodu, ale czy jednak tkwi w Panu niedosyt, że spędzi Pan kolejny sezon poza Ekstraklasą? Chyba, że do jej bram uda się wraz z Sosnowcem, wtedy „zwracam honor”. 
Oczywiste jest to, że każdy zawodnik chciałby występować na jak najwyższym poziomie i jak najbardziej się rozwijać. Nie zawsze jednak pewne sprawy układają się tak, jakbyśmy tego chcieli. Nie chciałbym może w tym miejscu wracać do pewnych kwestii, natomiast ja ze swojej strony cieszę się, że dołączyłem do Sosnowca i uznaje to za krok do przodu. Czuje się tu coraz lepiej, a sama aklimatyzacja postąpiła bardzo szybko. Liczę zatem na to, że odpłacę się za zaufanie i pokażę to co potrafię na boisku. 

Często w wywiadach wspomina Pan o konieczności ciągłego rozwoju. Ostatnio była mowa o lepszym przygotowaniu motorycznym i technicznym, później chęci brania większego ciężaru gry na siebie… Jaki jest zatem element gry, który chciałby Pan szczególnie usprawnić w ciągu najbliższych miesięcy?
Inaczej rozmawia się na ten temat w momencie, gdy występowałem np. w Chrobrym i jako piłkarz trzeba było być bardzo elastycznym. Mam na myśli to, że pewnymi fragmentami na boisku musieliśmy po prostu cierpieć i wyczekiwać odpowiednich momentów, by móc skontrować i zadać rywalowi cios. Kluczowe w tym wszystkim było również to, aby się nie podpalać przy prostych rzeczach, a także zachować odpowiednią fizyczność, by móc dojść do sytuacji bramkowych. Teraz będziemy mieli do czynienia z innym graniem, bo tak jak pokazały mecze kontrolne, staramy się dominować na boisku. Tu na pewno będę wymagał od siebie jak najczęstszego wprowadzania piłki w trzecią tercję, dokładnych podań, dryblingów czy po prostu tworzenia sytuacji swoim zespołowym kolegom. Będę również zwracał uwagę na grę wysokim pressingiem przy próbie odbioru piłki. 

Biorąc zatem pod uwagę tak odmienne style gry, jak ocenia Pan swoje liczby z poprzedniego sezonu? Świetna jesień, nieco słabsza pod tym względem wiosna, ale dorobek 7 strzelonych goli w 31 meczach mógł satysfakcjonować.
Mógł, ale tak jak Pan wspomniał, niedosyt na pewno we mnie pozostał. Te 7 bramek zanotowałem właściwie w 19 pierwszych meczach 1. Ligi, a po czasie mogę już powiedzieć, że celowałem w dwucyfrową liczbę goli i byłem przekonany, że uda mi się to zrealizować. Niestety nie wyszło, a sama gra nie wyglądała tak, jakbym tego po sobie oczekiwał. W końcu przez to, że nie trafiałem, odbiło się to na dorobku punktowym mojego zespołu. Liczyłem na dużo więcej - w końcu apetyt rośnie w miarę jedzenia.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również