Defensywa wciąż dziurawa. Wysoka porażka GKS-u w Katowicach

16.09.2021

Piłkarze GKS-u Katowice zanotowali już drugi mecz w tym sezonie, w którym stracili oni aż cztery gole. W czwartkowy wieczór ponownie dała o sobie znać słabo dysponowana defensywa zespołu beniaminka, a po porażce 2:4 przeciwko Arce Gdynia, zespół ma na koncie aż 18 straconych bramek oraz zajmuje miejsce w strefie spadkowej.

Marcin Bulanda/PressFocus

Choć do pewnego momentu katowiczanie grali z Arką jak równy z równym, na przestrzeni całego spotkania gdynianie byli zwyczajnie lepsi, przez większość czasu kontrolując tempo gry i zasłużenie pokonując katowiczan. – Musimy szybko uporządkować głowy, bo to jest najważniejsze dla drużyny – komentował na gorąco szkoleniowiec GKS-u, Rafał Górak.

Po odwróceniu losów spotkania i zwycięstwie w domowym meczu przeciwko Zagłębiu Sosnowiec, piłkarze klubu z Bukowej nie zdołali pójść za ciosem. W Głogowie stracili aż 4 gole, później w Łodzi kolejne 3. W poprzednich trzech starciach na poziomie Fortuna 1. Ligi Dawid Kudła wyciągał piłkę z bramki aż dziewięciokrotnie, co nie zwiastowało niczego dobrego przed przyjazdem Arki Gdynia – drużyny pragnącej powrotu do Ekstraklasy.

Po około dziesięciu minutach zawodników zaskoczyła nagła ulewa. Do ekstremalnych warunków, jakie zapanowały nad murawą w Katowicach, o wiele lepiej przystosowali się gospodarze. Do tej pory spychani do głębokiej defensywy gracze GKS-u wykorzystali moment, w którym zespół przyjezdny ewidentnie oddał kontrolę nad meczem. Piłkarze z Katowic wyprowadzali akcję za akcją, aż w końcu jedna z nich przyniosła zamierzony efekt. Świetnie spisał się Wojciechowski, który zgarnął piłkę na przedpolu, a później asystował przy fantastycznym trafieniu z pierwszej piłki autorstwa Rafała Figla. Pomocnikowi GKS-u do drugiego trafienia brakowało niewiele – po uderzeniu z rzutu wolnego z okolic siedemnastego metra piłka tylko otarła się o poprzeczkę.

Nie miał jednak szczęścia wspomniany wcześniej Wojciechowski. Kilka minut później poślizgnął się, umożliwiając Mateuszowi Żebrowskiemu rozpędzenie się lewą stroną boiska. Napastnik Arki wpadł w pole karne i zagrał dokładną piłkę do Macieja Rosołka, który skiksował. Jego błąd skutecznie naprawił jednak Olaf Kobacki, dzięki czemu 20-letni napastnik wyrównał wynik starcia.

Od momentu, w którym intensywny deszcz ustał, piłkarze z Katowic jeden po drugim co chwila padali na murawie. Wyglądało na to, że ich buty nie były dostosowane do panujących warunków. Gdynianie nie wykorzystali swojej przewagi, choć młoda trójka grająca z przodu walczyła zdecydowanie o każdą piłkę. Średnia wieku tercetu Rosołek – Żebrowski – Kobacki wynosi tylko 22 lata.

Druga część gry znów rozpoczęła się od intensywnych opadów deszczu, a także kłopotów gospodarzy. Goście korzystali z miejsca w polu karnym rywali, jakie zostawiali piłkarze GKS-u. Katowiczanom nie trzeba było wiele – szukali oni bezpośrednich środków, takich jak kontrataki i dośrodkowania. Jedną z kontr świetnie rozprowadził Arkadiusz Woźniak, który założył „siatkę” przeciwnikowi, za co otrzymał ogromne owacje. Kilka chwil później wybitą piłkę zebrał Adrian Błąd, który obrócił się z rywalem na plecach i idealnie dograł do Patryka Szwedzika, któremu nie pozostało nic innego, jak tylko skierować piłkę do bramki uderzeniem głową. Zawodnik ten zmienił w przerwie Filipa Szymczaka, który – poza wywalczeniem rzutu wolnego – był nieszczególnie widoczny.

Co istotne, katowiczanie w całym meczu oddali tylko 2 celne uderzenia, po których zdobyli obie bramki. Fakt ten najwidoczniej rozzłościł piłkarzy Arki, którzy przyjechali do Katowic zgarnąć kolejne punkty. Po siódmym rzucie rożnym na korzyść gdynian (w tym czasie GKS nie wywalczył jeszcze żadnego) i uderzeniu z szesnastego metra dość poważnie zakotłowało się przed bramką Kudły. Do bezpańskiej piłki dopadł Michał Marcjanik, a wbicie do bramki piłki stojącej kilka metrów przed nią nie było dla tego zawodnika żadnym wyzwaniem.

Około dwudziestu minut gry przy stanie remisowym to było wszystko, na co stać było piłkarzy z Katowic. Gdynianie coraz bardziej zamykali GKS we własnym polu karnym, momentami nie mieli jednak pomysłu na finalizację akcji. W końcu końcowe podanie otrzymał Olaf Kobacki. 20-latek ustrzelił dublet w tym spotkaniu. – Przegraliśmy dzisiaj z zespołem lepszym, to fakt. Zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy zespołem tak mocnym jak Arka. Jednak tracąc cztery gole na własnym boisku, nieważne, co by się zrobiło, trudno o zwycięstwo 5:4 – mówił szkoleniowiec gospodarzy.

Niewiele brakowało, a katowiczanie wróciliby do tego meczu szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Prostopadłe dogranie Błąda starał się przecinać Szwedzik, a interweniujący wślizgiem Valcarce omal nie pokonał własnego bramkarza, jednak piłkę z linii bramkowej wybił Martin Dobrotka. Świetna interwencja defensora popchnęła gości do ataku. Hubert Adamczyk otrzymał mnóstwo wolnej przestrzeni w polu karnym GKS-u, dograł piłkę zewnętrzną częścią stopy do wbiegającego Viniciusa, a Brazylijczyk, zdobywając bramkę w doliczonym czasie gry, tylko dobił drużynę z Katowic. Po tym trafieniu kibice zaczęli już opuszczać stadion. – Moi zawodnicy muszą zejść na ziemię i zdać sobie sprawę, że ta liga mocno nas weryfikuje. Zdobywamy naukę i obyśmy mogli ją przełożyć na dni treningowe, których nie ma wiele. Musimy wrócić do szatni, podnieść się po porażce i zdać sobie sprawę z zadania, jakie mamy do wykonania – utrzymać pierwszą ligę w Katowicach – kończył Górak, stawiając jasno cel, przed jakim staje klub z Katowic.

– Ciężko jest pozbierać się po takim meczu. W piłce, jak w życiu, czasami są trudniejsze momenty i my takie chwile przechodzimy teraz. Wierzę w siebie, wierzę w nas i wierzę w to, że razem wyjdziemy z tego trudniejszego okresu – takie słowa padły z ust Michała Kołodziejskiego, zawodnika GKS-u. Katowiczanie po porażce z Arką spadli na szesnaste miejsce w tabeli Fortuna 1. Ligi. 18 straconych bramek to najgorszy wynik spośród wszystkich drużyn na tym etapie rozgrywek sezonu 2021/2022.

autor: Antoni Majewski

Przeczytaj również