Tychy - Sandecja 1-1 (k. 4-3). Nerwy do ostatnich sekund

12.08.2009
- Chwila nieuwagi i musieliśmy się męczyć kolejne 30 minut - irytował się Łukasz Kopczyk, obrońca GKS-u, po tym, jak Sandecja wyrównała w doliczonym czasie gry. W karnych lepsi jednak tyszanie.
Na trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu Wesecki mógł postawić kropkę nad "i” i byłoby po sprawie. Po dośrodkowaniu Dębowskiego uderzył jednak w słupek i nerwówki nie było końca. Tyszanie prowadzili w tym momencie jednym golem, który dawał im awans do następnej rundy. Goście postawili wszystko na jedną kartę i ruszyli na bramkę Suchańskiego. Przyniosło to nawet efekt. Kibice miejscowych odetchnęli jednak z ulgą, gdyż autor trafienia znajdował się na pozycji spalonej.

Podrażnieni piłkarze Sandecji nie dawali za wygraną i w ostatnich sekundach doliczonego czasu doprowadzili do wyrównania. - Przedłużyliśmy swoje nadzieje o kolejne pół godziny - cieszył się połowicznie Mateusz Broź, który wpisał się na listę strzelców. Radość nie była pełna, gdyż podłamani i zmęczeni tyszanie pokazali wielki charakter. - Chłopcy schodzili na chwilę przerwy wyczerpani i z pochylonymi głowami. Babiarz to nawet jak o szczudłach, gdyż miał skurcze w obu nogach. Bałem się, że rywal z nami "pojedzie” i dobije - przyznał Mirosław Smyła, szkoleniowiec GKS-u.

Trener stresował się zupełnie niepotrzebnie. Po powrocie na murawę jego podopieczni zapomnieli o tym, co się stało przed momentem. Wytrzymali napór przyjezdnych i doszło do rzutów karnych. Bohaterem serii "jedenastek” okazał się Suchański, który wybronił strzał Bani. Pomogła mu również poprzeczka i gospodarze cieszyli się z awansu.

Głos trenerów

Dariusz Wójtowicz (trener Sandecji): Zagraliśmy dobry mecz. Możemy żałować niewykorzystanych dwóch bardzo dogodnych sytuacji. W końcówce szczęście się uśmiechnęło, ale straciliśmy sporo sił w dogrywce. Jak się okazało, niestety na marne. A przed nami w sobotę kolejny mecz i może być ciężko.

Mirosław Smyła (trener GKS-u): Było to owocne przetarcie dla tych, którzy nie zawsze mieszczą się w pierwszym składzie. Spisali się bardzo dobrze. Emocje do samego końca sprawiły, że było to całkiem ciekawe widowisko, mimo ciężkich warunków spowodowanych deszczem.
autor: Mariusz Polak

Przeczytaj również