Katowice - Tur 1-4

08.11.2008
Konsternacja na Bukowej! Katowiccy fani mogą się cieszyć, że mecz był rozgrywany bez ich obecności. - Tur wypunktował nas jak rasowy snajper - przyznał Krzysztof Markowski.
Spotkaniem z Turem GieKSa rozpoczęło serię domowych meczów bez udziału publiczności. Grupa kibiców gospodarzy na Bukowej się pojawiła, ale mogła trzymać kciuki za swoich piłkarzy jedynie zza płotu okalającego stadion. Od pierwszego gwizdka sędziego najaktywniejszy był... Przemysław Cecherz. Przy przeraźliwej ciszy płynącej z trybun, szkoleniowiec gości nie miał problemów z przekazywaniem wskazówek swoim zawodnikom. A było ich sporo, bo pierwszy fragment gry w żadnym wypadku nie wskazywał na to, że jedenastka z Turku skończy pierwszą połowę na dwubramkowym prowadzeniu. Przyjezdni po kilkunastu minutach znaleźli się w sporych tarapatach, gdy po dwójkowej akcji z Krzysztofem Kaliciakiem w dogodnej sytuacji znalazł się Łukasz Janoszka. Uderzył mocno, ale mało precyzyjnie. To tyle, jeśli chodzi o ofensywne zapędy GieKSy.

Od tego momentu rywale wzięli się do roboty. Ze świetnym skutkiem. Swoją okazję zmarnował Benjamin Imeh, ale - co gorsza dla miejscowych - w niedługim czasie w pełni się zrehabilitował. Czarnoskóry gracz Tura wpadł z piłką w pole karne, z łatwością poradził sobie z defensywą GKS, po czym nie dał szans Jackowi Gorczycy. Miejscowi nie mieli pomysłu na rozmontowanie bardzo pewnie grającej obrony przeciwnika. Po raz kolejny za to dali się zaskoczyć. Paweł Olszewski znalazł się sam przed Gorczycą i choć przegrał pojedynek, to zdążył jeszcze dobiec do piłki i wyłożyć ją jak na tacy Łukaszowi Cichosowi. Ten - tak samo jak w pierwszym starciu w Turku - nie miał problemów z wpisaniem się na listę strzelców. Bliski umieszczenia piłki w siatce był Daniel Kubowicz. Jego świetną próbę z dystansu golkiper GKS zdołał jednak przenieść nad poprzeczkę.

Ta sztuka nie udała mu się jednak tuż po zmianie stron. "Główka" Cichosa kompletnie dobiła podopiecznych Adama Nawałki. Przewaga trzech bramek nie zadowoliła Tura. Kolejny celny strzał głową - tym razem Imeha - i zrobiło się 0-4! Wówczas miejscowi w końcu zdołali otrząsnąć się z przewagi rywali. Niewiele zabrakło Kaliciakowi, a zwłaszcza debiutującemu w katowickich barwach Tomaszowi Hołocie. Skuteczniejszy okazał się Bartosz Iwan, który zmniejszył rozmiary porażki bardzo efektownym wolejem. Tego dnia GKS nie było już jednak stać na nic więcej. Występu ekipy z Katowic nie można nazwać inaczej jak tylko kompromitacją.

Pod szatniami

[b]Krzysztof Markowski[/b] (obrońca GKS): Tur wypunktował nas jak rasowy snajper. Do 20 minuty nasza gra układała się całkiem dobrze, ale potem rywale nawet nie musieli się specjalnie namęczyć, by strzelać kolejne bramki.

[b]Dawid Kubowicz[/b] (pomocnik Tura): GKS nie zagrał wcale tak słabego spotkania. To my pokazaliśmy dużą klasę. Udowodniliśmy, że passa ośmiu meczów bez porażki, jaką mieliśmy na koncie przed przyjazdem do Katowic, nie była dziełem przypadku.

[b]Marcin Krysiński [/b](obrońca GKS): Ciężko cokolwiek powiedzieć po takiej porażce. Oddaliśmy ten mecz bez walki. Rywalom należą się brawa za niesamowitą skuteczność.

[b]Paweł Olszewski [/b](pomocnik Tura): Wynik to jedno, ale wcale nie był to dla nas spacerek. Trzeba jednak powiedzieć, że znokautowaliśmy gospodarzy.
[b]
[/b]Konferencja prasowa

[b]Przemysław Cecherz [/b](trener Tura): Obawiałem się tego meczu. Katowice to bardzo trudny teren. Nie mamy w swoim składzie wielkich nazwisk, tymczasem nie daliśmy dzisiaj GKS żadnych szans. Nastawiliśmy się przede wszystkim na przeszkadzanie. Nie spodziewałem się, że taka taktyka może nam przynieść aż 4 gole.

[b]Adam Nawałka [/b](trener GKS): To dla nas bardzo smutny dzień. Po pierwsze, z powodu otoczki meczu. Gra przy pustych trybunach robi swoje. Po drugie, z racji wyniku. Początek nie zapowiadał takiego obrotu spraw. Wydawało się, że bramki dla nas są kwestią czasu. Jedynym, z czego mogę być zadowolony, to debiut Tomka Hołoty.
autor: Kamil Kwaśniewski

Przeczytaj również