Na „Lorecie” tworzy się historia. „Zrobiło się o nas głośno jak nigdy wcześniej”

24.06.2020

Biorąc pod uwagę II-ligową tabelę uwzględniającą tylko wyniki w 2020 roku, miejsce na ostatnim stopniu podium zajęliby w niej zawodnicy Skry Częstochowa. W minionych tygodniach podopieczni Pawła Ściebury zanotowali sensacyjne rezultaty z ligowymi potentatami, wyskoczyli ze strefy spadkowej i w pewnym momencie zaczęli być nawet brani pod uwagę w kontekście walki o miejsca barażowe. W rozmowie z jednym z zawodników "Skrzaków", Dawidem Niedbałą, poruszyliśmy nie tylko temat zanotowanej w czerwcu passy, ale także kwestię podejścia władz miasta Częstochowa do klubów sportowych, konieczności łączenia gry w piłkę z pracą czy też istniejącej umowy o współpracę z ekstraklasowym Rakowem.

ks-skra.pl

Piłkarzy częstochowskiej Skry nie wybiła z rytmu blisko trzymiesięczna przerwa od gry w piłkę, gdyż zaliczyli oni fantastyczne wejście w powracające rozgrywki drugiej ligi. W czerwcu podopieczni trenera Pawła Ściebury zdobyli aż 10 na 15 możliwych punktów i po dłuższym oczekiwaniu zdołali wyskoczyć ze strefy spadkowej. I choć świetne nastroje na "Lorecie”, wywołane przede wszystkim za sprawą zwycięstw z Widzewem Łódź oraz GKS-em Katowice, zostały nieco zmącone z powodu porażki w minionej kolejce w Pruszkowie, sytuacja Skry w ligowej tabeli wciąż pozostaje bardzo poprawna. 

- Mieliśmy szansę, żeby podtrzymać tą świetną passę poprzez mecz w Pruszkowie. W kluczowym momencie zabrakło nam jednak koncentracji. Tym samym dobre nastroje wokół naszego klubu trochę opadły, ale mam ogromną nadzieję, że przy najbliższej okazji i meczu z Gryfem Wejherowo będzie okazja, by móc zmazać tą plamę. Nie da się ukryć, że świetnie weszliśmy we wznowione rozgrywki, bo gdyby nie te zanotowane zwycięstwa, zakotwiczylibyśmy na dobre w strefie spadkowej i nie mielibyśmy już możliwości wyjścia z niej. Zdobyte dotychczas punkty bardzo cenimy, ale do zapewnienia sobie pewnego utrzymania jeszcze nam ich trochę brakuje - przyznaje w rozmowie z naszym portalem pomocnik drugoligowca, Dawid Niedbała. 

Stawka jest bardzo wyrównana

Przegrany ostatnio mecz ze Zniczem mógł jednak potoczyć się dla częstochowian zupełnie inaczej. Po pierwszej połowie Skra prowadziła bowiem 1:0 po bramce Dawida Wolnego, lecz w 59. oraz 61. minucie klub stracił dwa gole i wypuścił bardzo cenne punkty z rąk. Po ostatnim gwizdku zawodnicy oraz sztab szkoleniowy klubu z Częstochowy nie ukrywali niezadowolenia, związanego z podejmowanymi decyzjami  przez sędziego Pawła Kuklę. Arbiter w końcówce spotkania mógł bowiem podyktować rzut karny dla gości, lecz nie zauważył on zagrania ręką jednego z defensorów Znicza. - W Pruszkowie długo kontrolowaliśmy przebieg spotkania i wszystko szło zgodnie z założonym wcześniej planem. Jednak losowe sytuacje oraz indywidualne umiejętności niektórych zawodników Znicza zadecydowały o tym, że straciliśmy szybko dwie bramki. Później Znicz cofnął się do obrony i nie było już za bardzo możliwości odpowiedzenia na dwa zadane ciosy. A co czuliśmy po tym meczu w szatni? Przede wszystkim złość na samych siebie, bo długo mieliśmy wszystko w swoich rękach. Co prawda w trakcie spotkania pojawiały się pewne kontrowersje odnośnie kilku decyzji arbitra, ale na ten moment przepisy są tak skonstruowane, że gdyby sędzia podyktował jeden bądź dwa rzuty karne, lub tego nie zrobił, to jego obie decyzje mogły by się obronić - powiedział pomocnik. 

