Ciągle na minusie. Kolejne problemy "Niebieskich"

25.08.2019

W Chorzowie wciąż czekają na pierwsze powody do radości w ligowym sezonie. Niebiescy przegrali we Wrocławiu ze Ślęzą 0:2, kończąc to spotkanie w dziewiątkę, a kibice Ruchu, pamiętając o karze od Komisji Licencyjnej, wciąż mogą gorzko mówić: marzymy, by mieć zero punktów na koncie...

Norbert Barczyk/PressFocus

Każdą dyskusję o dyspozycji Niebieskich, przyczynach porażki, trzeba właściwie zaczynać od słów: pamiętajmy o sytuacji organizacyjnej klubu. - My jesteśmy amatorskim klubem, wszyscy normalnie pracują, ale staramy się na bieżąco być z piłkarzami – mówił przed meczem z Ruchem, trener Ślęzy Grzegorz Kowalski. Słowa te gryzą się niestety z chorzowską rzeczywistością. Bo chociaż na Cichej również się starają, to nowi piłkarze, którzy do drużyny latem dołączyli, nie otrzymali jeszcze ani jednej pełnej pensji. Ci, którzy są w zespole od zimy dwukrotnie, maksymalnie trzykrotnie dostali pieniądze. W ostatnich dniach ze strony niektórych piłkarzy ponownie poszły wezwania do zapłaty.

- Na boisku nikt jednak nie myśli o finansach – zapewniają sami zawodnicy. I trudno podejrzewać, by w momencie popełniania błędu przy pierwszej bramce Dawid Smug myślał o sytuacji w klubie lub gdy przy drugim trafieniu, gdy niemal na stojąco zostali ograni defensorzy Ruchu, ktoś był myślami na koncie bankowym. - Przydarzyła się katastrofa po przerwie w postaci pierwszej bramki – przyznawał wprost po meczu Marcin Kowalski.

Chorzowianie we Wrocławiu stracili dwóch zawodników po czerwonych kartkach i trochę to przypomina ubiegły sezon, kiedy to Ruch łącznie zebrał aż sześć wykluczeń, drugi wynik w całej lidze, a pięć z tych czerwonych kartek to było dzieło stoperów. We Wrocławiu wcześniej murawę musieli opuścić środkowi obrońcy, Mateusz Iwan i Konrad Kasolik. - Piłka nożna to gra błędów. Gdyby tych błędów nie było, nie byłoby kartek, bramek i gra byłaby bez sensu. Byliśmy nieco spóźnieni w naszych reakcjach, stąd też może taka, a nie inna ilość żółtych kartek. Musimy zdecydowanie nad tym popracować, żeby takie sytuacje się nie zdarzały – dodawał Kowalski.

Po dwóch spotkaniach ligowych z defensorów Ruchu tylko Bartłomiej Kulejewski jest czysty. Mateusz Iwan ma dwie żółte kartki, Mateusz Lechowicz, Marcin Kowalski, Michał Mokrzycki po dwie żółte, Konrad Kasolik jedną czerwoną, Jakub Nowak, Tomasz Podgórski, Mateusz Bartolewski i Adrian Dąbrowski po jednej żółtej. - Czasem nawet w niektórych sytuacjach nie musimy faulować – zauważa trener Łukasz Bereta, który dostrzega problem kartkowy. - To będzie duży kłopot za 3-4 spotkania – dodaje. W tej sytuacji tak bardzo boli każda kolejna kartka, chociażby otrzymana przez Michała Mokrzyckiego za za dyskusję z sędzią w końcówce spotkania we Wrocławiu. - Nie było faulu, dlatego te jego dyskusje – tłumaczyli zawodnika po meczu koledzy.

Do momentu pierwszego wykluczenia w 36. minucie Ruch nie odstawał od drużyny, która w dwóch poprzednich sezonach plasowała się tuż za zwycięzcami trzecioligowych rozgrywek. - Absolutnie nie byliśmy słabsi od rywala – mówił Kowalski. Ponownie błędy indywidualne, tym razem połączone z grą w osłabieniu spowodowały, że Niebiescy mogą być zadowoleni jedynie z gry, i to też tylko w początkowej fazie spotkania. - Te błędy indywidualne są martwiące. Gramy do trzydziestej minuty, nic nie wskazuje na to, żeby gra się zmieniła, raz my się utrzymujemy przy piłce, a raz Ślęza, a tu jedno wybicie piłki, my za późno reagujemy, źle wracamy i dostajemy czerwoną kartkę – analizował Łukasz Bereta.

Nie pomaga drużynie również sytuacja zdrowotna. Przed meczem ze Ślęzą, wobec absencji Mateusza Bartolewskiego, było niemal pewne, że od pierwszej minuty będzie grał doświadczony Mateusz Kowalski. Tyle, że – trochę jak w ubiegłym tygodniu w sytuacji z Foszmańczykiem – trenerzy na rozgrzewce drżeli o zdrowie defensora. - Do ostatniej chwili nie było wiadomo czy zagram, ale na rozgrzewce wszystko było w porządku, więc po prostu postanowiłem, że będę na ten mecz na sto procent. Wyszedłem, nic się nie stało pod kątem zdrowotnym, więc to jest jakiś tam plus. Mam nadzieję, że będę mógł w spokoju przygotować się do następnego spotkania – mówił były defensor Rozwoju Katowice. W odwodzie pozostawał już tylko Bartłomiej Kulejewski.

Pozytywną wiadomością jest stan zdrowia Tomasza Foszmańczyka. W nadchodzącym tygodniu ma wrócić do treningów i od tego, jak będzie się czuł, zależy czy zagra w nadchodzącym meczu z MKS Kluczbork. Trochę gorzej wygląda natomiast sprawa z Mateuszem Bartolewskim, jego występ w sobotę jest wątpliwy.

Chorzowianie nie ustają również cały czas w poszukiwaniach nowych zawodników. W odwodzie jest Gruzin Giorgi Tsuleiskiri, który czeka tylko na pozwolenie na pracę, ale jest jeszcze szansa na pozyskanie dwóch kolejnych graczy. Pomocnika, który od jakiegoś czasu przebywa już w Chorzowie, ale pojawił się także temat napastnika. - My cały czas mocno wierzymy w Mariusza Idzika. On na treningach spisuje się dobrze. Mocno pracuje, wierzymy, że przyjdzie przełamanie – mówi trener Łukasz Bereta.

Wzmocnienia są potrzebne, bo w kontekście wspomnianych wcześniej urazów oraz wykluczeń ławka chorzowian jest zdecydowanie zbyt krótka. W meczu ze Ślęzą zadebiutował Konrad Kasolik i jeżeli znajdziemy pozytywy, tak, trochę to szukanie na siłę, to jego występ do momentu czerwonej kartki można ocenić obiecująco. - Pozytywnie nawet – dodał trener Niebieskich.

Kończąc wątkiem, od którego zaczęliśmy... W najbliższych dniach (poniedziałek?) do klubu trafi już ostatecznie pierwsza transza pieniędzy z miasta, ok. 150 tysięcy złotych za promocję Chorzowa. Wkrótce będą realizowane również sprawozdania za sierpniową część konkursu.

autor: Tadeusz Danisz

Przeczytaj również