Misja utrzymanie. "Nie jestem mesjaszem, ale jeśli trzeba pomóc, to pomogę"

18.04.2019

- Oglądałem Barcelonę w Lidze Mistrzów i zadzwonił do mnie pan Kurczyk. Było około 22:30, zapytał, czy mój powrót na Cichą byłby w ogóle możliwy. Oczywiście, że byłem zaskoczony - mówi Jan Kocian, który dziś formalnie został menadżerem pierwszej drużyny chorzowskiego Ruchu. 

Norbert Barczyk/PressFocus

Długo zastanawiał się pan nad przyjęciem propozycji z Chorzowa?
Wiem jaka jest sytuacja w klubie. Obserwuję Ruch cały czas, jestem w kontakcie z moimi byłymi asystentami: Karolem Michalskim i Darkiem Fornalakiem. Wiedziałem, że położenie jest trudne, ale nie mówiło się o zmianie na stanowisku trenera. Aż zadzwonił do mnie pan Kurczyk. Odpowiedziałem mu, że mnie zaskoczył. Nie podjąłem decyzji tamtego wieczoru. Chciałem dokończyć oglądać Barcelonę (śmiech). Przespałem się z tą ofertą, musiałem przemyśleć wszystkie za i przeciw. Rano o 9 oddzwoniłem i powiedziałem, że się zgadzam. Wiem, jakie są problemy w Chorzowie, ale Ruch kilka lat temu pomógł mi, później ja pomogłem Ruchowi. Teraz sytuacja znowu wymaga tego by wyciągnąć rękę do klubu, który na ten moment jest tu, gdzie jest. Nadchodzą święta, ale ja nie jestem mesjaszem, albo nie wiadomo kim. Skoro jednak mogę pomóc, to pomogę. Rozmawialiśmy o współpracy na okres miesiąca. Chciałem pełnić funkcję kogoś w rodzaju doradcy, albo konsultanta, ale na koniec ustaliliśmy że zostanę menadżerem drużyny.

Zasiądzie pan w czasie meczu na ławce rezerwowych?
Tak, ale na stanowisku pierwszego trenera jest Karol Michalski.

Będzie pan pracował tylko do końca sezonu, czy za słowem "menadżer" kryje się szerszy zakres kompetencji, który później może wziąć na siebie?
Zobaczymy, to może być ewentualnie drugi, albo i czwarty krok. Teraz najważniejsza jest najbliższa sobota i mecz z ROW-em Rybnik. Dogadaliśmy się na najbliższe sześć meczów, które czekają nas jeszcze w tym sezonie. Chcę, by Ruch się utrzymał i zrobię wszystko by to się udało.

Jeśli ta misja zakończy się niepowodzeniem, bierze pan pod uwagę pozostanie przy Cichej nawet szczebel niżej?
O tym w ogóle nie myślałem.

A jeśli uda się utrzymać?
Wszystko jest możliwe. Wciąż pozostaję w kontakcie i mam coś do zrobienia w Azji, ale w obecnej sytuacji zgodziłem się pomóc "Niebieskim". Najbliższy miesiąc na pewno spędzę tutaj.

Nie obawia się pan, że tą decyzją w przypadku przegrania walki o utrzymanie popsuje sobie CV, w którym jest kilka ciekawych punktów?
Wcale tak do tego nie podchodzę. Mam 61 lat, nie muszę niczego udowadniać, czy zbierać osiągnięć do CV. Chodzi o to, by pomóc klubowi i wierzę, że mi się to uda. Latem wiele może się zmienić.

Jak może pan odbudować zespół, trafiając do Chorzowa na dwa dni przed kluczowym meczem?
Tylko psychologicznie.  Trzeba rozmawiać z piłkarzami, pomóc im poradzić sobie ze stresem, z którym się mierzą. Pod względem fizycznym, czy nawet taktycznym dużo się w tym czasie zrobić nie da. Najważniejsze będzie poradzenie sobie z presją. Wiele osób skupi się na tym, że trafił na Cichą nowy trener, to może zdjąć trochę presji z samych zawodników.

Powrót trenera Dariusza Fornalaka do sztabu szkoleniowego był pana warunkiem?
Na Słowacji nie ma problemu, żeby oglądać mecze polskiej Ekstraklasy, czy I ligi. Ale jeśli miałem się zgodzić na pomoc Ruchowi, to muszę teraz wiedzieć wszystko o naszych przeciwnikach. A kto da mi lepsze informacje niż Darek Fornalak, z którym współpracowałem, a który zna tą ligę? Będzie moim analitykiem, w najlepszy sposób naświetli mi te zespoły. Nie jestem w stanie oglądać teraz jak gra ROW Rybnik, jaki preferuje system. Dlatego powrót Darka był moim pomysłem, potrzebuję jego pomocy.

Kiedy rozstał się pan z Jemenem?
Sprawa pozostaje otwarta. Pierwszą fazę współpracy zakończyliśmy w styczniu. Druga mogłaby się rozpocząć po losowaniu grup eliminacyjnych do Mistrzostw Świata w Katarze. Wtedy mamy porozmawiać o tym, co dalej. Dlatego teraz mogę zająć się czym innym. Nie wiem jeszcze, co się w tym czasie w Jemenie zmieni. Mój kontrakt skończył się po Pucharze Azji, ale jest w nim opcja która daje mi możliwość współpracy przy eliminacjach do Mistrzostw Świata.

Był pan rozczarowany wynikami osiąganymi w Azji?
W Jemenie jest wojna, nie gra się tam ligi. Jest kilkunastu piłkarzy grających za granicami. W II lidze Kuwejtu, czy Omanu. Realnie nie mieliśmy żadnych szans w starciach z Iranem, Irakiem, czy Wietnamem. Miałem sytuację, w której nasz bramkarz i kapitan drużyny doznał kontuzji. Po dwudziestu minutach i trzech strzałach na naszą bramkę przegrywaliśmy 3:0. Było tam trudno, ale z drugiej strony to ciekawe doświadczenie.

Wspomniał pan, że nie jest mesjaszem ani cudotwórcą, ale fani w Chorzowie będą teraz liczyć na jakiś cud. Jakie zaobserwował pan przed przyjazdem do Polski mankamenty w grze drużyny i co będzie chciał poprawić?
Kojarzyłem Ruch z piłkarską kulturą. Przy Surmie, Malinowskim, Kuświku, czy Zieńczuku więcej było w tej grze spokoju. Dziś widzę, że pojawia się trochę chaosu i tego spokoju brakuje.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również