Ewentualne zwycięstwo w minioną niedzielę spowodowałoby, że „Skrzacy” znaleźliby się w okolicach 7-8 pozycji i na dobre włączyliby się do walki o miejsca barażowe. Po zanotowaniu pierwszej ligowej porażki od 29 lutego, klub spadł za to na dwunastą lokatę i w tym momencie ma zaledwie oczko przewagi nad „czerwoną strefą”. Takie roszady w tabeli dobitnie potwierdzają, że drugoligowa stawka jest bardzo wyrównana i do uzyskania utrzymania może nie wystarczyć przekroczenie granicy 40 punktów, tak jak to miało chociażby miejsce w trzech ostatnich sezonach II Ligi. - Liga jest na tyle mocna i nieprzewidywalna, że każdy z każdym może bez problemu wygrać. Pokazała to chociażby Legionovia Legionowo, która po pierwszej rundzie została już niemal skreślona przez wszystkich, a mimo to zdołała w minionych dniach urwać punkty Widzewowi w Łodzi oraz GKS-owi Katowice. Wobec tego do ostatniej kolejki trzeba stać na baczność, być czujnym i walczyć o każdy możliwy punkt. Zdajemy sobie sprawę z tego, że przed nami jest jeszcze dużo pracy. W końcu ligowa tabela jest na tyle spłaszczona, że nawet pojedynczy mecz może zadecydować o tym kto się utrzyma, a kto pożegna się ze szczeblem centralnym - mówi zawodnik zespołu, który po 27. kolejkach zgromadził na swoim koncie 35 oczek. 

Warto jeszcze wspomnieć, że po wznowieniu rozgrywek Skra miała okazję mierzyć się z rywalami, walczącymi o całkowicie różne cele. W czerwcu „czerwono-niebiesko-biali” rozegrali bowiem spotkania z dwiema najbardziej renomowanymi drużynami w drugiej lidze - Widzewem i „GieKSą”, a także podejmowała na wyjeździe dwóch bezpośrednich rywali w walce o utrzymanie. Biorąc pod uwagę tą rozbieżność, piłkarze Skry są w stanie porównać te spotkania? Czy większym wyzwaniem dla podopiecznych Pawła Ściebury była walka z drugoligową czołówką, czy jednak większą presję poczuli oni przy spotkaniach ze Stalą Stalowa Wolą oraz Zniczem?

- W każdej drużynie występuje pewna mobilizacja na mecze z czołówką, czyli wspomnianym Widzewem czy GKS-em. Na takie mecze nie potrzeba dodatkowej motywacji, bo już same nazwy klubów i ich renoma w polskiej piłce robi swoje. Podczas mojej przygody z piłką miałem jednak okazję usłyszeć takie słowa, że prawdziwe cele realizuje się podczas meczów z drużynami z dolnej połowy tabeli. Jeżeli jest się w stanie utrzymać jednakową koncentracje na pojedynki zarówno z bezpośrednimi rywali w walce o utrzymanie, jak i zespołami z góry tabeli, wówczas osiągnięcie utrzymania na pewno przyszłoby szybciej. Oczywiście nie mam tu na myśli tego, że do pojedynków ze Stalą czy Zniczem podchodziliśmy lekceważąco. Mamy na tyle ambitny, pracowity i zżyty ze sobą zespół, że nie ma mowy, by ktoś luźniej podchodził do poszczególnych spotkań oraz myślał, że utrzymanie jest już zapewnione - zapewnia 25-letni zawodnik. 

Jest o nich głośno jak nigdy wcześniej 

Po sensacyjnych, ale zasłużonych zwycięstwach ze wspomnianym Widzewem Łódź oraz GKS-em Katowice, na twitterowym profilu Skry pojawił się post, w którym klub zastanawia się, z kim oprócz wyżej wymienionych drużyn musi jeszcze wygrać, żeby to przestało być uznawane ze niespodziankę. Przypięta „Skrzakom” łatka zaskakującego pogromcy faworytów napawa jednak naszego rozmówcę pewną dumą. - Napisaliśmy piękną historię naszego klubu. Mam tylko nadzieję, że nie tylko te ostatnio wygrane spotkania, ale i cały sezon zakończy się dla nas happy-endem. Już teraz mamy pewne powody do dumy, bo jeszcze kilka miesięcy temu byliśmy pod ścianą, a na wymuszoną przerwę w rozgrywkach udawaliśmy się jako drużyna ze strefy spadkowej. W meczach z faworyzowanymi rywalami nie mieliśmy nic do stracenia, więc dzięki odpowiedniemu podejściu zanotowaliśmy świetny start i wyskoczyliśmy znad kreski. Nie mamy jednak zbyt wiele czasu na napajanie się tą chwilą, bo obecnie gramy właściwie co 3-4 dni i trzeba cały czas twardo stąpać po ziemi.

