"Zrobili to jak Barcelona". W Warszawie lider bije mistrza!

19.09.2020

Górnik Zabrze - zwłaszcza przed przerwą - dał prawdziwy koncert przy Łazienkowskiej. Zabrzanie zasłużenie wygrywają w Warszawie, zachowują fotel lidera i miano absolutnej rewelacji początkowej części sezonu!

Adam Starszyński/PressFocus

Pisaliśmy przed tygodniem, że to nie zabrzanie powinni bać się sobotniego meczu przy Łazienkowskiej. I z pewnością wyszli na plac gry bez zbędnego strachu, za to z dużą pewnością siebie i pomysłem na to, jak wygrać w lidze po raz czwarty z rzędu.

Ową pewność siebie przekuli na gola już w 4. minucie, przeprowadzając piękną, ofensywną akcję. Wynik otworzył Alex Sobczyk, finalizując atak zainicjowany przez Alasanę Manneha i korzystając z asysty Bartosza Nowaka.  "Zrobili to jak Barcelona!" - krzyczał komentator Canal+. Podopieczni trenera Marcina Brosza nie zamierzali rezygnować ze swojego stylu. Dalej wysoko atakowali swojego przeciwnika, a po odbiorze piłki błyskawicznie przedostawali się pod jego bramkę. Okazje na trafienia mieli Jesus Jimenez i Sobczyk, wreszcie w 17. minucie kolejną koncertową akcję celnym uderzeniem zakończył Nowak.

Warszawianie częściej mieli piłkę, ale zupełnie nie radzili sobie z agresywną i przemyślaną grą lidera tabeli. Co prawda Martin Chudy musiał bronić uderzenia Jose Kante i Tomasa Pekharta, a w końcówce pierwszej odsłony Górnicy skutecznie zneutralizowali groźną akcję, po której Czech musiał wycofywać piłkę do Luquinhasa, ale wątpliwości co do wyniku nie było żadnych - zabrzanie absolutnie zasłużenie wygrali pierwszą połowę 2:0.

Fani z Łazienkowskiej, którzy jeszcze przed przerwą w niewybrednych słowach sygnalizowali swoje niezadowolenie z postawy legionistów, niespełna trzy minuty po zmianie stron musieli przełknąć kolejną gorzką pigułkę. Naciskani obrońcy Legii znowu popełnili błąd, Sobczyk zagrał do Jesusa Jimeneza, a ten swobodnie ograł Artura Jędrzejczyka po czym wpakował piłkę w okienko bramki Boruca.

W 54. minucie Paweł Gil podyktował "jedenastkę" dla gospodarzy. Przemysław WIśniewski, goniący Luquinhasa staranował swojego rywala. Analiza VAR wykazała jednak, że defensor zabrzan przewinienia dopuścił się jeszcze przed "szesnastką",  karnego zatem trzeba było odwołać. A rzut wolny mimo bliskiej odległości korzyści nie przyniósł warszawianom żadnej - Domagoj Antolić kopnął wyraźnie nad bramką.

5 minut później piłkarze Vukovicia zdobyli swoją jedyną jak miało się okazać bramkę. Wprowadzony po przerwie na boisko Paweł Wszołek uciekł prawą stroną Erikowi Janży, a jego akcję pewnym uderzeniem sfinalizował Bartosz Slisz. Gospodarze zepchnęli zabrzan do głębszej defensywy, ale okazji bramkowych mieli z tego niewiele - Górnik bardzo pewnie "kasował" ich kolejne ataki, a z biegiem czasu odsunął rywala od swojej strefy obronnej. Co prawda warszawianie co jakiś czas machali rękami w stronę sędziego domagając się rzutu karnego, ale i to czynili tego dnia bezskutecznie.

Komplet zwycięstw, najwięcej zdobytych goli w lidze, niemal najskuteczniejsza obrona i przede wszystkim - największa liczba punktów. Dorobek piłkarzy Marcina Brosza po pierwszej fazie sezonu jest kapitalny i tylko zaostrza apetyty fanów z Roosevelta. Za tydzień okazja do przedłużenia imponującej serii - do Zabrza przyjedzie znajdująca się w wyraźnym dołku Wisła Kraków. 

Legia Warszawa - Górnik Zabrze 1:3 (0:2)

0:1 - Alex Sobczyk 4'
0:2 - Bartosz Nowak 17'
0:3 - Jesus Jimenez 47'
1:3 - Bartosz Slisz 60'

Legia: Boruc - Stolarski (83' Juranović), Remy, Jędrzejczyk, Mladenović - Luquinhas, Slisz, Antolić (62' Gwilia), Kapustka (46' Wszołek) - Kante (76' Rosołek), Pehkart (46' Lopes). Trener: Aleksandar Vuković.

Górnik: Chudy - Massouras, Wiśniewski, Koj, Gryszkiewicz, Janża - Prochazka (63' Kubica), Manneh, Nowak (63' Ściślak) - Sobczyk (53' Krawczyk), Jimenez (90' Hajda). Trener: Marcin Brosz.

Sędzia: Paweł Gil (Lublin)
Żółte kartki: Lopes, Juranović (Legia) - Wiśniewski (Górnik)

Widzów: 11 000

Przeczytaj również