GKS Katowice na łopatkach

05.10.2008
Klub spadł na ostatnie miejsce w tabeli, a piłkarze protestują z powodu braku wypłat. – Ostatnie pieniądze dostaliśmy za czerwiec! – irytują się.
Sędziowie i piłkarze Górnika Łęczna musieli w sobotę trochę zaczekać, nim doczekali się momentu, kiedy na murawę stadionu przy Bukowej wybiegli gospodarze. Katowiczanie od pewnego już czasu w taki sposób planowali zamanifestować z jakimi problemami się zmagają. - Zwracamy uwagę na fatalną sytuację finansową naszego klubu – tłumaczy Grażvydas Mikulenas.

Katowiczanie myśleli już o niemym proteście przed mecze z Dolcanem Ząbki. Postanowili wtedy uzbroić się w cierpliwość. – Niestety, zarząd nadal jak mantrę powtarza: „poczekajcie jeszcze”. My jednak nie możemy tak powiedzieć telekomunikacji, czy gazowni! Mamy rodziny i comiesięczne opłaty, z którymi nie możemy czekać. Zresztą nie zdziwię się jeśli na najbliższy trening ktoś nie przyjedzie, bo nie będzie miał po prostu za co! Nie każdy zdążył odłożyć trochę grosza na czarną godzinę, a działacze nie są nawet w stanie określić terminu, kiedy zaległości zostaną wypłacone - wzdycha Markowski.

- Nie mogę powiedzieć piłkarzom, że zaległości spłacimy jutro czy pojutrze, bo sam tego nie wiem. Jest jednak nadzieja na lepszą przyszłość. Wciąż liczę na pomoc prezydenta miasta i da tym samym wyraz, że klub nie jest mu obojętny – mówi prezes Jan Furtok, który jest mocno rozczarowany manifestem piłkarzy. - Byliśmy dotąd partnerami, ale od teraz tak już chyba nie będzie – mówi Furtok. O planach piłkarzy wiedział Adam Nawałka. – Oni muszą mieć co jeść i za co rodziny utrzymać. Nie będę się jednak rozwodził na ten temat – zaznacza szkoleniowiec.

Rzut oka w tabelę i wygląda na to, że katowiczanom poważnie zagląda w oczy degradacja do niższej ligi. Latem nieśmiało mówiono tymczasem nawet o awansie. - Zła sytuacja finansowa klubu  nawarstwia się od dłuższego czasu. Z tym problemem borykaliśmy się w ubiegłym sezonie, jednak wtedy kryzys szybko został zażegnany. Żeby walczyć o czołowe lokaty w lidze, trzeba mieć ustabilizowane finanse klubu. Nie przypuszczałem, że sprawi nam to tyle problemów – przyznaje dyrektor Piotr Piekarczyk.

- Kiedy przychodziłem do klubu, wszędzie widoczny był stan euforii. Zdawałem sobie sprawę, że nie może on trwać wiecznie, ale nie sądziłem, że przerodzi się on w sytuację, z którą mamy do czynienia obecnie – dodaje ze smutkiem Jan Furtok. Finanse pokrywają się ze słabymi wynikami. Przypadek? - Kiedy wychodzimy na boisko zapominamy o tym, że pieniędzy na koncie nie ma. Zapewniam! Nie chcę, aby naszą grę odbierano przez pryzmat braku pieniędzy - zaznacza Markowski.
autor: Krzysztof Dębowski

Przeczytaj również