 

 

Podopieczni Pawła Ściebury odczuwają również o tyle dużą satysfakcję, bo dzięki świetnej passie udowodnili, że zasługują na większe wsparcie ze strony władz Częstochowy. - Liczę na to, że ta cała sytuacja otworzy pewnym osobom oczy. Zdajemy sobie sprawę, jak wygląda tutaj sytuacja ze sportem. Nie oszukujmy się, miasto niezbyt pomaga zarówno nam, ale także Rakowowi, który wciąż boryka się z problemem braku stadionu, gotowego przyjąć u siebie drużyny Ekstraklasy. Ludzie są tutaj głodni sportu, a zainteresowanie poczynaniami poszczególnych drużyn na pewno rośnie. Na pewno poprzez ostatnie rezultaty udowodniliśmy i dalej postaramy się udowadniać, że warto w nas inwestować. Emocji podczas naszych meczów nie brakuje, a zwycięstwa z ligowymi potentatami są świetną reklamą zarówno dla naszego klubu, jak i całego miasta. Sportowo my oraz Raków bronimy się według mnie w stu procentach, więc oby to zostało w przyszłości docenione. Wiadomo, aktualna sytuacja w trakcie pandemii jest dla każdego ciężka, ale nawet najmniejsza pomoc ułatwiłaby nam drogę do jeszcze lepszych wyników. Chciałbym, aby najlepsze było dopiero przed nami - dodaje piłkarz. 

Sytuacja drugoligowca zrobiła się jednak o tyle lepsza, gdyż na przestrzeni ostatnich lat jego renoma w piłkarskim środowisku wzrosła, a dodatkowo zyskał on większą ilość zainteresowanych jego poczynaniami kibiców. Czy pomimo tego piłkarze Skry wciąż czują się w pewnym sensie traktowani „po macoszemu”? - Biorąc pod uwagę kilka ostatnich lat, na pewno Skra Częstochowa jako marka stała się nieco bardziej rozpoznawalna. Dzięki notowanym wynikom bardziej rozreklamowaliśmy nasz zespół, a dwa lata temu osiągnęliśmy największy sukces w historii klubu, gdyż wywalczyliśmy awans z trzeciej do drugiej ligi. W mojej opinii godnie reprezentujemy miasto na szczeblu centralnym, a kilku zawodników z naszego zespołu notowało na tyle dobre występy, że zdołali oni zapracować sobie na transfer do wyższej ligi. Za przykład może tutaj posłużyć grający obecnie w Radomiaku Radom Damian Nowak, ale także Daniel Rumin, który co prawda niedawno do nas wrócił, ale miał za sobą serię niezłych meczów w katowickiej „GieKSie”. Dajemy sobie radę, chociaż mamy na uwadze fakt, że posiadamy najprawdopodobniej najmniejszy budżet ze wszystkich drugoligowców. Na pewno jest to dla nas organizacyjne utrudnienie, bo gdyby na przykład władze miasta spisały się lepiej, byłoby nam zdecydowanie łatwiej - przyznaje Niedbała, który wystąpił we wszystkich dotychczasowych spotkaniach obecnego sezonu.

