Jubilat z dubletem, a „GieKSa” wciąż bez wyjazdowego przełamania

02.12.2021

Podobnie jak w pierwszej kolejce obecnego sezonu Fortuna 1. Ligi, piłkarze GKS-u Katowice i Resovii podzielili się punktami za sprawą remisu 2:2. Dodatkowo, tak jak to miało miejsce pod koniec lipca br., o większym niedosycie mogą mówić podopieczni Rafała Góraka, którzy dwukrotnie wypuścili prowadzenie z rąk i nie wykorzystali okazji na odniesienie pierwszego wyjazdowego zwycięstwa po awansie. 

Łukasz Sobala/PressFocus

Myśląc o środowym pojedynku Resovii z katowicką „GieKSą”, uprzednio odwołanym z powodu zagrożenia epidemicznego i szeregu zachorowań w obozie "Pasów", kibice obu drużyn zapewne od razu przypomnieli sobie przebieg ostatniej bezpośredniej rywalizacji. Pod koniec lipca bieżącego roku GKS, w ramach pierwszego meczu po powrocie do Fortuna 1. Ligi, stworzył z rywalem naprawdę zacięte widowisko, ostatecznie zakończone podziałem punktów. Niewątpliwie katowiczanie mogli wówczas mocno pluć sobie w brodę, bo do ostatniego kwadransa prowadzili z rywalem z województwa podkarpackiego 2:0, choć wtedy można to było wytłumaczyć brakiem potrzebnego ogrania na wyższym poziomie rozgrywkowego i koniecznością zapłaty popularnego frycowego. 

Znacznie ciężej było za to wytłumaczyć porażkę katowiczan z minionej kolejki, nawet pomimo faktu, że na stadion przy Bukowej przyjechał aktualny lider tabeli z Legnicy. Podopieczni Rafała Góraka prowadzili bowiem już dwukrotnie z Miedzią, ale wobec kilku niepewnych interwencji w wykonaniu linii defensywnej gospodarzy, ostatecznie legniczanie odrobili straty z nawiązką i wygrali 3:2. – Lider to lider, ale jeśli po meczu oglądamy statystyki i widzimy w nich 3 celne strzały na naszą bramkę, to musi być niedosyt. Legniczanie wypunktowali nas, to bardzo mocny w ofensywie zespół. Momentami graliśmy jednak z nim jak równy z równym, a momentami byliśmy lepsi. Błędów indywidualnych pod naszą bramką było jednak zbyt wiele i rywal to wykorzystał. Nasza porażka nie wynikła z jakiegoś wielkiego naporu, dużej przewagi Miedzi – oceniał po meczu trener Rafał Górak, który z powodu zawieszenia za czerwoną kartkę, nie miał możliwości poprowadzenia swojej ekipy podczas meczu w Rzeszowie.

Gdyby nawet szkoleniowiec mógł być w środowy wieczór przy zespole, było pewne, że na beniaminka czekać będzie tego dnia trudne zadanie. Co prawda obie drużyny dzieliły przed pojedynkiem zaledwie cztery oczka (na korzyść Resovii), ale trzeba pamiętać, że „GieKSa” pozostawała bez wywalczonego wyjazdowego zwycięstwa w tym sezonie. Po pierwszej połowie kibice przyjezdnych nabrali jednak sporej nadziei na to, że ta dość wstydliwa statystyka zostanie w końcu przerwana. Dzięki bardzo mocnym początku oraz końcówce wspomnianej części gry, katowiczanie prowadzili z Resovią 2:1, a na listę strzelców dwukrotnie wpisał się zawodnik, który już w ten czwartek będzie świętował „zmianę kodu na dwójkę z przodu”. 19-letni jeszcze pomocnik najpierw zwieńczył celnym strzałem szybką akcję, przeprowadzoną przez Filipa Szymczaka oraz Arkadiusza Woźniaka, a już w doliczonym czasie gry dobił z ostrego kąta oddane wcześniej uderzenie przez Woźniaka.

Ustawiony tego dnia na „10” piłkarz zdobył więc swoją czwartą oraz piątą bramkę w obecnych rozgrywkach, choć jeżeli zapewniłyby one wymarzone przełamanie, z pewnością zyskałyby one dodatkową wartość. Resovia nie zamierzała jednak łatwo odpuszczać, o czym dobitnie świadczył przebieg większej części pierwszej połowy. Szczególnie aktywni w ofensywie byli dwaj pomocnicy - Maksymilian Hebel oraz Marek Mróz, a po ich efektownych próbach Dawid Kudła musiał wspiąć się na wyżyny swoich możliwości, by utrzymać czyste konto po swojej stronie. Mimo naprawdę dobrej postawy, 29-latek z Rudy Śląskiej musiał jednak kapitulować po kolejnym uderzeniu drugiego z wymienionych zawodników. 

Taki przebieg rywalizacji zwiastował dalsze emocje już po zmianie stron, a trener Dawid Kroczek zamierzał zrobić wszystko, by podkarpacki klub odrobił straty i wygrał pierwsze w swojej historii spotkanie z „GieKSą”. W końcu już w 65. minucie opiekun gospodarzy dokonał aż trzech możliwych jeszcze do przeprowadzenia zmian, wprowadzając na plac ofensywnie usposobionych Jakuba Wróbla, Damiana Hilbrychta i Kamila Antonika. Pierwsza z tych roszad okazała się być prawdziwym strzałem w dziesiątkę, bo to właśnie Wróbel swoją celną główką zdołał zapewnić gospodarzom wyczekiwane wyrównanie. Napastnik wykorzystał dokładne dośrodkowanie bardzo aktywnego od początku meczu Maksymiliana Hebla oraz bierność defensywy gości, dzięki czemu temperatura meczu przy Hetmańskiej w końcu poszła w górę. 

Mówimy „w końcu”, bo poza golem na 2:2, wielu zapewne liczyło na nieco większe fajerwerki na placu gry. Po stronie gości szczególnie zawodziły dość mało aktywne skrzydła, a swoje robiła również niedokładność oraz brak odpowiedniego wykończenia. Ostatecznie to dość wyrównane spotkanie zakończyło się identycznym wynikiem, jaki miał miejsce dokładnie 31 lipca br. przy Bukowej. GKS pozostaje więc wciąż bez wyczekiwanego skalpu na obcym stadionie, mając w perspektywie jeszcze wyjazd na stadion rozpędzającego się Podbeskidzia Bielsko-Biała. 

„GieKSy” może napawać pewną dozą niepewności fakt, że w dwóch ostatnich spotkaniach ich podopieczni stracili aż 5 goli, co może zwiastować pewien powrót do punktu wyjścia oraz konieczność ponownego zwalczenia problemu przeciekającej defensywy. - Resovia ponownie pokazała, że dobrze wykonuje stałe fragmenty gry, a my nie ustrzegliśmy się w tym aspekcie błędów. W mojej opinii druga połowa była w naszym wykonaniu dużo lepsza, często graliśmy atakiem pozycyjnym i kontrolowaliśmy grę. Mogliśmy zamknąć mecz, bo mieliśmy ku temu swoje sytuacje, ale z drugiej strony Resovia miała więcej z gry w pierwszej połowie. Z przebiegu spotkania uważam, że możemy być umiarkowanie zadowoleni z wywalczonego remisu - powiedział tuż po spotkaniu zastępujący pierwszego trenera Tomasz Włodarek. 

autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również