Awans, w którym pomógł Piszczek. "Jak się za to weźmie, to nie ma przebacz"

23.06.2020

LKS Goczałkowice śląskim beniaminkiem III ligi. Klub z maleńkiej miejscowości wygrał trudny baraż z Szombierkami Bytom i pomału może planować boje z bytomską Polonią, czy Ruchem Chorzów. "Mamy to!" - krzyknął po meczu uradowany Łukasz Piszczek, który mocno zaangażował się w pomoc przy sukcesie klubu z rodzinnego miasta.

Tomasz Błaszczyk/PressFocus

- Noc przeleciała - śmieje się Damian Baron, grający trener świeżo upieczonego beniaminka III ligi. - Ale było spokojnie. Czasy takie, że ciężko gdzieś zawitać. Posiedzieliśmy z chłopakami, pośpiewaliśmy, pocieszyliśmy się - opowiada 34-latek. 

Przedłużony karny

A było co świętować. Awans rodził się w dużych bólach. Po ponad 6 miesiącach bez gry o stawkę piłkarzom LKS-u w decydującym starciu przyszło rywalizować na grząskiej od ulewnego deszczu murawie. Mecz trwał 120 minut, choć gdyby Kamil Moritz z Szombierek zamiast w słupek trafił w regulaminowym czasie gry odrobinę celniej, to z szatni "Zielonych" po końcowym gwizdku mogłyby dobiegać chóralne śpiewy. -  W pierwszej połowie rywalem mieli sporo groźnych stałych fragmentów. Obie drużyny w tym okresie głównie się sprawdzały, uważały, by nie nadziać się na kontrę. Faktycznie, gdyby po przerwie Moritz zamiast w słupek trafił do siatki, mogło być różnie. Ale może szczęście sprzyja lepszym? - zastanawia się Damian Baron.

O losach spotkania zaważyły celne uderzenia doświadczonego Piotra Ćwielonga. Zaczęło się od perfekcyjnie wykonanego rzutu wolnego, po którym na początku dogrywki goczałkowiczanie wyszli na prowadzenie. - Rywal popełnił błąd, faulował tuż przed polem karnym. Wiedziałem, że Piotrek będzie strzelał. Pomyślałem, że dla niego to taki przedłużony rzut karny. Musiał tylko trafić w światło bramki - przekonuje trener LKS-u.

34-letni "Pepe" tuż przed końcem gry postawił kropkę nad "i", skutecznie kończąc kontrę swojego zespołu. I choć na boisku w Łaziskach miał momenty przestojów, okazał się najjaśniejszą postacią całego widowiska. - Jeśli ma się w drużynie takich zawodników, trzeba czekać, aż będą mieli swój moment - mówi Baron przyznając, że nie zamierzał ściągać Ćwielonga z boiska.

Analityk "Piszczu" na łączach

Zmiany okazały się jednak jednym z kluczowych elementów niezbędnych do przechylenia szali na korzyść Goczałkowic. Zwycięzca drugiej grupy IV ligi zgodnie z uzgodnionymi wcześniej zasadami przeprowadził aż sześć takich roszad. Tuż przed końcem regulaminowego czasu gry 34-letni trener zmienił zresztą... samego siebie, dając pograć o 5 lat starszemu Piotrowi Maroszkowi. - Grałem niecałe 90 minut i też zaczęły łapać mnie skurcze. Boisko było bardzo dobre, ale przez dwa miesiące trenowaliśmy w upałach, na twardej nawierzchni, a graliśmy w ulewie na grząskim terenie. To musiało wejść w nogi, ale byliśmy na to przygotowani. Wydaje mi się, że ze zmianami trafialiśmy w dziesiątkę, a Szombierki w końcówce fizycznie chyba zaczynały wyglądać trochę słabiej od nas - analizuje trener LKS-u.

Z wydarzeniami na boisku w Łaziskach Górnych na bieżąco był Łukasz Piszczek. Fundator i twarz akademii w Goczałkowicach tego samego dnia w roli kapitana poprowadził Borussię Dortmund do cennego zwycięstwa z RB Lipsk. Mając już w kieszeni tytuł wicemistrza Niemiec zrezygnował ze wspólnego powrotu z drużyną, zamiast podróży samolotem wybierając przejazd klubowym autokarem. - W trakcie dogrywki mogliśmy więc być na łączach. Zadzwonił, pytał o siły zawodników, rozmawialiśmy o tym, kiedy przeprowadzić ostatnią zmianę i do jakiego momentu trzymać ją w zanadrzu. Łukasz bardzo tym co się dzieje w Goczałkowicach żyje, pomaga jak tylko może. Dla mnie to duże wsparcie, mogę czerpać z ogromnej wiedzy taktycznej i piłkarskiej ogólnie - podkreśla Baron.

