Legenda pożegnała się z kibicami. Teraz czas na nowe cele

05.05.2016
Niedawnym meczem z Legionovią Legionowo, Mariusz Jurasik pożegnał się - efektownie - z zabrzańską publicznością. - Sportowo jestem spełnionym człowiekiem, aczkolwiek brakuje krążka igrzysk olimpijskich - przyznaje.
Rafał Rusek/Press Focus
Nie ma wątpliwości, że w niedzielę w Zabrzu odbyło się ważne, sportowe wydarzenie. Po raz ostatni w hali "Pogoni" zagrał Mariusz Jurasik - ponad 200-krotny reprezentant Polski, wicemistrz świata i najlepszy prawoskrzydłowy mistrzostw z 2007 roku, brązowy medalista mistrzostw świata z 2009 roku, pięciokrotny mistrz Polski, zdobywca czterech krajowych Pucharów. Krótko mówiąc - legenda polskiego handballu.

O tym, jak ważna jest to postać dla tej dyscypliny w Polsce świadczyć może... kolejka, jaka ustawiła się do "Józka" przed rozpoczęciem spotkania Górnika Zabrze z Legionovią Legionowo. Po wejściu na boisko, szczypiorniści przez 10 minut musieli czekać, aż Jurasik odbierze wszystkie okolicznościowe prezenty. Była też krótka przemowa, a także informacja, że numer "13", z którym ten zawodnik gra w ekipie "Trójkolorowych", został zastrzeżony i nikt już z takim w tym klubie nie zagra.

Jurasik ze swoimi kibicami pożegnał się w bardzo efektowny sposób - Górnik wygrał w pierwszym meczu o piąte miejsce 37-27, a główny bohater tego artykułu rzucił dziewięć bramek - w tym jedną niemal identyczną jak w spotkaniu z tym samym zespołem, ale w rundzie zasadniczej - bezpośrednio z rzutu wolnego! Trudno o lepsze pożegnanie...



- No cóż, widocznie wtedy to nie był przypadek, po prostu to potrafię - mruży oko. - Rzuciłem nad zawodnikiem, między którym ostatnio też rzuciłem. Mógł podskoczyć. Mam nadzieję, że się chłopak nie załamie - uśmiecha się Jurasik.

Jurasik pożegnał się z kibicami w Zabrzu, ale dla Górnika jeszcze kilka wyjazdowych spotkań zaliczy - przynajmniej w warszawskim Final Four Pucharu Polski, bo jego występ w rewanżowym spotkaniu z Legionovią stoi pod znakiem zapytania. Na szczęście nie z powodu kontuzji. - Będę chciał odpocząć przed Final Four i kierować drużyną z ławki - tłumaczy, dodając, że w jego miejsce grać będzie Maciej Ścigaj. Nie jest jednak powiedziane, że "Józek" na boisko nie wybiegnie.

- Tak samo miało było w Głogowie, a po pięciu minutach musiałem wejść na boisko - mówi z uśmiechem. Wejść musiał, bo koledzy niezbyt dobrze rozpoczęli spotkanie. - Mam nadzieję, że teraz tak się nie stanie i ci, którzy ostatnio mniej grali pokażą swoją wartość - dodaje grający trener Górnika.

W następnym sezonie odpadnie już "grający" i zostanie tylko "trener". Co jednak, jeśli znów okaże się, że bez Jurasika zabrzanie sobie nie radzą? Jest na to sposób... - Muszę powiedzieć prezesowi, żeby w ogóle mnie nie zgłaszał, bo na pewno będzie mnie nosić - śmieje się obchodzący wczoraj 40. urodziny były reprezentant Polski.

- Czterdziestka to dobry wiek do zakończenia kariery. Sportowo jestem spełnionym człowiekiem, aczkolwiek brakuje krążka igrzysk olimpijskich. Może kiedyś, w przyszłości, jako trener uda mi się po niego sięgnąć. W tej chwili skupiam się na mojej nowej roli. Zaczynam wszytko od nowa i to jest fajne, bo znów mam przed sobą cele. Z roku na rok będę dążył do ich realizacji i starał się podnosić swoje - i całego zespołu - umiejętności - mówi Jurasik. Gdyby jednak musiał wejść na parkiet, to z pewnością poradziłby sobie. Tak, jak w całych obecnych rozgrywkach, które zabrzanie prawdopodobnie skończą na tym samym miejscu, co rok wcześniej.


Fot. Norbert Barczyk/Press Focus

- W europejskich pucharach zaszliśmy dalej niż rok temu, dlatego wydaje mi się, że teraz jest lepiej. Wtedy jednak po rundzie zasadniczej byliśmy na trzecim miejscu, ale cztery kontuzje nas wyeliminowały. W tydzień przegraliśmy cały sezon. W tym roku najprawdopodobniej z siódmej pozycji awansujemy na piątą - przypomina Jurasik.

- Przeszkadzały nam kontuzje. Był moment, w którym nie mieliśmy lewego rozgrywającego, mieliśmy problem uzbierać meczową "16". W sumie zabrakło jednego punktu. Jeden zabrali nam z Płockiem, w Głogowie na pięć sekund do końca z sam na sam rzucamy w poprzeczkę, mogliśmy mieć remis. W Opolu wygrywamy przez cały mecz i przegrywamy dwoma. Taki jest sport, nauczka na przyszłość. Nie mogę ingerować w to, jak zawodnik leci sam na sam z bramkarzem i nie trafia. W przyszłym sezonie będziemy starać się, by takich potknięć nie było - deklaruje.

Skoro Jurasik zamierza skupić się już tylko na trenowaniu, to powstaje pytanie: kto go zastąpi na boisku? - Nie mam pojęcia. Z tego co wiem, to Maciek Ścigaj ma jeszcze rok kontraktu, ale nie wnikam w takie sprawy, bo to rola zarządu. Ja mam mieć zawodnika, który ma u mnie grać i tyle. Szukamy leworęcznego gracza, ale jest problem. Poszukujemy już od końca listopada-grudnia poprzedniego roku i jest ciężko. Jeśli już ktoś jest, to bardzo dużo kosztuje. Jest deficyt - przyznaje Jurasik.

Nawet jeśli kogoś znajdą, to ciężko będzie, bo doszedł on do poziomu "Józka"...
autor: Adrian Waloszczyk

Przeczytaj również