Górnik - MMTS 33-33. A mogli przegrać...

10.11.2015
Gdyby nie interwencja Mateusza Korneckiego w ostatnich sekundach spotkania, Górnik Zabrze przegrałby na własnym terenie ze świetnie spisującym się beniaminkiem.
Norbert Barczyk/Pressfocus
Mecz długo nie układał się po myśli zabrzan, którzy przez większą część pierwszej połowy musieli gonić wynik. Goście co prawda nie odjechali na większą liczbę bramek, ale po 20 minutach gry prowadzili 13-10. "Trójkolorowym" udało się jednak - za sprawą Remigiusza Lasonia - na pół minuty przed przerwą doprowadzić do wyrównania.

Druga część - podobnie jak pierwsza - stała na wysokim poziomie. Mecz dobrze się oglądało, a dzięki końcówce - pewnie jeszcze długo będzie wspominany przez kibiców. Pierwsze 10 minut to dominacja Górnika, który wyszedł na prowadzenie 26-22. Na 10 minut przed końcową syreną czterobramkowa przewaga jeszcze się utrzymywała, jednak później goście zaczęli odrabiać straty.

Zaczęło się od dwuminutowej kary dla Mariusza Jurasika, po której najpierw rzut karny wykorzystał Mateusz Seroka, a po nieudanej akcji zabrzan gola zdobył Tomasz Klinger. Gdy grający trener Górnika wrócił na parkiet, wyleciał z niego... Tymoteusz Piątek. Przy kolejnej grze w przewadze goście doprowadzili do wyrównania.

Na kilkanaście sekund przed końcem spotkania Górnik miał okazję, by rzucić bramkę na wagę zwycięstwa. Zabrzanie popełnili - niepierwszy - błąd i stracili piłkę, przez co przed szansą stanął Maciej Pilitowski. Jego rzut świetnie obronił Mateusz Kornecki, dzięki któremu gospodarze nie przegrali spotkania.

Górnik Zabrze - MMTS Kwidzyn 33-33 (17-17)
 
źródło: SportSlaski.pl

Przeczytaj również