Piszczek pomagał zresztą sztabowi szkoleniowemu LKS-u również przed spotkaniem z Szombierkami. Analizował grę "Zielonych", udzielał cennych wskazówek. - Bardzo często się kontaktujemy, pomaga w rozszyfrowywaniu rywala. A jak już się za to zabierze, to u niego nie ma przebacz. Rozkłada przeciwnika na czynniki pierwsze, od deski do deski. Przed meczem z Szombierkami mocno poświęciliśmy się temu elementowi, bo w razie niepowodzenia nie było szans na rewanż.

Powracające pytanie

Dla Goczałkowic awans do III ligi to kawał historii, napisanej przez miejscowych piłkarzy.- Wszystko robiliśmy w tym kierunku. Fajnie, że udało nam się dołożyć cegiełkę do tego, by wypromować tą miejscowość - cieszy się trener LKS-u. Przed sezonem w niespełna 7-tysięcznej gminy nikt otwarcie gry o awans nie deklarował. - Nie chcieliśmy pompować balonika, ale po cichu celowaliśmy w pierwszą trójkę. No a gdyby się udało, mieliśmy przystąpić do baraży. Rozkręcaliśmy się powoli, rywale potracili w końcówce punkty i okazało się, że fotel lidera na który wskoczyliśmy, dał nam zagrać o awans. Trzeba było się do niego przygotować i wygrać - opowiada Damian Baron.

Czy 34-latek, który poprowadził zespół do makroregionu, będzie w stanie łączyć pracę szkoleniowca z grą na boisku również w bojach o III-ligowe punkty? - Zawsze pada to pytanie - śmieje się młody trener. - Rozmawialiśmy już z zarządem na ten temat, wyrażono chęć kontynuowania tej formuły. Jeśli to zafunkcjonuje, to jeszcze pogram. A jak poczuję, że nie mam szans łączyć grania z pracą trenera, będzie trzeba zawiesić buty na kołku. Chciałbym jednak liznąć jeszcze tej III ligi. Grałem kiedyś na tym poziomie i skorzystam z szansy, by wrócić. Tym bardziej, że czeka nas sporo meczów z rywalami ze Śląska, kilka ciekawych wyjazdów - wybiega w przyszłość Baron.

Nie będzie "bimbania"

- Czekają nas teraz wyzwania logistyczne, infrastrukturalne i sportowe. Jest nad czym pracować. To dla nas bardzo wysoki poziom, ale będziemy się chcieli na nim zaprezentować jak najlepiej. Na zawodowstwo się jednak nie nastawiamy - mówi Kazimierz Piszczek, wiceprezes klubu, a prywatnie tata Łukasza. Wyzwań przed LKS-em będzie sporo. Tylko w ramach tych sportowych beniaminkowi przyjdzie rywalizować z takimi markami jak Polonia Bytom, czy Ruch Chorzów. - Graliśmy już sparingi z III-ligowcami. Wiadomo, że to co innego niż zmagania o stawkę, ale żadna z drużyn nie odpuszczała, a wypadaliśmy nieźle. Na pewno część zawodników będzie musiała się przestawić na wyższy poziom, ale w dużym stopniu już jesteśmy gotowi. Musimy poszukać przede wszystkim młodzieżowców, zwiększyć rywalizację tak, by nikt nie czuł się pewny miejsca w składzie i nie bimbał na treningach. Nie u nas takie coś! - jasno deklaruje Damian Baron.

Piłkarze LKS-u póki co dostali kilka dni wolnego, ale wkrótce ponownie spotkają się w klubie. Kształt drużyny przed sezonem 2020/21 zmieni się niewiele. Pierwszym "nowym" na pokładzie ma być 18-letni bramkarz Rozwoju Katowice, Patryk Szczuka. Kluczem dla podjęcia rywalizacji na wyższym poziomie wydaje się jednak utrzymanie silnej kadry, jaką udało się zbudować w ciągu ostatnich miesięcy. - Na razie nikt nie zgłosił chęci odejścia. Mamy tydzień urlopów, spotkamy się w poniedziałek i mam nadzieję, że wszyscy zostają na pokładzie. Nie wierzę, że po awansie ktoś będzie chciał się pożegnać - zakłada z optymizmem trener LKS-u.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również