Nie da się ukryć, że wobec ostatniej serii wyników Skra zyskała swoje „5 minut”. Czy biorąc zatem pod uwagę zanotowane zwycięstwa oraz aktualny skład personalny (zimą do zespołu dołączyli chociażby Adam Mesjasz, Maciej Kazimierowicz oraz Daniel Rumin, mający doświadczenie w występach w 1. Lidze), klub przeżywa właśnie najlepszy okres w swojej dotychczasowej historii? - Ostatnio zrobiło się o nas głośno jak chyba nigdy wcześniej. A nawiązując do kwestii personaliów, myślę że największą siłą naszego zespołu jest to, że duża jego część opiera się na piłkarzach z Częstochowy i różnych miast ościennych. Znamy się ze sobą kawał czasu - nie tylko za sprawą gry w Skrze, bo niektórzy chodzili ze sobą do szkół bądź wspólnie reprezentowali barwy innych klubów. Więzi na pewno są mocniejsze niż w ewentualnym przypadku, gdyby około 90% drużyny składało się z zawodników przyjezdnych. Według mnie mamy aktualnie naprawdę mocny zespół, nie wiem czy nie najmocniejszy i najbardziej wyrównany w historii naszego dotychczasowego istnienia. Dzięki temu trener zaczyna mieć pewien ból głowy - oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu - gdy konieczne jest podjęcie decyzji  kto wystąpi w danym meczu, a kto będzie musiał pozostać na ławce rezerwowych. Każdy ma jednak świadomość, że jest ważnym ogniwem zespołu i w każdej chwili może dostać szanse na pokazanie swoich umiejętności - mówi czołowy zawodnik drugoligowca.

Poza lokalnym, wręcz rodzinnym charakterem obecnego zespołu, za siłę Skry należy również uznać skłonność do stawania na rozwiązania długoterminowe. Duża część zawodników występowała bowiem na Lorecie jeszcze w trzeciej lidze, a Paweł Ściebura pełni funkcję pierwszego trenera Skry od stycznia 2018 roku. Biorąc pod uwagę wszystkie kluby z trzeciego poziomu rozgrywkowego, dłuższy staż pracy posiadają szkoleniowcy jedynie trzech zespołów: Resovii, Bytovii Bytów oraz Górnika Polkowice. Ciekawostką jest fakt, że nie tylko aktualny opiekun „Skrzaków” mógł liczyć przy Loretańskiej na spore zaufanie swoich przełożonych. Poprzednik Ściebury, Jakub Dziółka, pracował bowiem w omawianym klubie 2,5 roku, ale rekordzistą i tak pozostaje Tomasz Musiał, aktualnie pełniący w Skrze funkcje dyrektora sportowego ds. piłki młodzieżowej. Trener ten odpowiadał za wyniki zespołu przez blisko 5 lat, a w międzyczasie wyprowadził klub z Klasy A do ligi czwartej. 

 

 

Nie rywal, a partner

Mimo notowanych postępów na wielu polach, losy Skry długo znajdowały się w cieniu aktualnego beniaminka PKO Ekstraklasy, Rakowa. Między oboma klubami nie widać jednak jakichkolwiek przejawów wzajemnej niechęci. A wręcz przeciwnie - już w 2018 roku oba kluby podpisały ze sobą umowę o współpracy, a ostatnią jej oznaką było wsparcie finansowe, za sprawą którego drugoligowiec mógł zrealizować transmisje z wyjazdowego meczu ze Zniczem. - Nasze relacje są jak najbardziej w porządku. Raków jest na przykład naszym stałym sparingpartnerem, bo mierzymy się za sobą raz na rundę bądź sezon. To super uczucie, że nie musimy daleko jechać, by móc zmierzyć się z jedną z najlepszych drużyn w Polsce. Na naszej współpracy korzystają obie strony i w naszym przypadku nie ma mowy o jakiejś rywalizacji. Żyjemy w takich czasach, w których obopólna pomoc jest potrzebna, bo niemal każdy zmaga się z konsekwencjami pandemii i zaistniałej przerwy w rozgrywkach. Cieszymy się z tego, że Raków wspomógł finansowo możliwość zrealizowania transmisji spotkania w Pruszkowie i chciałbym, aby w późniejszym czasie wszystko pomiędzy klubami dalej układało się dobrze. Bo jeżeli każda ze stron czerpie ze współpracy jakieś profity, to czemu z tego nie korzystać - zaznacza nasz rozmówca.

Niestety, głównym punktem łączącym oba zespoły jest wspomniane wcześniej niedostateczne wsparcie ze strony miasta. Potwierdza to fakt, że Raków długo musiał czekać na przełom w sprawie rozbudowy swojego stadionu (prace wciąż nie ruszyły z powodu opóźnienia w procedurze przetargowej, wynikającej z pandemii COVID-19), natomiast Skra nie doczekała się jeszcze wymiany murawy syntetycznej, na której występują oraz trenują wszystkie drużyny w klubie. 

