Kontuzje, odbicie od dna i „Mały” na wylocie, czyli gorący okres w Sosnowcu

30.03.2021

Po wielu tygodniach oczekiwania i przełamaniu ciągnącej się za zespołem serii sześciu meczów bez zwycięstwa, nastrój wokół sosnowieckiego Zagłębia nieznacznie się poprawił. Oczywiście, przy Kresowej nie można jeszcze mówić o całkowitym uspokojeniu sytuacji - tym bardziej, że klub wyskoczył „zaledwie” na przedostatnie miejsce w tabeli, a dodatkowo w kolejnych spotkaniach będzie musiał uporać się z powstałymi problemami kadrowymi.

Tomasz Kudala/PressFocus

Gdyby ktoś potrzebował dobitnego potwierdzenia, co w praktyce znaczy „źle wejść w mecz”, początek pojedynku Zagłębia Sosnowiec ze Stomilem Olsztyn może posłużyć jako idealny przykład. Zanim bowiem rywalizacja na Stadionie Ludowym rozkręciła się na dobre, sędzia Damian Sylwestrzak podyktował rzut karny po upływie niespełna 30 sekundach gry. Po starciu Dawida Ryndaka z Wojciechem Łuczakiem arbiter nie miał żadnych  wątpliwości przy podjęciu decyzji, a poczyniony błąd przez defensora (który notabene wrócił do wyjściowego składu po niemal 4-miesięcznej przerwie) spowodował, że sytuacja gospodarzy już na samym starcie stała się bardzo zła.

Co prawda sosnowiczanie mogli mieć z tyłu głowy fakt, że Stomil bywał w ostatnim czasie dla nich dość wygodnym przeciwnikiem (4 zwycięstwa w ostatnich 5 pojedynkach), jednak na ich niekorzyść działała jedna brutalna statystyka. Biorąc bowiem pod uwagę 22. dotychczas rozegrane kolejki w Fortuna 1. Lidze, aż w czternastu pojedynkach to bramkarz Zagłębia musiał jako pierwszy wyciągać piłkę z siatki. Co jeszcze istotniejsze, omawianej drużynie do minionej soboty nie udało się ani razu odrobić powstałych strat, a dodatkowo w wielu przypadkach „czerwono-zielono-biali” przyjmowali na siebie kolejne ciosy. Potwierdza to zresztą stworzone zestawienie:

 

  • 1. kolejka sezonu 2020/2021: Bruk-Bet (porażka 0:1)
  • 3. kolejka: Odra Opole (porażka 0:1)
  • 4. kolejka: ŁKS Łódź (pierwszy stracony gol, ostateczny wynik - 1:2)
  • 5. kolejka: Stomil Olsztyn (porażka 0:1)
  • 8. kolejka: GKS Bełchatów (porażka 0:1)
  • 9. kolejka: Resovia (pierwszy stracony gol, ostateczny wynik - 0:2)
  • 10. kolejka: Arka Gdynia (pierwszy stracony gol, ostateczny wynik - 0:2)
  • 11. kolejka: Korona Kielce (pierwszy stracony gol, ostateczny wynik - 1:3)
  • 13. kolejka: Chrobry Głogów (pierwszy stracony gol, ostateczny wynik - 1:2)
  • 14. kolejka: GKS Jastrzębie (pierwszy stracony gol, ostateczny wynik - 1:2)
  • 16. kolejka: Górnik Łęczna (pierwszy stracony gol, ostateczny wynik - 1:4)
  • 17. kolejka: Miedź Legnica (pierwszy stracony gol, ostateczny wynik - 0:2)
  • 20. kolejka: Odra Opole (pierwszy stracony gol, ostateczny wynik - 0:2)

 

W sobotę zawodnikom Zagłębia udało się jednak odwrócić fatalny trend, co mogło również o tyle zaimponować, że poza golem na 0:1 z rzutu karnego, zespół bardzo szybko stracił kapitana Szymona Pawłowskiego. Doświadczony skrzydłowy doznał poważnie wyglądającej kontuzji po ataku rywala, wobec czego opuścił plac gry z obandażowanym prawym podudziem. - Najprawdopodobniej zerwał ścięgno Achillesa. Wygląda na to, że w jego przypadku szykuje się dłuższa przerwa w grze – przyznawał na gorąco po sobotniej rywalizacji trener Kazimierz Moskal. Wiele zatem wskazuje na to, że dwukrotny mistrz Polski nie będzie już w stanie pomóc zespołowi w ciężkiej walce o utrzymanie pierwszoligowego bytu. 

Tym samym boki pomocy w Zagłębiu stały się w pewnym sensie tzw. „ziemią niczyją”. Już w zeszłym tygodniu złamania kości strzałkowej doznał podstawowy młodzieżowiec Mateusz Szwed, wobec czego w minionej kolejce na prawym skrzydle został ustawiony nominalny ofensywny pomocnik, Patrik Misak. Co prawda w obwodzie trener Moskal posiada jeszcze Patryka Małeckiego, choć w przypadku byłego reprezentanta Polski należy chyba podkreślić słowo „jeszcze”, a termin „posiada” zamienić na „posiadał”. Według wczorajszych informacji Wojciecha Todura ze śląskiego oddziału Gazety Wyborczej, 31-latek po meczu ze Stomilem miał wdać się w dość emocjonalną wymianę słowną z drugim trenerem Łukaszem Matusiakiem, a ten otrzymał poparcie od swojego bezpośredniego przełożonego. Dziś z kolei klub wydał oficjalne oświadczenie na swojej stronie internetowej, wyjaśniając i potwierdzając powstałe po końcowym gwizdku zamieszanie.

