Zagłębie - Podhale 2-5

Zagłębie musiało sobie radzić bez siedmiu zawodników. Kontuzje i urazy wykluczyły z gry Teddy’ego da Costę, Podlipniego, Opatovsky’ego, Wilczka, Kuca oraz Podsiadłę. Ponadto nadal nie może grać zdyskwalifikowany Dronia. W tej sytuacji do formacji obronnej przesunięty został Ślusarczyk.

Popularny "Ślusar" starał się jak mógł, ale nie ustrzegł się kilku błędów, a przede wszystkim zawalił czwartą bramkę dla nowotarżan. Mimo to należał do grona niewielu zawodników, którzy na lodzie dali z siebie wszystko. - Popsułem chłopakom statystyki. Cztery bramki padły gdy byłem na lodzie. W poprzednim sezonie także grałem w obronie, ale wcześniej miałem trochę czasu popracować na treningu. Teraz wszedłem do tej formacji z marszu i nie wyglądało to za dobrze. Dla Zagłębia jestem w stanie grać jednak wszędzie - mówił po meczu Artur Ślusarczyk.

Gospodarze dotrzymywali kroku rywalom przez pierwsze pół godziny. Potem było już tylko gorzej. Ostatni zryw miał miejsce po zdobyciu bramki na 2-4, ale chwilę później sosnowiczan dobił Kacir. Po pierwszej tercji na świetlnej tablicy widniał rezultat remisowy. Bramka dla Zagłębia to jednak zasługa fatalnie interweniującego bramkarza Szarotek, który w beznadziejny sposób przepuścił niegroźny strzał Pawlaka. Po raz kolejny dała o sobie znać nieskuteczność sosnowiczan. Mimo kilku wyśmienitych okazji, tylko dwa razy udało się im umieścić gumę w bramce rywali, w tym raz z wydatną pomocą golkipera gości.

- Myślę, że gdyby nie kontuzje, wynik mógł być dla nas korzystniejszy. Wówczas moglibyśmy marzyć o zwycięstwie. Dziś popełniliśmy za wiele błędów, które doświadczeni rywale wykorzystali z zimną krwią - powiedział po meczu Jan Vavrecka, szkoleniowiec Zagłębia.

Trudna sytuacja kadrowa sprawiła, że debiutu w barwach Zagłębia doczekał się 19-letni Łukasz Kisiel, syn Dariusza, wiceprezesa klubu.