- Posiadamy sporo grup młodzieżowych, niedawno powstała u nas również sekcja kobieca, więc murawa stadionu Skry zaczyna już być mocno wyeksploatowana. Swoje lata świetności ma już chyba za sobą, ale jej wymiana wiążę się ze sporymi kosztami, na które nas jako klub aktualnie nie stać. Liczymy więc na porozumienie z miastem, a przy okazji chciałbym, by sprawa stadionu dla Rakowa też posunęła się jeszcze bardziej do przodu. W końcu częstochowscy kibice są głodni sportu i piłki nożnej. Dobitnie to widać za sprawą frekwencji na meczach w Bełchatowie, bo ludzie przemierzają sporo kilometrów po to, żeby zobaczyć swoją drużynę w najwyższej klasie rozgrywkowej. U nas też pojawia się coraz więcej kibiców, więc tak jak sportowo się rozwijamy, to chciałbym abyśmy organizacyjnie osiągnęli równie wysoki poziom - mówi Niedbała. 

„Częstochowski Totti” nie zamierza nigdzie odchodzić

W przeciwieństwie do częstochowskiego przedstawiciela z najwyższej klasy rozgrywkowej, ale i również części klubów z drugiej ligi, piłkarze Skry muszą łączyć grę w piłkę z innymi zajęciami zarobkowymi. Sytuacja ta jest szczególnie uciążliwa obecnie - podczas konieczności nadrabiania ligowych zaległości i częstym rozgrywaniu spotkań co 3-4 dni. Piłkarze Skry cieszą się jednak z faktu, że spowodowana pandemią przerwa w rozgrywkach dobiegła końca, a drużyna mogła wrócić do ciężkiej walki o utrzymanie. W końcu gdyby drugoligowe rozgrywki zostały zakończone (tak jak to miało miejsce od czwartego do ósmego poziomu rozgrywkowego), ale podtrzymano decyzję o spadkach, przy Lorentańskiej odczuwano by spore niezadowolenie. 

Powróćmy jednak do tematu łączenia piłki z pracą, bo podejmowane fachy przez piłkarzy Skry mogą zaskakiwać. O ile np. Krzysztof Napora pełni rolę asystenta w zespole z rocznika 2005, to już kluczowy zawodnik w talii trenera Ściebury - Piotr Nocoń - równolegle z grą w piłkę jest związany z branżą geodezyjną. A jak to wygląda w przypadku naszego rozmówcy? - Mam jedną działalność w Częstochowie, związaną z prowadzeniem zajęć sportowych dla dzieci. Ponadto niedawno zaangażowałem się w branżę restauracyjną, więc pracy mam naprawdę sporo. Bardzo się jednak cieszę, że jestem w stanie wszystkie wspomniane zajęcia łączyć z grą w piłkę i oby tak to wyglądało także w kolejnych latach. Ponadto jestem zadowolony, że pomimo sporej ilości spraw na głowie, jestem przygotowany do każdego meczu na sto procent.

Jak widać, priorytetem dla 25-latka wciąż pozostaje Skra, z którą poza rocznym epizodem w juniorskiej drużynie GKS-u Bełchatów oraz spędzeniem rundy wiosennej sezonu 2013/2014 w IV-ligowej Pilicy Koniecpol, jest on związany przez niemal całą swoją dotychczasową karierę. Dzięki przywiązaniu do swoich barw Niedbała został nawet obwołany przez administratorów klubowej strony drugoligowca mianem „częstochowskiego Francesco Tottiego”. Czy zatem skrzydłowy podąży drogą legendarnego włoskiego napastnika i pozostanie w swoim rodzimym zespole do momentu zawieszenia korków na kołek? 

- Ten pseudonim z Tottim nie jest w żaden sposób samozwańczy, określenie to pojawiło się na stronie bardziej w formie żartu. Aczkolwiek nie da się ukryć, że jestem bardzo mocno związany z klubem oraz całym miastem. Wiele zawdzięczam Skrze oraz osobom z nią związanym, więc jeżeli będzie taka możliwość i zdrowie dalej będzie mi dopisywało, nie widzę konieczności zmieniania drużyny. Mam nadzieję, że uda mi się w Częstochowie przeżyć jeszcze wiele wspaniałych chwil - zakończył skrzydłowy, licząc w duchu na to, że kolejne piękne momenty w barwach Skry wciąż będzie przeżywał podczas występów na szczeblu centralnym.

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również