- W związku ze zdarzeniami mającymi miejsce po meczu Zagłębie Sosnowiec z Stomilem Olsztyn w tym naruszeniem nietykalności cielesnej i kierowania gróźb karalnych przez zawodnika Patryka Małeckiego wobec członka sztabu szkoleniowego Zagłębia Sosnowiec, klub zdecydował się na rozpoczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec zawodnika, a także zawieszenie Patryka Małeckiego w prawach zawodnika klubu - można przeczytać w poście, opublikowanym we wtorkowe popołudnie na oficjalnej stronie Zagłębia. Popularny "Mały" wpadł zatem w kolejne kłopoty i zapewne na tym incydencie przedwcześnie zakończył swój pobyt w klubie z Zagłębia Dąbrowskiego. 

Skupiając się jednak na stricte boiskowych aspektach i wracając do przebiegu ostatniej rywalizacji przy Kresowej, o jej wyniku w dużej mierze zadecydowały świetnie wykonywane stałe fragmenty gry. Stomil wyszedł na prowadzenie po skutecznie wykonanej jedenastce, natomiast w rolę katów po stronie gospodarzy wcielił się duet Misak - Joao Oliveira. Pierwszy z wymienionych piłkarzy dwukrotnie popisał się dokładnymi dośrodkowaniami z rzutu rożnego, natomiast portugalski pomocnik dał się rywalowi we znaki za sprawą dwóch skutecznych główek. Po spotkaniu opiekunowie obu ekip słusznie zwrócili uwagę na to, że to właśnie ten element odegrał kluczową rolę w kontekście końcowego wyniku. - Przed spotkaniem uczulaliśmy zawodników na to, że Zagłębie dobrze sobie radzi przy stałych fragmentach gry. Przy stanie 1:0 dla nas mieliśmy kilka sytuacji na podwyższenie wyniku, ale nie udało się. Na drugą połowę wyszliśmy zmotywowani i powtarzaliśmy sobie, że nie możemy znowu stracić bramki po stałym fragmencie gry, ale niestety to się stało. Przegraliśmy mecz i sami sobie utrudniliśmy sytuację - przyznawał rozgoryczony Adam Majewski. 

Satysfakcji nie ukrywał za to Kazimierz Moskal, mówiąc na sobotniej konferencji prasowej, że zdobyte trzy punkty pozwoliły jego podopiecznym złapać trochę tlenu. Ciężko się z tym nie zgodzić, skoro po ważnym zwycięstwie i jednoczesnej stracie punktów przez GKS Bełchatów, sosnowiczanie wyprzedzili jedenastkę z województwa łódzkiego za sprawą lepszego bilansu bramkowego. Tym samym Zagłębie zdołało odbić się od pierwszoligowego dna i obecnie zajmuje ostatnią bezpieczną pozycję w tabeli, chociaż przypominając sobie niedawne zapowiedzi klubu z Kresowej i jego początkową chęć włączenia się do walki o miejsce w czołówce, ciężko w Sosnowcu zachowywać nadmierny optymizm. 

Zagłębie zapewne potraktowało bardzo słaby mecz z opolską Odrą jako porządny zimny prysznic, a ostatnie dwa spotkania można w jego przypadku uznać za dobry prognostyk. Prawdziwą weryfikacją dla sosnowiczan będzie jednak zbliżający się kwiecień. Najpierw zespół ze Stadionu Ludowego zmierzy się z dwoma zespołami, na które być może spogląda po cichu z pewną zazdrością. Mowa o łódzkim Widzewie (ten pojedynek odbędzie się już w Wielką Sobotę) oraz Sandecji Nowy Sącz, które w 2021 roku nie zaznały jeszcze goryczy porażki i są coraz bliższe realizacji założonych przez siebie celów. 

Z kolei w 25. oraz 26. kolejce "Zagłębiacy" rozegrają dwa pojedynki o wręcz ogromnym ciężarze gatunkowym, których stawka nawet przewyższa mityczne „6 punktów”. Za blisko dwa tygodnie „czerwono-zielono-biali” podejmą u siebie ostatni GKS Bełchatów, natomiast w następnej kolejce zespół pojedzie do Rzeszowa na mecz z aktualnie szesnastą Resovią. Czy po tych spotkaniach zawodnicy Zagłębia złapią jeszcze głębszy oddech i nieco oddalą się od „czerwonej strefy”? Czas pokaże, niemniej nawet jeżeli drużynie uda się uniknąć dość niespodziewanej degradacji, sezon 2020/2021 i tak będzie raczej potraktowany przy Kresowej jako wyjątkowo rozczarowujący. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również